Chiny nie zgadzają się z tezą, że to przez ten kraj na świecie doszło do dramatycznego skoku cen ropy naftowej. W tym kontekście chińskie media cytują w piątek opinię ekonomisty z Państwowego Ośrodka Informacyjnego, Niu Li, odrzucającego twierdzenia o istnieniu "zagrożenia energetycznego" ze strony Chin.
Niu Li nie ukrywa, że w 2004 roku zużycie ropy zwiększyło się w Chinach o 15 proc., import zaś - o ponad 34 proc. Naukowiec zwraca jednak uwagę, że w ubiegłym roku Chiny zużyły 310 milionów ton ropy, co stanowiło "tylko" 8 procent globalnej konsumpcji. W tym samym czasie na zaspokojenie własnych potrzeb Stany Zjednoczone zużyły 938 mln ton.
W tym samym roku Chińczycy sprowadzili z zagranicy 149 mln ton (6 proc. globalnego importu tego surowca), Amerykanie - 590 mln t. 60 proc. konsumowanej ropy Chiny wydobywają u siebie, będąc jej szóstym producentem na świecie. Chińska energetyka jest tylko w 23 proc. oparta na tym surowcu. Zdecydowanie dystansuje go węgiel (68 proc.).
Według prognoz, za ok. 20 lat Chiny kupować będą na rynkach międzynarodowych już 60 proc. ropy, niezbędnej dla niezakłóconego funkcjonowania gospodarki.
Chiński ekonomista uważa, że ropa drożeje za sprawą zagrożenia terroryzmem i obaw o bezpieczeństwo dostaw oraz z powodu spekulacji. Oba te czynniki mają w 30-35 proc. przyczyniać się do wzrostu cen.