"Oczywiście decyzja jest po stronie Komisji Europejskiej" - mówił w niedzielę w rozmowie z dziennikarzami szef klubu PO. Dodał, że ma nadzieję, iż potwierdzą się sobotnie informacje o wstępnym zaakceptowaniu planów restrukturyzacji i Komisja przyjmie je ostatecznie.
"Stawiamy zarzut grzechu zaniechania ekipie Platformy Obywatelskiej i panu ministrowi skarbu Aleksandrowi Gradowi o to, że dopiero po ośmiu miesiącach rząd zintensyfikował działania w ramach negocjacji z Komisją Europejską - mówił z kolei dziennikarzom przewodniczący zarządu głównego PiS Joachim Brudziński.
Dodał, że Jarosław Kaczyński, gdy był premierem, podczas wizyty w Brukseli w pierwszym miesiącu urzędowania, spotkał się z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jose Barroso i rozmawiał na temat stoczni.
"Chcę wierzyć w to, że przedstawicielom ministerstwa gospodarki i skarbu państwa uda się wynegocjować dalsze odroczenie zwrotu pomocy publicznej" - powiedział Brudziński.
Jego zdaniem to pierwszy krok, a kolejnym jest znalezienie wiarygodnego i poważnego inwestora. Powiedział, że liczy na to, iż rządowi uda się "dobrze wynegocjować proces prywatyzacji wszystkich trzech stoczni."
Poseł powiedział też, że restrukturyzacja "powinna być poza obszarem sporu politycznego".
W sobotę PAP dowiedziała się ze źródeł zbliżonych do rządu, że Komisja Europejska "wstępnie" zaakceptowała plany restrukturyzacji stoczni Gdańsk, Gdynia i Szczecin. Z kolei rzecznik komisarz UE ds. konkurencji Neelie Kroes Jonathan Todd powiedział PAP, że nie ma jeszcze decyzji w sprawie planów restrukturyzacyjnych dla trzech stoczni.
"To nieprawda, że podjęliśmy decyzję" - zaznaczył Todd w rozmowie telefonicznej z PAP. "I będę zdziwiony, jeśli podejmiemy ją w ciągu najbliższego tygodnia" - dodał.
W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Skarbu Państwa przesłało do KE trzy programy restrukturyzacyjne dla stoczni: Gdańsk, Gdynia i Szczecin.
Gdyby Komisja nie zaakceptowała tych planów, stoczniom groziłby zwrot pomocy
publicznej, szacowanej na ok. 5 mld zł. Zwrot wsparcia przyznanego przez rząd od
2004 roku polskim zakładom mógłby oznaczać ich upadłość