Ekonomiści głowią się, dlaczego spowolnienie gospodarcze nie prowadzi do nawet minimalnego wzrostu bezrobocia. Jednym z powodów może być przesunięcie lub złamanie słynnej krzywej Beveridge’a, opisującej zależność między wakatami a bezrobociem.
Rynek pracy utrzymuje się w bardzo dobrej kondycji i wciąż zaskakuje na plus. Pokazują to też najnowsze dane. Z tej okazji chcę przybliżyć problem, nad którym głowią się obecnie ekonomiści na świecie i który ma wpływ na interpretacje, co się dzieje i może się wydarzyć na rynku pracy. Chodzi o pytanie, czy przypadkiem nie doszło do przesunięcia lub nawet złamania słynnej krzywej Beveridge’a, która pokazuje, że schłodzenie rynku pracy musi się odbywać przez wzrost bezrobocia. Możliwe, że zmiany strukturalne na rynku pracy sprawiają, że rynek może się chłodzić tylko przez spadek odsetka wakatów, a nie wzrost bezrobocia, co oznaczałoby potencjalnie, że dezinflacja może być mniej kosztowna niż w przeszłości.

Najpierw dane. GUS podał w czwartek, że stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w kwietniu 5,2 proc. wobec 5,4 w marcu (rok temu w kwietniu było to 5,6 proc.). Spadek był zatem głębszy, niż wskazywały wstępne dane Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Jest oczywiście efekt sezonowy, ale po jego usunięciu otrzymujemy obraz bardzo stabilnego lub nawet minimalnie spadającego bezrobocia. Przypomnijmy, że wedle projekcji makroekonomicznych NBP bezrobocie już miało rosnąć*. Polskie PKB spada w ujęciu rocznym, a więc teoretycznie do pracy potrzeba mniej ludzi i powinniśmy zobaczyć większe zwolnienia. Praktyka wygląda jednak inaczej. Co się dzieje?
Nad podobną zagadką głowią się też ekonomiści w Stanach Zjednoczonych. Tam też bank centralny przewidywał wzrost stopy bezrobocia w reakcji na spowolnienie gospodarcze, a nic takiego nie nastąpiło. Pisałem zresztą kilka razy o tym zjawisku i przewidywałem, że w końcu ten wzrost bezrobocia zobaczymy. Może to był błąd.
Przekonanie, że schłodzenie gospodarki i rynku pracy musi wywołać wzrost stopy bezrobocia opiera się na teorii nazwanej krzywą Beveridge’a (od nazwiska angielskiego ekonomisty). Pokazuję ją na wykresie. Mówi ona, że wraz ze zmniejszeniem aktywności gospodarczej firmy zmniejszają liczbę nowo zatrudnianych osób, co obniża stopę wakatów (relację wakatów do liczby miejsc pracy), a jednocześnie zwiększają liczbę zwalnianych osób, co podnosi bezrobocie. Dlatego w cyklu gospodarczym stopa wakatów i stopa bezrobocia poruszają się wedle spadającej krzywej – stopa wakatów maleje i bezrobocie rośnie w czasie recesji, a odwrotnie w czasie przyspieszenia.
Oczywiście ta linia, wokół której porusza się rynek pracy, nie jest stała. Efektywność dopasowania między ludźmi szukającymi pracy a firmami szukającymi pracowników sprawia, że krzywa może przesuwać się w górę (większa stopa wakatów przy danej stopie bezrobocia, dopasowanie na rynku jest słabe, firmy nie mogą znaleźć ludzi), lub w dół (mniejsza stopa wakatów przy danej stopie bezrobocia, dopasowanie jest lepsze, firmy szybko znajdują pracowników). Te przesunięcia w górę lub w dół następują z powodów strukturalnych, a nie cyklicznych – na przykład ze względu na zmiany technologiczne, które mogą zmniejszać dopasowanie pracowników do oferowanych miejsc pracy.
Wielu ekonomistów, w tym ja, było przekonanych, że w obecnym cyklu będziemy poruszali się wedle stałej krzywej – gospodarka zahamuje, firmy zmniejszą liczbę wakatów i jednocześnie zwolnią część ludzi. Lawrence Summers i Olivier Blanchard – bardzo znani ekonomiści pracujący w USA – tak pisali w połowie 2022 r.: „Walka z inflacją będzie wymagać zmniejszenia liczby wakatów, a także wzrostu bezrobocia. Nadzieja banku centralnego na zmniejszenie wakatów bez zwiększania bezrobocia jest sprzeczna z historycznymi dowodami empirycznymi”.
Nie wszyscy byli jednak co do tego przekonani. Ekonomiści Fed Andrew Figura i Chris Waller przekonywali jesienią 2022 r., że rynek pracy jest w wyjątkowej sytuacji – pandemia sprawiła, że bardzo pogorszyło się dopasowanie pracowników do ofert pracy, co podniosło stopę wakatów bez wywoływania spadku bezrobocia. Rzeczywiście firmy miały ogromny problem ze znalezieniem pracowników i często zamieszczały kilka ogłoszeń na jedno miejsce pracy. Popyt na pracę był duży, podaż była słaba, to podnosiło płace i podtrzymywało inflację. Zdaniem tych ekonomistów schłodzenie rynku pracy może wywołać spadek stopy wakatów, ale niekoniecznie wzrost bezrobocia. Firmy zmniejszą liczbę ofert pracy, wzrost wynagrodzeń wyhamuje, ale stopa bezrobocia pozostanie niska. Efektywność dopasowania ludzi do miejsc pracy poprawi się. Innymi słowy, zmiana cykliczna i strukturalna nakładają się na siebie, wraz z wahaniem popytu następuje wzrost lub spadek dopasowania pracowników do miejsc pracy.
Na razie optymiści mają więcej racji. Zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak też Polsce obserwujemy spadek liczby oferowanych miejsc pracy, ale nie wzrost bezrobocia.
W Polsce występuje szczególnie ciekawe zjawisko. Już od kilku lat rynek pracy porusza się po innej trajektorii niż typowa krzywa Beveridge’a – stopa wakatów i stopa bezrobocia od 2018 r. są ze sobą pozytywnie skorelowane. To może oznaczać, że wszystkie zmiany mają charakter strukturalny, następuje wzrost i spadek jakości dopasowania miejsc pracy. Chłodzenie rynku przekłada się na ograniczanie poszukiwań przez firmy i łatwiejsze dopasowanie ofert i pracowników, ale nie na wzrost bezrobocia.
To powinien być argument za mocniejszym zaostrzeniem polityki pieniężnej, ponieważ społeczny koszt dezinflacji jest mniejszy. Adam Glapiński, prezes NBP, mówił w kwietniu, że inflację można by szybciej sprowadzić w dół tylko przez znaczący wzrost bezrobocia. Cóż, jak na razie ono nawet nie drgnęło, jest niższe od oczekiwań NBP, a rynek pracy dostosowuje się tylko poprzez zmiany wakatów.
* NBP analizuje stopę bezrobocia mierzoną badaniami ankietowymi, a nie rejestrami urzędów pracy. Te miary pokazują inny wynik. Ich zmiany są jednak zawsze niemal identyczne.
Podpis: Ignacy Morawski