Drapieżnik na lodowej górze
Wymalowana złotą farbą twarz bohatera niniejszego tekstu bije z okładki.
Do tego zestawienie bajecznych obrazków z jego życia. Cóż to? Zaledwie czubek góry lodowej. Nie będzie to zatem wstęp do historii o młodym multimilionerze, któremu z facjaty nigdy nie schodzi śnieżnobiały uśmiech i który co dzień rano budzi się radosny pod kołdrą wypchaną studolarówkami. Czubek góry lodowej oznacza, że nie wszystko złote, co się świeci. Że sesje na Instagramie to jedynie wyrwane z kontekstu klatki. Że pod powierzchnią wody w lodowej bryle są upór, szczęście, talent, mordercza praca, pomysł. Że w zimnym oceanie pływają też rekiny, wliczone w rachunek bycia złotym dzieckiem polskiego biznesu, jak go ochrzciły niektóre media, gdy okazało się, że Robert Gryn wskoczył do elity najbogatszych Polaków.
— W życiu i biznesie jestem osobowością skrajną. To nieraz dobre, a nieraz bardzo złe. Myślę o tym, czy jest teraz świeży śnieg w Zermatt, by pojechać na heliskiing, naładować baterie i buchać kreatywnością w firmie. Nie zajmuje mnie polityka, nie wiem, kto i gdzie ma wpływy. Ale wiem, co to znaczy płacić wysoką cenę za stres i...