Na skutek dużej krytyki resort cyfryzacji poprawił nieco projekt ustawy o ochronie małoletnich przed dostępem do treści nieodpowiednich w internecie.
— 16 maja nasz projekt przyjęła Rada Ministrów — mówi PB Janusz Cieszyński, minister cyfryzacji.
Chodzi o uniemożliwienie dzieciom dostępu do pornografii w sieci. Wszystko spadnie na barki dostawców internetu, którzy mocno skrytykowali tę koncepcję.

Firmy jako strażnicy moralności
Operatorzy telekomunikacyjni mają stać się strażnikami internetu. Ich obowiązkiem będzie przedstawienie abonentom usługi blokady treści pornograficznych, by zablokować dostęp do nich dzieciom. Dostawcy staną się więc swoistą komisją antypornograficzną, która będzie musiała samodzielnie ocenić, co jest pornografią, a co nie. Za to m.in. krytykowali projekt w trakcie konsultacji, wytykając, że nie będą mogli wypełnić tych zadań choćby z powodu braku definicji pornografii. Teraz będzie im nieco łatwiej, bo skrytykowany za jej brak resort cyfryzacji uzupełnił o nią projekt, który 16 maja przyjął rząd. Problem w tym, że najnowszy projekt nie jest dostępny. Nie wiadomo więc na razie, jak brzmi definicja pornografii. Za niewykonanie obowiązków operatorom grozić będą kary nawet do 3 proc. rocznego obrotu.
Branża telekomunikacyjna twierdziła ponadto, że to dostawcy treści jako najbardziej kompetentni powinni być obarczeni ustalaniem, co jest, a co nie jest pornografią oraz że powinno to być zadaniem państwa. Sugerowali też wzmocnienie zadań rodziców w celach uświadamiających dzieciom szkodliwość korzystania z treści porno.
„Projekt ustawy powinien przede wszystkim być adresowany do osób i podmiotów prezentujących pornografię w internecie i nałożyć na nie obowiązek wdrożenia skutecznych mechanizmów weryfikacji wieku. Warto zauważyć, że w Polsce od lat funkcjonuje już mechanizm blokowania domen internetowych. Tym samym istnieją rozwiązania techniczne i prawne, które przy stosunkowo prostej modyfikacji mogłyby w sposób właściwy i sprawiedliwy zminimalizować problem dostępu małoletnich do pornografii w sieci” — napisał w opinii do projektu Włodzimierz Schmidt, prezes IAB Polska.
Podobnych stanowisk było więcej. „Dostawca internetu nie może blokować dostępu do żadnych treści, aplikacji czy usług, które są zgodne z prawem, a pornografia jest w Polsce, z wyjątkami, legalna. Ponadto zarządzanie ruchem w sieci nie polega na monitorowaniu treści” — napisał Karol Skupień, prezes Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej.
Projekt spotkał się z ostrą krytyką nie tylko branży telekomunikacyjnej, która domaga się wyrzucenia go do kosza, wiele zastrzeżeń wystosowały także Konfederacja Lewiatan, Rządowe Centrum Legislacji i Urząd Komunikacji Elektronicznej (główne zastrzeżenia w ramce).
Zamknąć internet wszystkim
Projekt stanowi, że dostawcy internetu mają raportować resortowi cyfryzacji wywiązywanie się z zadań. Mają do niego wpływać informacje o abonentach, którzy zgodzili się na blokadę stron porno, ale także tych, którzy się nie zgodzili. Po interwencji Urzędu Ochrony Danych Osobowych resort cyfryzacji miał się wycofać z żądania uzyskiwania danych osobowych. „Przedsiębiorcy będą weryfikować jedynie wiek użytkownika, a nie odwiedzane strony. Nie ma zatem ryzyka przetwarzania danych wrażliwych. Weryfikacja wieku może sprowadzać się do okazania dokumentu tożsamości lub stosowania innych mechanizmów, na potrzeby których może dojść do przetwarzania danych jednakże tylko i wyłącznie w zakresie niezbędnym do tej weryfikacji” — poinformował resort cyfryzacji.
Podobne obowiązki mają spaść także na dostawców Wi-Fi w centrach handlowych i restauracjach. Urząd Komunikacji Elektronicznej wytknął, że nie wiadomo, w jaki sposób centra handlowe i restauracje miałyby weryfikować wiek osób korzystających z dostępu do stron porno. Resort cyfryzacji odpowiedział, że dobór sposobów weryfikacji będzie należał do udostępniających W-Fi. „W przypadku braku możliwości wprowadzenia skutecznych mechanizmów weryfikacji wieku blokowaniem będą objęci wszyscy użytkownicy” — poinformował resort. To oznacza przejście do zasad odpowiedzialności zbiorowej.
Urzędnicy będą mogli kontrolować dostawców internetu pod kątem wypełniania obowiązków. „W ramach tych czynności analizie poddane mogą być np. dokumentacje, środki techniczno-organizacyjne wykorzystywane przez dostawców, informacje zawarte w raporcie. Kontrole powinny dotyczyć aspektów technicznych oferowanych usług, tj. wywiązywania się z obowiązków zapewnienia prostej aktywacji usługi, skuteczności wdrożonych środków, wywiązywania się z obowiązków informacyjnych. Kontrole wszczynane są z urzędu, natomiast ich przyczyną może być indywidualna skarga i wówczas również postępowanie będzie dotyczyć indywidualnych użytkowników” — poinformował resort cyfryzacji.
Projekt trafi teraz do Sejmu.
Ustawa ma wejść w życie 1 września 2023 r.
Organizacje biznesowe wytykają:
- naruszenie prawa Unii Europejskiej
- deprecjonowanie wagi i roli edukacji i wychowania
- pomijanie przepisów prawa oraz rozwiązań technicznych służących ochronie małoletnich przed nieodpowiednimi treściami
- nieuzasadnione i niesprawiedliwe nakładanie obowiązków na dostawców internetu
- przerzucanie na prywatnych przedsiębiorców zadań państwa
- tworzenie fałszywej wizji rozwiązania skomplikowanego problemu społecznego przez proste zakazy i nakazy
- stwarzanie politycznej pokusy do blokowania kolejnych kategorii treści i usług
