Narasta fala pozwów frankowych. Eksperci przewidują trzy scenariusze, opisujące skutki dla sektora bankowego, PKB i budżetu: zły, gorszy i najgorszy
Na początku 2017 r. Jarosław Kaczyński przekonywał frankowiczów: „(...) powinni wziąć sprawy we własne ręce i zacząć walczyć w sądach. Nie dlatego, żeby nie ufać prezydentowi czy rządowi, tylko dlatego, że prezydent i rząd są w sytuacji, która w wielkiej mierze jest zdeterminowana uwarunkowaniami ekonomicznymi”. Frankowi kredytobiorcy wzięli to sobie do serca. Dotarliśmy do raportu (przygotowanego przez firmę doradczą z wielkiej czwórki na zlecenie Raiffeisen Banku International) o skutkach wszczętych przez nich spraw sądowych - dla sektora bankowego, gospodarki i budżetu. Autorzy przewidują trzy scenariusze rozwoju sytuacji: optymistyczny, umiarkowany i pesymistyczny.
Szala zwycięstwa się przechyla
Na rynku pojawiają się informacje, że obecnie już 95 proc. spraw wygrywają frankowicze. Na ubiegłotygodniowej konferencji wynikowej przedstawiciele PKO BP podważali te twierdzenia, wskazując, że w bank wygrał do tej pory siedem sporów, a przegrał dwanaście.
Rynkowa statystyka wygląda jednak inaczej. Według raportu RBI w I kwartale około 88 proc. postępowań zakończyło się wyrokiem korzystnym dla frankowiczów. Co ważne, w sądach pierwszej instancji w 70 proc. spraw orzeczone zostało unieważnienie umowy kredytowej, a w 30 proc. - konwersja kredytu na złote plus stawka LIBOR.
„Zmiana linii orzecznictwa na korzyść kredytobiorców CHF spowodowała wyraźny wzrost liczby pozwów - z 2 tys. w I kwartale 2019 r. do 4 tys. w IV kwartale 2019 r.” – czytamy w raporcie.

Fala spraw frankowych wpłynęła na ponoszone przez banki koszty ryzyka prawnego związanego z roszczeniami klientów. Odpisy z tego tytułu na koniec 2019 r. były sześciokrotnie wyższe niż 12 miesięcy wcześniej, a na koniec I kwartału 2020 r. łączna wartość rezerw i odpisów na sporne kredyty frankowe zbliżyła się do 2 mld zł. To jednak zaledwie kieszonkowe wobec możliwych kosztów uregulowania spraw z klientami. Na koniec ubiegłego roku suma odpisów stanowiła około 2 proc. wartości portfela walutowego. W najczarniejszym scenariuszu może skoczyć do... 80 proc.
Trzy scenariusze, wszystkie złe
Przewidywanie, w jakim kierunku pójdzie orzecznictwo sądowe i ile będzie pozwów, przypomina nieco wróżenie z fusów, bo w równaniu jest za dużo niewiadomych. Mimo to każdy bank ma model predykcyjny, do którego dostosowuje wysokość rezerw. Eksperci wynajęci przez RBI w swoim modelu uwzględnili dwa podstawowe założenia: prawdopodobieństwo niekorzystnych dla banków wyroków sądowych i liczbę pozwów. Wynikiem jest szacunkowa wysokość strat.

W scenariuszu optymistycznym wyroki zapadają fifty-fifty na korzyść banków i frankowiczów, liczba pozwów jest niewielka - 30 tys. w latach 2020-24 z pikiem w tym roku (do sądów trafi 10 tys. spraw). Przy takich założeniach eksperci oszacowali wysokość strat dla trzech typów orzeczeń: unieważnienia umowy, konwersji na złote z LIBOR i zwrotu spreadów walutowych. W pierwszym przypadku strata wyniesie 60 proc. wartości portfela, w drugim - o połowę mniej, a w trzecim 10 proc.

Wariant umiarkowany zakłada, że klienci wygrywają 75 proc. spraw. Liczba pozwów do 2024 r. wynosi 110 tys., przy czym kumulacja (40 tys.) następuje w przyszłym roku. W górę, do 70 proc. wartości portfela, idą koszty w przypadku unieważnienia umowy. Spadają natomiast do 25 proc. przy zmianie waluty kredytu na złote lub zaledwie 5 proc. w przypadku zasądzenia zwrotu spreadów. Zła wiadomość jest taka, że spodziewany spadek kosztów wyroków „złoty z LIBOR” wynika z założenia, że orzecznictwo sądowe będzie szło głównie w kierunku unieważniania umów.

Może być jednak gorzej, co opisuje scenariusz pesymistyczny. Tu 95 proc. spraw kończy się przegraną banków, a sądy są zasypywane pozwami - wpływa ich 280 tys. do 2024 r. (aż 100 tys. w 2022 r.). Koszty dla sektora? 80 proc. wartości portfela z tytułu unieważnienia umów, 20 proc. przy konwersji kredytów i zero za spready walutowe.

Problem nie banków, lecz państwa
Tysiąc złotych długu to problem klienta, milion złotych to problem banku. Analogicznie jest ze sporami frankowymi. Przyprawiają one o ból głowy zarządy i akcjonariuszy banków, jednak skutki odczuje cała gospodarka i budżet państwa. Eksperci przewidują drastyczny spadek możliwości kredytowych sektora w latach 2021-25 - w optymistycznym scenariuszu o 49 mld zł, w umiarkowanym o 283 mld zł i o 926 mld zł w czarnym. Będzie to wynik skurczenia się bazy kapitałowej banków po zawiązaniu rezerw na sprawy frankowe. Zdolność sektora do pożyczania pieniędzy najmocniej ucierpi w przyszłym roku, a więc w czasie rekonwalescencji gospodarki po koronawirusie. W zależności od scenariusza zmniejszy się o: 13 mld zł, 103 mld zł lub 344 mld zł.
Mniejsza aktywność kredytowa banków wpłynie na wzrost gospodarczy. Autorzy raportu prognozują, że w scenariuszu optymistycznym ujemny wpływ spraw frankowych na PKB wyniesie 98 mld zł, w umiarkowanym 572 mld zł, a w pesymistycznym aż 1,9 bln zł. Franki odbiją się też czkawką budżetowi państwa. Z tytułu mniejszych podatków - CIT, bankowego i VAT (w związku ze spadkiem akcji kredytowej i konsumpcji) - oraz składek na ubezpieczenia społeczne straty mogą wynieść odpowiednio: 34 mld zł, 200 mld zł lub 681 mld zł.
Raport zwraca też uwagę na problem, o którym coraz głośniej mówią nie tylko bankowcy: koszt rozstrzygnięć sądowych może uderzyć w stabilność sektora bankowego. Duże instytucje przypłacą to drastycznym spadku rentowności, przetrwają jednak batalię z klientami. Natomiast mniejsze, słabsze kapitałowo mogą sobie nie poradzić. Jest ryzyko, że Bankowy Fundusz Gwarancyjny będzie musiał wobec nich wszcząć procedurę resolution. Dopiero gromadzi na to fundusze, więc ewentualna akcja ratunkowa będzie wymagała zrzutki pozostałych banków, co dodatkowo pogorszy trudną sytuację finansową sektora.