Rocznie pojazdy Bedmetu pokonują 6 mln km w transporcie ponadgabarytowym. To prawie tak jakby 150 razy okrążyły Ziemię.
Bedmet specjalizuje się w przewozie wielkich gabarytów, ładunków ponadnormatywnych i w tzw. transporcie kombinowanym, łączącym spedycję wodą, drogą i koleją. Firma działa od 1996 r. Wówczas zatrudniała jedynie trzech kierowców, a prowadzeniem biura zajmował się jej właściciel.
– Zaczynaliśmy od zdezelowanej nyski przez stara 28 po renault major. Dzisiaj to już historia – wspomina Wiesław Bednarz, właściciel Bedmetu.
Ważną datą był 2001 r. Wówczas kupili pierwszą działkę – 40 arów. Obecnie należą do nich ponad 3 hektary, a teren zniszczony przez wielką powódź w 1997 r. jest specjalną strefą. Wcześniej podnajmowali powierzchnie w aż pięciu różnych miejscach.
Dzięki 48 tys. EUR dofinansowania z programu Phare 2001 kupiono specjalistyczną naczepę i nowoczesny ciągnik siodłowy. To jednak był koniec unijnych dotacji. Starali się o inne fundusze, lecz okazało się, że firma transportowa nie może już dostać żadnych pieniędzy.
W nowym miejscu powstały: budynek biurowo-socjalny, utwardzany plac parkingowy, warsztat. Przybywa samochodów, specjalistycznych zestawów, naczep transportowych, w tym naczep modułowych i platform samojezdnych Kamag. Rośnie też zatrudnienie. Powstaje własny dział księgowości.
– W miejscu, w którym znajduje się siedziba firmy, stworzyliśmy nowe centrum magazynowo-przeładunkowe wraz z suwnicą bramową o udźwigu 80 ton. Mamy 7 tys. mkw. powierzchni pod przeładunki otwarte – wymienia Wiesław Bednarz.
Podkreśla, że transport ponadgabarytowy będzie odgrywał coraz większą rolę. W wielu branżach zaprzestaje się produkcji małych urządzeń, a tworzone są coraz większe. Obserwujemy to w energetyce, chemii, w przemyśle cementowym i spożywczym. To oznacza, że będzie rosło zapotrzebowanie na usługi Bedmetu. Tym bardziej że przewóz wielkich elementów drogami ma sporo ograniczeń, zyskuje więc tzw. transport kombinowany. Pracownicy Bedmetu przeładowywali już np. urządzenia z Chorwacji i transportowali je do cementowni na Ukrainie. Przewozili też prasy dla motoryzacji. Przyjechały z Włoch, a miały trafić na Białoruś i Ukrainę. Elementy wiatraków to również wielkie gabaryty, które trzeba przewieźć na miejsce ich instalacji.
Pandemia dała się firmie we znaki. Po pierwsze, prawie wszyscy pracownicy zachorowali. Po drugie, spadła liczba zamówień i przewozów.
– Przez siedem miesięcy musieliśmy szukać innych rozwiązań. Wykorzystaliśmy urlopy, wykonaliśmy remonty kapitalne naczep i pojazdów. Od kilku lat prowadzimy też inną działalność. Mamy cztery wiatraki w okolicach Koluszek, które wytwarzają ok. 8 MW energii. Właśnie z tej produkcji mogliśmy podreperować budżet spółki – przyznaje Wiesław Bednarz.
© ℗