Boże Narodzenie A.D. 2020 będzie inne niż wszystkie. Dla części z nas samotne, bo nie odwiedzimy bliskich. Niektórzy, paradoksalnie, spędzą święta w sposób, o którym marzyli od dawna: bez pospiesznych wizyt u kolejnych krewnych. O emocjach, które mogą nam wtedy towarzyszyć i sposobach radzenia sobie z nimi, mówi dr n. med. Tomasz Gondek, specjalista psychiatra.
Podobno badania prowadzone przez 75 lat na Uniwersytecie Harvarda wykazały, że kluczem do poczucia szczęścia są relacje łączące nas z innymi ludźmi. Jak o nie dbać, gdy obecnie spotkania twarzą twarz są często niemożliwe lub znacznie ograniczone?
To prawda, jest to badanie o niezwykle długim okresie obserwacji. Objęło całe życie uczestników, co pozwoliło na wyciągnięcie interesujących wniosków. Okazało się, że bliskie relacje z innymi są nie tylko najważniejszym czynnikiem wpływającym na przeżywanie szczęścia w życiu, ale wpływają także korzystnie na stan naszego zdrowia. Bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem jest dla nas naturalny, gdy możemy nie tylko słyszeć i widzieć tę osobę, ale także móc ją objąć czy spędzić z nią czas w bliskiej odległości. Bliskości fizycznej, niestety, nie może zapewnić nam w czasie obowiązujących ograniczeń współczesna technologia, zatem kontakt na odległość będzie – siłą rzeczy – niepełny. Pozostając z dala od bliskich, możemy jednak nie ograniczać się jedynie do rozmowy telefonicznej czy połączenia wideo. Warto przypomnieć sobie, w jaki sposób spędzaliśmy z nimi czas w czasie świąt i postarać się wykorzystać dostępną technologię, by kontakt był. Jeśli w każde święta graliśmy np. z dziadkami w szachy, być może będziemy mogli zagrać tym razem przez internet. Nie zapewni nam to bliskości fizycznej, jednak pozwoli znów dzielić te same emocje.
Właśnie, lada chwila święta, które z powodu zaleceń wiele osób spędzi inaczej niż zwykle: w mniejszym gronie, nie odwiedzając np. starszych, schorowanych rodziców. Jak uporać się z trudnymi emocjami, które może zrodzić ta sytuacja?
Pandemia COVID-19 ograniczyła nasze życie w ogromnym stopniu. Obawiamy się o zdrowie bliskich, zwłaszcza będących w starszym wieku lub chorujących przewlekle, i ograniczamy bezpośredni kontakt z nimi już od wielu miesięcy. Święta zawsze były jednak szczególnym czasem, w którym podróżowaliśmy niekiedy w dalekie zakątki Polski, by móc tradycyjne spędzić ten czas w gronie rodziny. Epidemia odebrała nam wiosną możliwość spędzenia w dotychczasowy sposób świąt Wielkiej Nocy, ale mieliśmy nadzieję, że do grudnia sytuacja ulegnie poprawie. Niestety, stało się inaczej i ryzyko kontaktu z koronawirusem jest dziś znacznie większe niż jeszcze kilka miesięcy temu. Z tego powodu pojawiają się zalecenia rządzących, by ograniczyć do co najwyżej pięciu liczbę osób przyjeżdżających w tym okresie do jednego gospodarstwa domowego. Jednocześnie pojawiają się także idące dalej zalecenia, jak np. apel premiera Mateusza Morawieckiego, by pozostać w czasie świąt w domu, a po nich poddać się jeszcze dobrowolnej kwarantannie. Ograniczenia te u wielu osób będą budziły silne emocje, może pojawić się poczucie napięcia i gniewu, gdy odebrane zostaje nam to, co często w życiu najważniejsze – kontakt z bliskimi. Musimy jednak pamiętać, że emocji tych nie będziemy odczuwać tylko my, bo obostrzenia dotykają wszystkich. Taka świadomość pozwala często znaleźć w otoczeniu poczucie zrozumienia i pomaga uporać się z negatywnymi emocjami. Warto przypominać sobie o tym, że wszystkie trudności mają przecież na celu uchronienie przed chorobą tych, na których najbardziej nam zależy i w obecnej sytuacji brak bezpośredniego kontaktu będzie często wyrazem troski. Oczywiście, sytuacje są różne i niekiedy bezpośredni kontakt z bliskimi, którzy nie są w stanie radzić sobie samodzielnie, będzie jednak niezbędny.
Spójrzmy na problem z innej strony: pandemia weryfikuje także jakość naszych relacji. Może być tak, że niektórzy spędzą święta w sposób, o którym marzyli od dawna: bez pospiesznych wizyt u kolejnych krewnych, spotkań z osobami, których nie lubią. Może obecna sytuacja to paradoksalnie szansa, by wyrwać się z uwierających schematów rodzinnych i zadbać o swoje potrzeby?
Rzeczywiście, nie każdy człowiek odczuwa potrzebę spotkań w większym gronie w okresie świąt, są także osoby, które potrzebują tego kontaktu, jednak wiąże się to dla nich z dużym kosztem emocjonalnym. Wszystko zależy od naszych cech osobowości, od przeszłych doświadczeń i ewentualnych trudności wewnątrz rodziny, które niekiedy są długotrwałe. Część z nas nie obchodzi świąt i czas ten spędzi podobnie, jak inne dni wolne w roku. Święta spędzane w dużym gronie wiążą się także zawsze z ogromem pracy włożonej w przygotowanie się do nich. Nie rzadko zdarza się, że świąteczna krzątanina: generalne porządki i gotowanie, spoczywa na jednej czy dwóch osobach. Często są to ludzie, którzy mają duże poczucie odpowiedzialności za bliskich bądź nie chcą zawieść ich oczekiwań i w czasie świąt mogą wziąć na siebie wiele obowiązków, którym trudno sprostać. Dla nich skromniejsze i spędzone w węższym gronie święta będą być może odpoczynkiem, którego brakowało od dawna.
Czy przerwa w rodzinnych spotkaniach może być okazją do trwałego zdjęcia masek, które niekiedy zakładamy, by spełnić oczekiwania innych? Nie musimy np. udawać pobożniejszych, niż jesteśmy w rzeczywistości?
W ciągu naszego życia wchodzimy w różne role społeczne: jako dzieci, małżonkowie, rodzice, jako uczniowie i pracownicy, sąsiedzi, członkowie społeczności. W każdej z tych ról możemy prezentować się nieco inaczej, co wynika z naszych przekonań dotyczących funkcjonowania w konkretnym środowisku oraz z oczekiwań otoczenia i naszego stosunku do nich. Pozostawanie w czasie świąt w odosobnieniu sprawić może, że oczekiwania ze strony bliskich nie będą wpływały na nas w takim stopniu, jak zazwyczaj. Może zatem zmienić się sposób naszego funkcjonowania w niektórych życiowych sytuacjach i być może święta spędzane w inny sposób pozwolą nam dowiedzieć się czegoś więcej o nas samych.
Poglądy na pandemię bywają skrajnie różne nawet w obrębie jednej rodzinny. Jedni przestrzegają zaleceń, słuchają naukowców, inni przekonują, że zagrożenie jest wyolbrzymiane, a epidemia to mistyfikacja. Wyobraźmy sobie, że wszystkie te osoby spotykają się przy świątecznym stole. Jak zachować spokój i nie zepsuć atmosfery, gdy dyskusja staje się zbyt gorąca?
Trudno dojść do porozumienia, gdy przekonania na temat pandemii tak fundamentalnie się różnią. Nie w każdej dyskusji kompromis będzie zresztą rezultatem, który chcielibyśmy osiągnąć. Przykładowo: osobie pracującej w szpitalu, która opiekuje się chorymi na COVID-19 o ciężkim przebiegu i ma na co dzień kontakt z umierającymi, nie będzie łatwo porozumieć się z kimś, kto żywi przekonanie, że na oddziałach covidowych leżą zdrowi statyści. Kompromis w tej sytuacji musiałby polegać prawdopodobnie na absurdalnym wniosku, że być może połowa pacjentów rzeczywiście choruje, a druga połowa składa się z aktorów. Dlatego, gdy nie jesteśmy w stanie przekonać do swoich racji drugiej osoby, mimo posiłkowania się danymi naukowymi, uznajmy, że w tej kwestii się nie zgodzimy i poszukajmy innych obszarów rozmowy. Takich, w których porozumienie jest możliwe. Ważne jest to, by dostrzec moment, w którym napięcie zaczyna narastać i postarać się wtedy o zmianę kierunku dyskusji. Tak, by pozwolić na wygaszenie narastającego nieporozumienia. Nie odwiedzamy przecież bliskich w czasie świąt, by się kłócić.
Za nami już dziewięć miesięcy koegzystencji z koronawirusem SARS-CoV-2. Naukowcy alarmują, że pokłosiem tej sytuacji jest zjawisko pandemicznego ostrego zaburzenia stresowego, którego objawy przypominają zespół stresu pourazowego. Obserwuje pan to zjawisko w swojej praktyce? Jak duża może być skala problemu w najbliższych miesiącach, latach?
Mamy już dowody wskazujące na to, że pandemia COVID-19 nie pozostaje bez wpływu na nasz dobrostan psychiczny. Dostępne publikacje wskazują na zwiększoną częstość występowania zaburzeń lękowych i zaburzeń snu, pojawiają się także alarmujące dane dotyczące problemów związanych z uzależnieniem od alkoholu i innych substancji psychoaktywnych. W swojej pracy obserwuje także rosnący problem uzależnień behawioralnych, w tym nadmiernego korzystania z sieci, a także więcej problemów dotyczących zaburzeń nastroju i zaburzeń związanych ze stresem. Pojawiła się w ostatnich miesiącach koncepcja pandemicznego stresu pourazowego, opisująca objawy będące reakcją na obecne obciążenie silnymi i przewlekłymi stresorami. Wyróżniamy wśród nich specyficzne dla obecnej rzeczywistości czynniki dwojakiego rodzaju: związane ze zdrowiem w czasie pandemii oraz związane z konsekwencjami środków podjętych w celu przeciwdziałania jej skutkom. Czynnikami tymi będą kwarantanna i niepewność wyniku testów, doświadczenie ciężkiego przebiegu choroby osobiście lub u kogoś bliskiego czy nawet śmierć z tego powodu w naszym otoczeniu. Także konieczność stałej opieki nad chorującym członkiem rodziny i lęk związany z dużym ryzykiem kontaktu z koronawirusem w miejscach publicznych, jak również izolacja i samotność, a nawet konieczność pracy z domu przy niekiedy niewystarczających warunkach, czy potrzeba łączenia pracy z jednoczesną opieką nad dziećmi. Niektóre z tych czynników będą miały traumatyczny wymiar, inne będą cechowały się bardziej powszednim charakterem, ale jednak wciąż z potencjałem do sprawiania znacznych życiowych problemów. Kontakt ze stresorem o traumatycznym nasileniu nie będzie stanowił różnicy między możliwym podejrzeniem zespołu stresu pourazowego, a podejrzeniem zaburzeń adaptacyjnych z powodu trudności, z którymi nie jesteśmy w stanie sobie poradzić. Obecna rzeczywistość przyniosła nam obciążenia, na które nie byliśmy przygotowani ani na poziomie jednostkowym, ani na poziomie całego społeczeństwa. Nie potrafimy zaadaptować się do tych warunków i prawdopodobnie przyniesie to dalsze negatywne konsekwencje dla naszego zdrowia psychicznego w przyszłości. W najbliższych miesiącach będą już dostępne wyniki współprowadzonego przez nas w Polsce międzynarodowego badania „Estimating the Effects of COVID-19 Outbreak on Mental Health”, które powinno rzucić więcej światła na rozmiary tych problemów.