Dariusz Rosati o pracy w WGI

Emil Górecki
opublikowano: 2014-05-16 08:11

Po miesięcznej przerwie, wracamy na salę sądową, gdzie toczy się proces przeciwko członkom zarządu Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI). Na piątek 16 maja, sędzia wezwała pięcioro świadków, w tym Dariusza Rosatiego. Ponieważ Dariusz Rosati sprawuje mandat posła, jego przesłuchanie było możliwe za zgodą Marszałka Sejmu.

"PB" jako jedyna redakcja od początku relacjonuje proces WGI. Zobacz wszystkie teksty na ten temat >>

Dariusz Rosati, fot. Marek Wiśniewski
Dariusz Rosati, fot. Marek Wiśniewski
None
None

Rozprawa rozpoczęła się z opóźnieniem, bo sędzia utknęła w korku. Przed salą sądową toczą się rozmowy o pogodzie, która wszystkim utrudniała przyjazd do centrum Warszawy (w górach spadł śnieg, we Włoszech wyciągają puchowe kurtki). W korku utknął również profesor Rosati, ale zdążył przyjechać jeszcze przed rozpoczęciem posiedzenia. Właśnie od jego zeznań sędzia zdecydowała się rozpocząć.

Dariusz Rosati, lat 57, nauczyciel akademicki:

W 2005 r. dostałem propozycję, by wejść w skład rady nadzorczej tworzącego się funduszu WGI TFI. Przyjąłem tę propozycję, w radzie byłem kilkanaście miesięcy. Rada spotkała się kilka razy, bo WGI TFI nie podjęła działalności, dlatego że cały czas spółka czkała na zgodę nadzoru finansowego na prowadzenie działalności. Na wiosnę 2006 r. z doniesień prasowych dowiedziałem się, że doszło do nieprawidłowości w spółce matce WGI. Wtedy natychmiast złożyłem rezygnację.

Pytania obrońcy oskarzonych: Czy pańska praca miała cokolwiek wspólnego z nadzorem WGI DM?

- Nie.

Czy był pan w jakikolwiek sposób zaangażowany w działalność WGI DM?

- Nie.

Czy w tym czasie miał pan jakąkolwiek styczność z oskarżonymi?

- Nigdy ich nie widziałem, nie zabiegali o spotkanie ze mną, nigdy też nie prosili mnie o to, bym wypowiadał się o WGI w mediach.

Czy proszono pana o działania zmierzające do pozyskania klientów WGI DM?

- Nigdy nie było takiej sytuacji.

Czy kiedykolwiek wypowiadał się pan w mediach jako przedstawiciel WGI?

- Nigdy.

Oskarżycielka posiłkowa: czy pamięta pan od kogo wpłynęła propozycja współpracy z WGI TFI?

- Tak, to był Richard Mbewe, którego znałem z wcześniejszych kontaktów zawodowych.

To była jego propozycja, czy propozycja zarządu przez pośrednictwo?

- Oczywiście przyjąłem, że w imieniu spółki-matki.

Na czym polegała pana praca w radzie WGI TFI?

- Na niczym. Spotykaliśmy się raz na kilka miesięcy, żeby się dowiedzieć, czy wniosek o utworzenie funduszu zyskał akceptację władz. Dowiadywaliśmy się, że takiej zgody nadal nie ma. Wymienialiśmy poglądy na temat aktualnej sytuacji gospodarczej i rozchodziliśmy się do domu. TFI nie funkcjonowało.

Jak był pan wynagradzany?

- Otrzymywaliśmy wynagrodzenie za każde posiedzenie, nie były to duże kwoty, około 2 tys. zł, ale nie pamiętam dokładnie.

Czy zainteresował się pan faktem, ze wniosek jest tak długo rozpatrywany przez KPWiG?

- Temu były poświęcone nasze rozmowy. Uzyskiwaliśmy informację, że procedura musi tyle trwać, takie są wymogi prawne.

Pełnomocnik oskarżycieli: czy uczestniczył pan w sympozjach, konferencjach organizowanych przez WGI?

- Nigdy.

Czy wyrażał pan zgodę na wykorzystywanie pańskiego nazwiska w materiałach marketingowych spółki WGI?

- Nie, nigdy. Ale też nikt mnie o to nie pytał.

W jaki sposób przedstawiano strategię i cele WGI TFI, gdy składano panu propozycję?

- Nie pamiętam szczegółów. Uzasadnienie było takie, że dotychczasowa formuła działania WGI nie dawała możliwości prowadzenia biznesu na większą skalę, To było oczywiste, obowiązywała ustawa o funduszach inwestycyjnych i fundusze musiały uzyskać określone zgody, WGI tych warunków nie spełniało, więc starało się uzyskać zgodę i stworzyć nowy podmiot, którego warunkiem działalności było uzyskanie zgody.

Czy kiedy pan otrzymał propozycję, istniał już dom maklerski WGI, czy jeszcze nie?

- Chyba tak, ale nie pamiętam na 100 proc.

Jakimi przesłankami kierował się pan podejmując decyzję o wejście w skład rady?

- Zostałem tam zaproszony przez znajomego ekonomistę, który przedstawił mi pozytywną opinię o jej działalności, uznałem, że mogę podjąć się tej działalności, za określone wynagrodzenie.

Czy kiedy pan zasiadał w radzie, pojawiły się jakieś sygnały o nieprawidłowościach w WGI DM?

- Nie, pierwszy sygnał to chyba jakiś komunikat prasowy, że nadzór finansowy zawiesił licencję którejś ze spółek z grupy, ale nie WGI TFI. Zaraz potem złożyłem rezygnację.

 Strony nie mają więcej pytań, koniec zeznań świadka.

 Prof. Rosati był związany z WGI TFI – spółką córką WGI. Zasiadał w jej radzie nadzorczej od 2004 do 2006 r. Choć akt oskarżenia nie dotyczy tej spółki, to poszkodowani uważają, że prof. Rosati, ale także inni znani ekonomiści, jak Henryka Bochniarz, Witold Orłowski, Bohdan Wyżnikiewicz, Richard Mbewe i Tomasz Szapiro, uwiarygadniali politykę inwestycyjną grupy. Dotychczas z tego grona przed sądem nie zeznawała Henryka Bochniarz (usprawiedliwiona z powodu obowiązków służbowych) oraz Richard Mbewe (raz ukarany za niestawiennictwo, drugi raz nie było potwierdzenia o odebraniu wezwania).

Pozostali członkowie rady wskazywali, że statuty spółek w których organach zasiadali, nie dawały im szerszych uprawnień kontrolnych. Przekonywali również, że w grupie nie było powodów do niepokoju, oprócz niezrozumiale przedłużającej się kontroli Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG). Prof. Witold Orłowski przyznał, że nie był świadom, że jego osoba była wykorzystywana w celach marketingowych WGI, ale jeśli tak było – zaznaczył – to jest mu przykro.

Kolejnym świadkiem jest Damian S., lat 33, ekonomista.

Pracowałem w dziale inwestycyjnym WGI jako analityk, potem jako diler walutowy. Potem rozliczałem transakcje walutowe z działem księgowości. Zatrudniony byłem od 2004 do końca firmy w 2006 r. Z zeznań złożonych w 2007 r.: pracowałem na początku w dziale marketingu. Potem weryfikowałem mechanicznie systemy rozliczania transakcji walutowych. 

Pytanie pełnomocnika oskarżycieli: jaka była różnica między dwoma dealing roomami, które funkcjonowały w WGI?

- Nasz pracował nad mechanicznym systemem zawierania transakcji, ten drugi to byli ludzie, którzy zawierali transakcje według własnego klucza i intuicji. W firmie był komitet inwestycyjny. Nie wiem, kto wchodził w jego skład.

Czym pan się zajmował w dziale marketingu? Czy także podawaniem do publicznej wiadomości wyników finansowych WGI?

- Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Tam wspólnie z działem analiz dostarczaliśmy informacje ekonomiczne dla gazet czy serwisów informacyjnych, ale nie było to związane z wynikami firmy czy jej działalnością.

Kto w dziale marketingu podawał wyniki finansowe do mediów?

- Nie przypominam sobie, by ktokolwiek.

A czy były one publikowane na stronie internetowej?

- Jeśli tam były, to pewnie były publikowane. Nie potrafię wymienić nazwisk wszystkich osób, które pracowały w dziale marketingu. Moim przełożonym był Wojciech K., pozostałych nie jestem w stanie sobie przypomnieć.

Czy to był bardzo rozbudowany dział?

- Około czterech osób.

Żadnej z nich pan nie pamięta?

Zdecydowany sprzeciw adwokata oskarżonych, sędzia oddala pytanie.

Dalsze pytania pełnomocnika oskarżonych: kto zajmował się przygotowaniem raportów dla klientów WGI?

- Nie mam pojęcia.

Oskarżyciel posiłkowy: czy wykorzystywaliście w marketingu WGI nazwiska znanych członków rady nadzorczej, jak prof. Rosatiego?

- O ile sobie przypominam, to pan Orłowski, pani Bochniarz i pan Rosati nie byli związani w tą firmą, tylko ze spółką córką.

Koniec zeznań świadka. Kolejnym wezwanym do składania zeznań jest Marcin G. przedsiębiorca, lat 33.

Oskarżeni to moi byli szefowie, pracowałem w WGI jako analityk i diler walutowy od 2004 do 2006 r., kiedy firma przestała istnieć. Jako analityk walutowy byłem odpowiedzialny za przygotowanie analiz walutowych na potrzeby prasy ekonomicznej i na potrzeby firmy. Analizowałem dane spływające z rynku walutowego ze świata, na tej podstawie przygotowywałem syntetyczną analizę. Jako diler byłem odpowiedzialny za zawieranie transakcji walutowych na rynku forex.

Sędzia ujawnia zeznania z postępowania przygotowawczego z 2007 r. Świadek trafił do WGI przez rekrutację na SGH. Wyniki traderów walutowych były niejawne dla pozostałej części załogi przez tzw. chiński mur. Cel był taki, by wypracować mechanizm zawierania transakcji niezależny od wszystkich innych czynników.

Pytanie prokurator: czy to była pana pierwsza praca?

- Tak, kończyłem wtedy studia.

Jakie miał pan doświadczenie?

- Miałem ukończone studia i przez cały okres studiów interesowałem się rynkiem walutowym.

Pełnomocnik oskarżycieli: W pańskich zeznaniach pojawia się dział rozliczeń bankowych. Czy pan raportował do Józefa R, pańskiego bezpośredniego przełożonego i do tego działu?

- Ja nie miałem żadnego styku z tym działem.

Kto zajmował się pod względem technicznym i merytorycznym przygotowaniem raportów do klientów?

- Nie wiem, nie widziałem nigdy by były drukowane.

Jak działalność dilerów walutowych, która przynosiła straty, korelowała z wynikami spółki podawanymi na stronie internetowej?

- Nigdy nie powiedziałem, że systemy walutowe przynosiły tylko straty. Część z nich nie była skuteczna. W mojej pracy nie miałem żadnego styku z wynikami finansowymi firmy, to nie był dział powiązany. O wyniku firmy dowiadywałem się ze strony internetowej, nie pamiętam jakie były te wyniki, to nie było przedmiotem mojego zainteresowania.

Oskarżycielka: Powiedział pan że testowaliście 5-10 systemów, czy któryś był w pełni skuteczny?

- Nie pamiętam, to było 9 lat temu.

Co pan rozumie pod pojęciem „skuteczny system”?

- To skomplikowana materia z wiązana z pojęciem prawdopodobieństwa. System skuteczny to taki, który w długim okresie będzie przynosił dodatni wynik finansowy przy założonym zysku.

Czyli nie znaleźliście tego skutecznego systemu?

- Nie potrafię się odnieść do tego pytania. Nasza praca zakończyła się gdy firma została zamknięta, to dopiero były perspektywy tego, co mogliśmy robić.

Pełnomocnik: Jako młody człowiek podejmuje pan pracę. Co chciał pan osiągnąć podejmując tam pracę i czy pan to osiągnął?

- Chciałem się realizować zawodowo. Zdecydowanie nie osiągnąłem tego celu, bo firma zakończyła działalność, moje plany zawodowe uległy przerwaniu.

Jakie dane powinny znajdować się w raportach do klientów: rzeczywiste czy przewidywane?

Po proteście obrońcy, sędzia uchyla pytanie.

 Czy było panu wiadomo, dlaczego WGI straciła licencję?

- Nie wydawało mi się, że to było przedmiotem mojej pracy. Utrata licencji to było w zakresie szefostwa, zarządu. Dla wszystkich utrata licencji była zaskoczeniem.

Czy wiadomo panu o prowadzonych przez KPWiG kontrolach?

- Nie mam takich informacji.

Obrońca oskarżonych: czy pański dział, to taki rodzaj działu badawczo-poszukiwawczego?

- Tak.

Oskarżyciel: więc która komórka prowadziła realną politykę?

- Nie wiem.

Na śmiech oskarżycielki posiłkowej reaguje Łukasz K., oskarżony wiceprezes WGI: co jest śmiesznego w tym, że w firmie w której pracuje ponad 100 osób na powierzchni ponad 1 tys. mkw. nie wszyscy wiedzą co dokładnie dzieje się w pokoju o 100 m dalej?

Sędzia: proszę o zachowanie powagi, nie jesteście państwo tutaj pierwszy raz, znacie zasady.

Pełnomocnik oskarżycieli: jaką rolę pełnił drugi pokój dilerów, od którego byliście oddzieleni chińskim murem?

- Nie jestem kompetentny, żeby odpowiedzieć na to pytanie.

Czy po pracy w WGI DM pracował pan w jakimś innym domu maklerskim?

- Próbowałem, ale się nie udało.

 Nie ma więcej pytań, wszyscy świadkowie zostali przesłuchani, pozostały sprawy organizacyjne. Sędzia Anna Bator Ciesielska na wniosek oskarżycieli posiłkowych postanowiła wezwać kolejnych 26 świadków, w tym członków rodziny oskarżonych (dotąd wezwany został tylko ojciec Macieja S., ale skorzystał z prawa do odmowy składania zeznań), ekonomisty Piotra Kuczyńskiego, dyrektora w KNF Marika Szuszkiewicza (po raz kolejny) czy syndyków WGI Tadeusza Kretkiewicza i Lechosława Kochańskiego. Nie będą jednak zeznawali dziennikarze „Rzeczpospolitej” Anna Marszałek, Bertold Kittel i Grzegorz Brycki, a także Rafał Kasprów i Maciej Gorzeliński z firmy MDI, która zajmowała się PR grupy. Wniosek o przesłuchanie amerykańskiego maklera Romana Śledziejowskiego, który prowadził dużą część inwestycji WGI w Stanach Zjednoczonych, zostanie rozpatrzony dopiero, kiedy Ambasada USA dostarczy jego adres pobytu.

Maciej S., Łukasz K. oraz Andrzej S. są oskarżeni o wyrządzenie 1,2 tys. klientów WGI szkody w wielkim rozmiarze, którą akt oskarżenia określa jako 248 mln zł. Proces toczy się od września zeszłego roku.

Dotąd ustalone były terminy posiedzeń do końca czerwca. W wakacje intensywność będzie niska: dwie rozprawy w lipcu (3 i 7 lipca), przerwa w sierpniu, dwa terminy we wrześniu (3 i 8 września - to będzie rocznica rozpoczęcia procesu). Od października terminy mają być znacznie częstsze: 8, 15, 22 i 28 dzień miesiąca. W październiku sędzia chce wzywać biegłych w możliwie częstych rozprawach.