Czesi nie odpuszczają polskiej żywności

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2017-04-12 22:00
zaktualizowano: 2017-04-12 19:24

Najwięksi miłośnicy naszej żywności, czescy producenci i urzędnicy, wytaczają kolejne — choć podobne jak poprzednio — działa. Tym razem atakują w mediach nasze służby weterynaryjne.

Są takie historie, które nigdy się nie kończą. Czesi znowu zaatakowali towary z Polski. I podsuwają kolejne pomysły na ograniczenie ich zbytu. „Inspekcje każdego kraju unijnego dokładnie kontrolują produkcję żywności — i tę kierowaną na rodzimy rynek, i na eksport, by zapewnić, że jest bezpieczna i najwyższej jakości. Niestety weterynarze nie wszędzie pracują tak, jak powinni, a nasi nie są w stanie skontrolować całej importowanej żywności. Import rośnie dynamicznie i do ciągłego jego monitoringu potrzebowalibyśmy dziesięć razy więcej ludzi” — powiedział, cytowany m.in. przez portal Czeskiej Telewizji ceskatelevize.cz, Zbyněk Semerád, szef Czeskiej Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej.

Bloomberg

I wprost wskazał… Polskę, gdzie — jego zdaniem — służby weterynaryjne przechodzą „restrukturyzację i pilnują swoich pozycji zamiast kontroli”. Oliwy do ognia dolał jeszcze Miroslav Toman, prezes Izby Spożywców w Czechach, który zaapelował, by czeski rząd zakazał importu z Polski…

— Strona czeska nie sygnalizowała nam, żeby do tego kraju miały masowo napływać produkty złej jakości z Polski. Jesteśmy zdziwieni takimi wypowiedziami w mediach. Zachęcamy do bezpośredniego kontaktu, a nie przez prasę — komentuje Krzysztof Jażdżewski, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii. Czesi deklarują, że sami są w stanie sprawdzić zaledwie 15 proc. żywności, która przekracza ich granicę.

— Czasem wręcz wydaje mi się, że czescy producenci lepiej by zrobili, gdyby otworzyli zakłady w Polsce. Towary wyprodukowane w Czechach są bowiem znacznie mocniej kontrolowane — dodaje cytowany przez ceskatelevize.cz Miroslav Toman.

Zdeněk Jandejsek, szef Izby Rolniczej w Czechach, wskazuje konkretnie na jaja i mięso jako importowane produkty, które — jego zdaniem — mają zaniżoną cenę, a ich import ogranicza rozwój czeskiej produkcji.

— Czesi przyjęli taką formę walki z konkurencją, co jakiś czas przystępują do kolejnych ataków i robienia nam czarnego PR-u, często z wykorzystaniem różnych państwowych instytucji. Niestety jesteśmy już do tego przyzwyczajeni. Dlaczego kolejne działania pojawiły się teraz? Nie mam pojęcia, to, co widzimy to ciągły rozwój naszych eksporterów na tamtym rynku. Jednocześnie nie jest tak, że wysyłamy tam tylko produkty z najwyższej półki, ale takie, które zamawia kontrahent. Kolejno powtarzane zarzuty, np. o jakość mięsa, nie mają podstaw — mówi Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso.

Czeski serial

Czesi wręcz wyspecjalizowali się w działaniach uderzających w import żywności, w zasadzie przede wszystkim z Polski. Wiele razy próbowali wprowadzić przepisy przeszkadzające naszym eksporterom, jak np. obowiązek podania ceny odsprzedaży produktu na 48 godzin przed wprowadzeniem go do obrotu. Okólnik Państwowej Inspekcji Rolnej i Żywności nakazywał natomiast wprost szczególnie dokładną kontrolę towarów z Polski. Gazeta związana z Andrejem Babišem, czeskim ministrem finansów i właścicielem kilkuset firm z branży rolno-spożywczej, „doceniła” też polską kampanię billboardową, promującą naszą żywność na tamtejszym rynku.

Skomentowała, że ma to być próba pokazania wysokiej jakości pochodzącej z Polski żywności, ale — zdaniem gazety — w Czechach jej nie ma. Czołowy argument naszych sąsiadów brzmi: chcemy wyeliminować żywność słabej jakości. Nasza niezmienna odpowiedź to: skoro Czesi zamawiają tanie produkty, to nie mogą oczekiwać jakości z półki premium.