Chrońmy środowisko, ale nie zapominajmy o biznesie

Partnerem publikacji jest K&K STONE
opublikowano: 2023-12-18 00:15
zaktualizowano: 2023-12-17 20:00

Rozmowa z Bartoszem Kaziród, właścicielem spółki K&K STONE

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

K&K STONE to firma rodzinna, o wieloletniej tradycji. Można powiedzieć, że dzieje kilku pokoleń rodziny Kaziród wyryte są w kamieniu.

To prawda. Przez pokolenia nieznacznie zmieniały się nazwa i logo naszego przedsiębiorstwa, ale rodzina Kaziród zawsze prowadziła swój biznes, co dzięki udanej sukcesji trwa do dziś. Zaraz po wojnie dziadek uformował własną działalność i od tego czasu nieustannie się rozwijaliśmy jako rodzina i jako firma. Kamień był początkiem i od zawsze jest częścią naszego biznesu, a w jakimś stopniu także nas samych. Od produkcji nagrobków aż do produkcji blatów, schodów i wielu innych elementów wykończeniowych, z dbałością o dokładność co do milimetra, zaspokajamy potrzeby nawet najbardziej wymagających klientów i sprawiamy, że ich wnętrza są piękniejsze. Studia na Akademii Górniczo Hutniczej naturalnie skierowały zainteresowanie ojca i moje na biznes metalurgiczny, co poskutkowało dywersyfikacją działalności firmy o nowe obszary. Od ponad 20 lat dostarczamy surowce dla potrzeb hutnictwa w Polsce i za granicą. Od 7 lat pracuję nad rozwojem naszej firmy pod logiem K&K STONE.

Utrzymanie dynamicznego rozwoju firmy w kilku kierunkach jednocześnie jest sporym wyzwaniem, ale K&K STONE się to udaje. Jak to robicie?

Od początku istnienia firmy staramy się celnie trafiać w potrzeby rynku. Każdego roku dążymy do bycia lepszymi wersjami samych siebie, w każdym z obszarów działania. Dokładamy starań, aby standard produktu odzwierciedlał wartość inwestycji naszego kontrahenta. Rozpoczynając współpracę, staramy się poznać nie tylko wymagania jakie przedstawia klient, ale i potrzeby, które nim kierują. Naszymi atutami niewątpliwie są elastyczność, powtarzalna najwyższa jakość czy indywidualne podejście do każdego tematu. Można powiedzieć, że hasło „jakość, dbałość i precyzja” to nasze motto. Jednak firma to przede wszystkim ludzie. To zespół, który tworzymy, gwarantuje nam nieustający rozwój. Wszyscy wymagamy od siebie i dajemy z siebie wszystko, a za tym idą pożądane efekty.

W przyszłości wyobrażam sobie, że będziemy dla hut w tej części Europy takim Global Storem, który będzie miał do zaoferowania znacznie więcej niż teraz. Na rynku widać niezliczoną ilość możliwości.

Z jakich sukcesów w każdej z gałęzi aktywności firmy jest pan szczególnie dumny?

Każdy obszar naszej aktywności przynosi mi dużo satysfakcji.

W kamieniarstwie wyspecjalizowaliśmy się w produkcie luksusowym, tym najtrudniejszym do wykonania. Dziś nie musimy już konkurować ceną, bo jakość naszych wyrobów mówi sama za siebie.

Bardzo cieszymy się z udanej „dywersyfikacji” naszych działań w obszarze hutnictwa. Staliśmy się znaczącym dostawcą materiałów nawęglających, odtleniających i spieniających w procesach hutniczych, u takich producentów jak CMC Poland, Cognor SA, Celsa HO czy Liberty Steel. W tym zakresie legitymujemy się certyfikatem ISO, a powtarzalność jakości dostarczanego przez nas surowca jest w tej branży podstawą.

Równie ekscytujący jest najnowszy projekt naszej firmy, a mianowicie budowa ekohuty aluminium w centrum Jury. Huta ma początkowo zajmować się produkcją wyrobów aluminiowych dla potrzeb hutnictwa, a z czasem rozszerzyć swoje horyzonty o branżę automotive.

Trzy minione lata, naznaczone pandemią i wojną, były trudne dla wielu przedsiębiorców. Czy K&K STONE odczuło ten kryzys?

Ostatnie lata prawdopodobnie dały się we znaki każdemu. Nam udało się wyjść z kryzysu obronną ręką i nadal sobie świetnie radzimy. Największy problem, z którym musieliśmy się uporać, był skutkiem zbrojnej agresji za naszą wschodnią granicą. Znakomita większość naszych materiałów pochodziła właśnie ze Wschodu, wiec po wybuchu wojny z dnia na dzień musieliśmy zerwać łańcuch dostaw i znaleźć nowe drogi pozyskania surowca, a to nie lada wyzwanie. Chociaż to nie my byliśmy winni zaistniałej sytuacji i była ona zupełnie poza naszą kontrolą, czuliśmy się odpowiedzialni za zabezpieczenie naszych klientów w produkty, które dostarczaliśmy do nich każdego dnia i dostarczamy nadal. Stawaliśmy na głowie, jak pewnie każdy w naszej branży, żeby przygotować odpowiednie ilości surowca i znaleźć nowe szlaki. Prawdopodobnie jako nieliczni byliśmy w stanie nieprzerwanie dostarczać surowce do produkcji stali. Był to ciężki czas, z którego wynieśliśmy duży bagaż doświadczeń. Zdaliśmy sobie sprawę, jak ważna jest dywersyfikacja działań. Jak istotna jest odpowiednia polityka stock’owa czy międzynarodowy kierunek rozwoju przedsiębiorstwa (global governance) - element naszej strategii ESG, który okazał się nie tylko kolejnym obowiązkiem, ale bieżącą i pilną potrzebą.

Wspomniał pan o strategii ESG, nie da się ukryć, że jest to aktualnie najgorętszy biznesowy temat. W jaki sposób K&K STONE realizuje politykę zrównoważonego rozwoju?

Myślę, że zrównoważony rozwój to podstawa współczesnego współistnienia w biznesie, ale nie tylko w nim. Środowisko jest dla nas bardzo ważne. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że to jedna z nielicznych spuścizn, jaką zostawimy przyszłym pokoleniom. Musimy być współodpowiedzialni za siebie, przyszłość i nasz gatunek. Stąd my, jako przedsiębiorstwo, staramy się podejmować inwestycje pro środowiskowe. Nowe linie produkcyjne, znacznie bardziej ekologiczne i energooszczędne od dotychczasowych, z pewnością poprawiają nasz wizerunek w tym zakresie. Zależy nam, aby producenci stali mogli otrzymywać produkt, który został wyprodukowany nie tylko wedle ich wymagań, ale żeby sama produkcja była na tyle ekologiczna jak to tylko możliwe. Chcemy, aby klienci używając naszego produktu, mieli pewność, że niejako sami stają się proekologiczni, prośrodowiskowi.

Przemysł hutniczy, jak mało który, potrzebuje ekorozwiązań, odpowiednich procedur, ale powinien również brać udział w procesie edukacji społeczeństwa, choćby poprzez edukację wewnątrz swoich jednostek. My jako niewielka jednostka nie zostajemy w tyle i wdrażamy procedury niezbędne do rozwoju w duchu ESG — już teraz obliczamy nasz ślad węglowy, aby organizować logistykę tak, by go minimalizować. Inwestujemy w laboratorium, którego procedury zgodne z wymogami ISO pozwalają nam badać materiał pod wieloma kątami, dzięki czemu możemy obniżać zużycie paliw niezbędnych do produkcji naszego asortymentu. Biorąc pod uwagę, jak niewielką jednostką jesteśmy, prawdopodobnie postawiliśmy sobie takie cele jako jedni z pierwszych w naszym segmencie. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że nie każdy pomysł z „nurtu eko” jest dobrze przemyślany czy odpowiednio przygotowany.

Niewiele osób odważa się głośno krytykować obowiązujący ekotrend. Gdzie według pana tkwią jego pułapki?

Należy pamiętać, że wprowadzanie strategii ESG jest wyzwaniem innej wielkości dla każdego przedsiębiorstwa. Wiele założeń powinno się zmienić, ponieważ obecne oczekiwania mogą doprowadzić do zamknięcia wielu przedsiębiorstw – nie ze względu na niechęć bądź lekceważenie – tylko dlatego, że nie każda firma jest w stanie odpowiadać tak sprawnie na nowe wyzwania, choćby ze względu na ograniczony budżet. Kluczem jest tutaj słowo „zrównoważony”. Powinniśmy zastanowić się, czy można wymagać od mikroprzedsiębiorstwa tyle samo co od korporacji… Potrzeba jeszcze wiele pracy nad procedurami weryfikacji możliwości każdej jednostki. Należy pamiętać, że wielu przedsiębiorców decydowało się na prowadzenie własnej działalności w zupełnie innej rzeczywistości, niektóre wymagania rodzą wątpliwości. Racjonalne podejście do każdego tematu i spokojna analiza każdego pomysłu przyniosłaby wiele więcej dobrego niż głośne, chaotyczne ekohasła, którym się przyklaskuje w obawie przed oceną i konsekwencjami tej oceny.

Raz jeszcze podkreślam i chyba mogę mówić tu za cały segment mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw – zdajemy sobie sprawę z potrzeby pracy dla dobra naszego środowiska, chcemy zmian, które poprawią jakość życia, ulżą Matce Ziemi — ale róbmy to rozsądnie. Zalegające zużyte baterie samochodowe, z którymi niezupełnie wiadomo co robić, zasięg, który rodzi wiele ograniczeń, przenoszenie emisji ze spalania z silnika do elektrowni, zamiast jej niwelowanie... Nie jestem również przekonany, że akurat Europa stanowi sedno problemu. Mam wrażenie, że powinniśmy znacznie więcej wysiłku przekierować na pomoc w tym zakresie do Chin czy Indii, gdzie ingerencja przemysłu w środowisko jest dużo bardziej dotkliwa. Decyzje podjęte bez dokładnej analizy niekoniecznie są idealne. Przecież wydobyty i złożony na hałdzie węgiel kamienny nie jest odpowiedzialny za emisje, dopiero jego spalanie szkodzi, a jednak zamknięto znakomitą większość kopalni — mam nadzieje, że każdy wie, czego pozbawiamy się w ten sposób. Życzyłbym sobie na przyszłość, abyśmy wszyscy kroczyli w stronę zmian, które będą ograniczały naszą ingerencję w środowisko, ale róbmy to bez szkody dla nas samych. Zróbmy to mądrze.

Organizator

Puls Biznesu

Autor rankingu

Coface