Jedna z czterech europejskich fabryk General Motors może zostać zlikwidowana. Oby nie śląska...
Ostatnie tygodnie nie są dobre dla gliwickiego Opla. Po przegranej z hiszpańską Saragossą rywalizacji o produkcję modelu Merriva i spekulacjach dotyczących ograniczenia produkcji Astry II wczoraj znowu zapaliła się czerwona lampka.
— W przyszłości będziemy potrzebowali mniej zakładów — powiedział w wywiadzie dla „Financial Times” Hans Demant, szef Opla.
Informacjami dziennika zaskoczony jest Przemysław Byszewski, rzecznik GM Poland.
— Nie mieliśmy sygnałów, że fabryka może być zamknięta. Nic na to nie wskazuje, zwłaszcza że mamy pełną produkcję i utrzymujemy zatrudnienie — mówi Przemysław Byszewski.
Cytowany przez gazetę Carl-Peter Forster, szef GM Europe, twierdzi, że decyzja o ewentualnym zlikwidowaniu jednego z europejskich zakładów produkujących model Astra zostanie podjęta najwcześniej pod koniec roku. W gronie zagrożonych są fabryki w Niemczech (Bochum), Belgii (Antwerpia), Anglii (Ellesmere Port) i Polsce.
— Bez kometarza — ucina Romuald Rytwiński, dyrektor generalny GM Poland i Opel Polska.
Wprowadzona niedawno strategia wewnętrznej rywalizacji, gdzie fabryki składają konkurujące ze sobą oferty pracy, jest zdaniem zarządu niezbędna, aby zapewnić porównywalne koszty produkcji aut między drogimi zakładami w Europie Zachodniej i tanimi we Europie Wschodniej. Poza tym Bochum i Ellesmere Port nie spełniają norm produkcyjnych wyznaczonych przez GM. Gdyby rzeczywiście doszło do licytacji, gliwicka fabryka musiałaby przedstawić konkurencyjną ofertę. Wydaje się, że atuty są po jej stronie.
— Wysoka jakość, niskie koszty pracy, rozwinięta sieć dostawców, bardzo dobre oceny i wykwalifikowani pracownicy — wymienia je Przemysław Byszewski.
Podpis: Anna Pronińska