Amerykański optymizm jest znany na świecie.
W czwartek zobaczyliśmy go w pełnej krasie. Wystarczyło, że Unia Europejska
kolejny raz obiecała pomóc Grecji, żeby wszystkie obawy w USA zniknęły. To
prawda, że indeks w Atenach wzrósł o siedem procent, a różnica między
rentownością obligacji niemieckich i greckich spadla o 93 pb. (do 600 pb. –
Grecja płaci o sześć punktów procentowych więcej niż Niemcy za pożyczone jej
pieniądze). Napięcie zelżało, a pogłoski rynkowe mówiły, że do konkretnych
decyzji na linii UE – Grecja dojdzie nawet w piątek. Prawdą jest jednak i to, że
nieraz już takie obietnice słyszeliśmy.
Na podstawie tych danych indeksy w Europie rosły opornie. Amerykanie nie
mieli wątpliwości. Teoretycznie można powiedzieć, że pomagały im dane makro i
wyniki spółek. Teoretycznie, bo tylko druga część tego zdania jest prawdziwa.
Dane z rynku pracy w USA były bowiem niejednoznaczne. Co prawda ilość nowych
wniosków o zasiłki dla amerykańskich bezrobotnych zmniejszyła się (z 459 na 448
tys.), ale po pierwsze oczekiwano nieco większego spadku, a po drugie średnia
czterotygodniowa (bardziej sensowna miara) drugi tydzień z rzędu wzrosła.
Na rynku akcji od początku sesji zapanowała wręcz euforia. Po środowej sesji
dowiedzieliśmy się, że Hewlett-Packard przejmuje Palm – akcje Palm zdrożały o 25
procent, ale akcje Hewlett-Packard taniały. Taniały też akcje Visa, mimo że
spółka (po środowej sesji) opublikowała raport lepszy od prognoz. Przed sesją
kilka spółek publikowało wyniki. Były to na przykład Procter&Gamble,
Brystol-Myers Squibb, Motorola, Aetna, ExxonMobil (ten był gorszy od oczekiwań),
Unilever i wiele innych. Oczywiście olbrzymia większość z nich była lepsza od
oczekiwań rynku. To chyba najmocniej pomagało w czwartek bykom.
Indeksy rosły od początku sesji, a byki bez przerwy zwiększały swoją
przewagę. Po przecenie z wtorku praktycznie nic już nie zostało. Siła
amerykańskich byków jest olbrzymia, a taktyka kupowania na spadkach znowu
wygrała. Skoro wygrała, to umocniła przekonanie o konieczności kontynuowania
trendu. Nie bardzo widać, co miałoby go teraz załamać. Teoretycznie możliwe jest
utworzenie formacji podwójnego szczytu, ale to nastąpi tylko wtedy, jeśli w
najbliższych dniach na rynek trafi seria bardzo słabych danych makro, co trudno
sobie wyobrazić. Rynek już wykupiony nie jest i może kontynuować wzrosty.
Dzisiaj omówię to, co wydarzyć się może na rynkach w piątek i poniedziałek,
bo w poniedziałek giełdy światowe pracują, a w Polsce jest święto. Kończymy
tydzień z kalendarium, w którym dominują raporty makro. Przedpołudniowe dane ze
strefy euro (stopa bezrobocia i dane szacunkowe o inflacji HICP) będą miały
minimalny, jeśli w ogóle jakiś, wpływ na nastroje. Inwestorzy czekać będą przede
wszystkim na raport o amerykańskim PKB w pierwszym kwartale i skojarzonych z nim
miarach inflacji.
GPW rozpoczęła w czwartek handel delikatnym wzrostem indeksów (zdecydowanie
mniejszym na mniejszych spółkach). Po publikacji danych o niemieckim bezrobociu,
kiedy indeksy w Europie nieco się umocniły, WIG20 wszedł na poziom około 0,9
proc. wyższy od środowego zamknięcia i tam wszedł w fazę wyczekiwania.
Zakończyła się ona po pobudce w USA. Wtedy to ruszyły na północ indeksy na
innych giełdach, a nasz oczywiście poszedł za nimi. Po publikacji (średniej
jakości) danych w USA zlecenia koszykowe pognały rynek dalej na północ i sesja
zakończyła się prawie dwuprocentowym wzrostem indeksów. Obraz techniczny się
poprawił, ale sytuacja nie jest jasna, bo nadal istnieje zarówno możliwość
powstania podwójnego szczytu jak i wykształcenia prowzrostowej flagi. To drugie
jest bardziej prawdopodobne.
Piotr Kuczyński
Główny analityk firmy Xelion Doradcy
Finansowi
© ℗