We wtorek, 5 listopada, Amerykanie zdecydują, kto będzie kolejnym prezydentem ich kraju. Walka jest wyrównana - przedwyborcze sondaże pokazują zbliżone poparcie dla kandydatki Partii Demokratycznej Kamali Harris i kandydata Partii Republikańskiej Donalda Trumpa.
Polityka klimatyczna to jedna z kwestii, w których widać znaczące różnice między kandydatami. W przypadku wygranej Kamali Harris eksperci spodziewają się kontynuacji polityki prowadzonej przez administrację Joe Bidena. Natomiast retoryka Donalda Trumpa wskazuje raczej na niechęć do zobowiązań klimatycznych i skupienie na ochronie amerykańskich firm.
– To, jakie decyzje podejmie Donald Trump, jeśli wygra, jest pewną zagadką. Natomiast w jego programie wyborczym przewidziano wycofanie dużej części inicjatyw administracji Bidena, w tym jej polityki przemysłowej. Trump proponuje zamiast tego populistyczne rozwiązanie w postaci zniesienia podatków dochodowych i nałożenia cła na import, co miałoby sprzyjać rozwojowi rodzimego przemysłu w Stanach. Jednakże byłoby to destrukcyjne dla potencjału przemysłowego Stanów Zjednoczonych. Szczególnie że obecna polityka już przynosi efekty – mówi „Pulsowi Biznesu" prezes Instytutu Reform Aleksander Śniegocki.
Trudniejszy dostęp do rynku
Ryzyko wprowadzenia nowych ceł i innych protekcjonistycznych instrumentów handlowych dostrzega także Katarzyna Snyder z Instytutu Zielonej Gospodarki. Jej zdaniem może to także oznaczać faworyzowanie amerykańskich firm paliwowych i energetycznych.
– Jeśli nie bezpośrednio, w postaci konkretnych regulacji, to w domniemanym poparciu, jakiego Trump udzieli amerykańskim firmom, gdy podniesie cła – wskazuje Katarzyna Snyder.
Protekcjonistycznej polityki obawiają się także przedstawiciele biznesu. Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognor Holdingu, produkującego wyroby stalowe, uważa, że wygrana Donalda Trumpa może mieć daleko idące konsekwencje dla całej gospodarki światowej.
– To dlatego, że zapowiedział wprowadzenie ceł na import praktycznie ze wszystkich państw świata, nie tylko z Chin. Taki antyglobalizm może mieć bardzo duży wpływ na gospodarki Unii Europejskiej. Może spowodować wojny handlowe i doprowadzić do dużych zaburzeń gospodarczych – mówi Przemysław Sztuczkowski.
Preferencje dla swoich
Andrzej Michalski-Stępkowski, prezes Stowarzyszenia Stal Nierdzewna oraz Polskiego Stowarzyszenia Aluminium, zwraca uwagę, że polityka przemysłowa USA już od 2018 r. polega na coraz większej ochronie lokalnych producentów.
– Podejście to pozostało niezmienne mimo zmiany lokatora w Białym Domu. Narzędziem wspomnianej polityki jest nakładanie ceł na import towarów, nie tylko z Azji. Niezależnie od tego, czy wygra Kamala Harris czy Donald Trump, to się nie zmieni. Amerykanie mają jasne stanowisko i mocno stawiają na odbudowę lokalnego przemysłu. Być może w przypadku zwycięstwa Donalda Trumpa jedynie retoryka będzie bardziej stanowcza – mówi Andrzej Michalski-Stępkowski.
Amerykański rynek może więc stać się mniej dostępny dla firm z UE, w tym polskich przedsiębiorstw. Przy czym Unia Europejska nie jest tylko dostawcą, ale też odbiorcą amerykańskich produktów. Dlatego dysponuje argumentami podczas negocjacji dotyczących dostępu do rynku USA, zwraca uwagę Andrzej Michalski-Stępkowski.
Wygrana Kamali Harris to szansa na utrzymanie bliskiej współpracy transatlantyckiej w zakresie przyspieszania globalnej transformacji energetycznej, uważa Katarzyna Snyder. Jednak nie zmieni to podejścia amerykańskiej administracji do wspierania rodzimego przemysłu.
– Jeśli Harris wygra, to prawdopodobnie ustawa infrastrukturalna Bidena będzie nadal faworyzować amerykańską produkcję w zakresie czystej energii, np. magazynowania energii w akumulatorach, produkcji chipów oraz energii jądrowej nowej generacji, aby wesprzeć amerykańską gospodarkę – dodaje ekspertka Instytutu Zielonej Gospodarki.
Zmiana kierunku niepewna
Co do tego, czy ewentualna wygrana Donalda Trumpa oznacza odwrócenie polityki klimatycznej USA, nie ma pewności. Według Katarzyny Snyder USA mogą wówczas postawić na paliwa kopalne, a nie rozwój czystych technologii. Wyjątkiem może być Tesla, z uwagi na osobistą relację Donalda Trumpa z Elonem Muskiem. Ekspertka uważa, że Donald Trump może wycofać swój kraj z konwencji klimatycznej ONZ, a nie tylko z podpisanego w jej ramach porozumienia paryskiego. Mimo wszystko nie musi to oznaczać rezygnacji z dotychczasowych zielonych inwestycji w samych Stanach.
– Duże prywatne firmy i stany podjęły już znaczne zobowiązania w zakresie energii odnawialnej i redukcji emisji. Ich odwrócenie jest trudne pod względem finansowym i operacyjnym. Firmy takie jak Tesla mogłyby w ten sposób utrzymać obecność w regionach republikańskich, realizujących już te zielone inwestycje. Trump tego tak łatwo nie zmieni – uważa Katarzyna Snyder.
Podobnego zdania jest Aleksander Śniegocki.
– Polityka klimatyczno-przemysłowa Bidena dała impuls do dużych inwestycji w fabryki w stanach, gdzie przewagę ma Partia Republikańska. Próba zmiany polityki może więc się spotkać z silnym oporem nie tylko ze strony biznesu, ale też republikańskich senatorów – tłumaczy.
Andrzej Michalski-Stępkowski uważa, że amerykańskim firmom trudno byłoby wycofać się z globalnego trendu zielonych inwestycji. Także ze względu na politykę unijną.
– Unia Europejska wprowadza mechanizm CBAM, czyli graniczny podatek od emisji. Jeżeli Amerykanie stwierdzą, że nie chcą dbać o ich redukcję, to siłą rzeczy import produktów z USA do UE będzie droższy – zauważa.
W tym tygodniu jestem w Korei i Japonii i codziennie rozmawiam z przedsiębiorcami z Azji (Korea, Singapur, Japonia) oraz z Europy. Przedsiębiorcy w Azji są mocno zaniepokojeni sytuacją przedwyborczą, przy czym dużo poważniejszym czynnikiem ryzyka są dla nich napięcia geopolityczne na linii USA-Chiny niż polityka klimatyczna lub energetyczna USA.
Zarówno Korea, jak też Japonia prowadzą bowiem politykę klimatyczną i energetyczną w sposób zrównoważony, tj. opierającą się na technologiach dostępnych i dzialających. Z tej perspektywy europejska szarża regulacyjna, która podniosła ceny energii, jest dla nich mało zrozumiała.
Przedsiębiorcy niemieccy i francuscy szukają natomiast w Azji możliwości relokowania produkcji, bo - jak mówią - Polska i cała Europa Środkowo-Wschodnia są już za bardzo europejskie, czyli drogie i przeregulowane.
W powyższym kontekście znaczną niewiadomą i czynnikiem ryzyka dla firm polskich i - szerzej - dla przemysłu europejskiego nie jest sam wynik wyborów w USA, ale europejska polityka klimatyczna i energetyczna, która spowodowała, że Europa stała się najdroższym kontynentem do jakiegokolwiek inwestowania.
Co do sytuacji polskich firm w kontekście zbliżających się wyborów, to Selena działa w USA od 2001 r. i przeszliśmy dotychczas przez pięć cykli wyborczych, z których każdy miał być wyjątkowy i najważniejszy. W praktyce w ciągu ostatnich 20 lat, bez względu na to, z którego obozu pochodzili kolejni prezydenci, każda kolejna administracja pilnowała gospodarczego interesu USA. Tak też będzie tym razem. Dlatego wzmacniamy Selenę USA, która - mam nadzieję - będzie beneficjentem polityki gospodarczej rządu USA.
Zdaniem Aleksandra Śniegockiego wygrana Kamali Harris i utrzymanie dotychczasowego kursu w Stanach Zjednoczonych byłoby jednak preferowaną opcją dla transformacji klimatycznej i bezpieczeństwa Europy. Europa też korzysta na tym, że Stany Zjednoczone inwestują i rozwijają czyste technologie.
– Myślę, że jeśli Kamala Harris wygra, to nastąpi kontynuacja dotychczasowej polityki. Może też pojawić się większe pole do współpracy międzynarodowej i budowania zielonych sojuszy handlowych – dodaje prezes Instytutu Reform.
Na inny aspekt zwraca uwagę Przemysław Sztuczkowski, którego firma reprezentuje przemysł energochłonny, szczególnie wrażliwy na politykę klimatyczną.
– My absolutnie jesteśmy za zazielenieniem gospodarki, ale problem jest taki, że nikt tego na świecie nie przestrzega. W związku z tym do Europy płyną towary, w których cenie nie zawarto opłat za emisję CO2. W efekcie my straciliśmy konkurencyjność. Jeżeli Donald Trump będzie się wycofywał z zielonej polityki przemysłowej, to tym bardziej pogłębi różnice. Amerykańska gospodarka będzie wówczas zdecydowanie bardziej konkurencyjna niż europejska – mówi prezes Cognoru.
UE musi mieć własny kierunek
Katarzyna Snyder podkreśla, że bez względu na wynik amerykańskich wyborów Europa ma dużo pracy do wykonania, jeśli chce pozostać konkurencyjna w globalnym wyścigu technologiczno-gospodarczym.
– Mówię o reformach i inwestycjach, a także o jasnym i świadomym określeniu tego na ile społeczeństwa europejskie są gotowe być uzależnione technologicznie i energetycznie od innych, czasem nieprzyjaznych, globalnych aktorów. Czy chcemy być zależni od Chin? Od USA Donalda Trumpa? Od Rosji? Od krajów arabskich? Jeżeli nie, to Europa musi solidarnie, kompleksowo i w pełnej, nawet bolesnej, szczerości określić swoje cele, strategie i obowiązki. To się nie zmieni czy wygra Kamala Harris, czy Donald Trump – uważa ekspertka Instytutu Zielonej Gospodarki.
Aleksander Śniegocki uważa uważa, że wygrana Kamali Harris mogłaby stworzyć szansę na rozmowy pomiędzy USA a UE o wspólnych standardach w dziedzinie zielonych technologii. Jednak na wspólne podejście do opodatkowania emisji się nie ma co liczyć.
– Nie ma też sygnałów świadczących o możliwości wynegocjowania umowy o wolnym handlu między UE a USA. Brak takiej umowy generuje problemy w niektórych sektorach. Na przykład pojazdy wyprodukowane w Europie nie kwalifikują się automatycznie do ulg podatkowych w Stanach – mówi też prezes Instytutu Reform.
