

Dziś przez rynki przelewa się kolejna fala wyprzedaży, w centrum zainteresowania znajduje się wciąż wyprzedawany sektor technologiczny. Słabe dane z USA ponownie wystraszyły pozostałe na rynku byki i rzuciły cień na rynek nieruchomości. Jak daleko może sięgać wyprzedaż? Czy warto szukać dna spadków?
Od kilkunastu tygodni na Wall Street trwa ożywiona debata między grupą analityków, która wieszczy poważną recesję i dłuższy okres osłabienia a drugą grupą, która wciąż pozostaje przy tym, że mamy do czynienia z rynkową, głęboką korektą. Właściwie możemy założyć, że to, co stało się na rynku, nie ma już dziś znaczenia, a więc istotna jest tylko przyszłość. Zadajmy sobie więc pytanie jak widzi ją rynek? Z mediów wyłaniają się kolejne nagłówki straszące wzrostami cen, inflacją, podwyżkami cen energii i żywności. To wszystko w połączeniu z rosnącymi ratami kredytów, paraliżem łańcuchów dostaw, poważnym kryzysem na linii Pekin-Nowy Jork i największym konflikcie zbrojnym w Europie od 1945 roku nie mogło zakończyć się dla giełdy inaczej niż wyprzedażą po dwuletnim okresie dynamicznych wzrostów. Wszystkie te informacje rodzą w uczestnikach rynku niepewność oraz niechęć do ryzyka związaną ze spadkiem poczucia bezpieczeństwa i obawami o finansową płynność. Przez to zarówno fundusze jak i uczestnicy rynku ograniczają aktywność inwestycyjną. Tło sytuacji stanowi FED, którego polityka monetarna bynajmniej nie zachęca kupujących i podsyca obawy wokół finansowania ryzykownych inwestycji, jakimi ze względu na swoją naturę jest giełda. Jednocześnie biorąc pod uwagę ‘kaliber’ informacji, z jakimi zderzyli się konsumenci od lutego 2022 roku, możemy uznać, że panika na dobre zagościła na rynku, a ta zawsze stanowiła dobre otoczenie dla działalności inwestorów szukających okazji i niedowartościowanych biznesów. W końcu to, co sądzi rynek o biznesach prowadzonych przez spółki, nie ma bezpośredniego wpływu na ich rentowność, zatem możemy założyć, że jeśli biznes jest zdrowy, kwestią czasu jest powrót kupujących.