Mobilny handel nie rósłby tak szybko, gdyby nie upowszechnianie się sprzętu przenośnego. W ubiegłym roku 10 proc. internautów w naszym kraju robiło zakupy za pośrednictwem tabletów (TNS Polska, „Mobile Life 2013”). Wśród użytkowników smartfonów odsetek ten osiągnął 31 (raport IAB Polska Mobile).

Nic dziwnego, że inwestycje w e-commerce, jeszcze kilka lat temu oceniane jako niezwykle ryzykowne, dziś stają się normą. Do świata internetu i mobile wchodzą też tradycyjne sklepy. Choć media elektroniczne oferują tym placówkom szansę na zwiększenie sprzedaży, przeniesienie działalności biznesowej do rzeczywistości wirtulanej w wielu przypadkach nie było ich pomysłem.

Zostały do tego przymuszone przez konsumentów, z których większość stanowią tzw. cyfrowi tubylcy – młodzi ludzie, którzy od urodzenia mieli kontakt z komputerami i siecią, a w ostatnich latach niemal nie odrywają się od mediów społecznosciowych, komunikatorów i smartfonów.

To ci klienci są największym wyzwaniem dla branży m-commerce. I to głównie oni napędzają zapotrzebowanie na kolejne nowinki technologiczne ułatwiające realizację transakcji na odległość, takie jak geolokalizacja, komunikacja bliskiego zasięgu (NFC) czy analiza predykcyjna (polega m.in. na przewidywaniu potrzeb konkretnego klienta).

Choć potencjał krajowego m-commerce jest bardzo duży, ciągle jednak daleko nam pod względem jego rozwoju do USA, Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Jeśli jednak nasze e-sklepy będą umiały odpowiadać na oczekiwania konsumentów i zrozumieją ich styl życia i komunikacji, to o przyszłość polskiego handlu mobilnego możemy być spokojni.