Nic o nas bez nas, czyli automatyzacja z ludzką twarzą

opublikowano: 17-03-2023, 12:23
Play icon
Posłuchaj
Speaker icon
Close icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl

Zanim wprowadzisz automatyzację, zapytaj pracownika o zdanie. W przeciwnym razie wdrożenie może okazać się klęską.

Czy można wdrożyć automatyzację tak, by nie ograniczyła liczby miejsc pracy? Czy relacje z maszynami umiemy ułożyć inaczej niż w kategoriach konkurowania? Czy naszą przyszłością jest bezrobocie technologiczne i – w najlepszym razie – bezwarunkowy dochód podstawowy? Te pytania spędzają sen z oczu pracownikom, których bynajmniej nie cieszy panoszenie się wirtualnych i fizycznych robotów w firmach.

– Autonomiczne wózki transportowe, drony dostarczające paczki, inteligentne roboty w fabrykach. Transformacja cyfrowa rodzi obawy, że duża część siły roboczej straci zatrudnienie i środki do życia. Choćby te lęki były nieuzasadnione lub na wyrost, firmy nie powinni ich lekceważyć – twierdzi Jacek Zieliński, kierownik projektów IT.

Automatyzacja to krok do podniesienia produktywności przedsiębiorstwa. Aby przyniosła zamierzony skutek musi być jednak poprzedzona kampanią informacyjną wśród załogi. Pozwoli ona uniknąć sabotowania zmian przez zaniepokojonych o swoją przyszłość pracowników.

Wtóruje mu Stanisław Syty, menedżer międzynarodowych zespołów programistycznych, który podkreśla, że wdrożeniowy sukces w dużym stopniu zależy od właściwej komunikacji i edukacji: zespół ma prawo wiedzieć, dlaczego dany projekt technologiczny jest ważny z punktu widzenia biznesu, ale też jakie korzyści przyniesie zatrudnionym.

– Przypominam sobie pewne średnie przedsiębiorstwo, które tłumaczyło pracownikom, że jeśli ma rywalizować z dużymi korporacjami jak równy z równym, musi wprowadzić automatyzację. W innej firmie usłyszałem, że inwestycje w IT są szansę na większą produktywność oraz braki kadrowe i rosnące koszty pracy. Tymczasem pracowników obu tych organizacji interesowało głównie jedno: czy technologia nie pozbawi ich źródła dochodu – mówi Stanisław Syty.

Komunikacja do poprawki

Ponad połowa (53 proc.) polskich menedżerów branży produkcyjnej uważa, że automatyzacja nie tylko nie zabierze nikomu pracy, ale przyczyni się do wzrostu zatrudnienia – wynika z raportu Gi Group Holding.

– Wprowadzana w coraz większym zakresie automatyzacja jest postrzegana jako szansa dla firm na zwiększenie produkcji i konkurencyjności. Pracownikom zaś daje możliwość rozwoju zawodowego i zwiększenia wynagrodzenia – wskazuje Marcos Segador Arrebola, dyrektor zarządzający Gi Group Holding w Polsce.

Większość kadry kierowniczej wypowiada się o automatyzacji w samych superlatywach. Szkoda, że ich entuzjazmu nie podziela duży odsetek zatrudnionych. Spójrzmy na niedawno opublikowane badanie Ricoh: podczas gdy 72 proc. decydentów wierzy, że procesy i systemy IT są wybierane z myślą o dobru pracowników, takiego samego zdania jest tylko 58 proc. ich podwładnych. Można wyrazić to inaczej: aż 42 proc. pracowników odnosi się do cyfryzacji sceptycznie. Według respondentów część narzędzi informatycznych jest wdrażana bez dokładnego zbadania potrzeb przyszłych użytkowników. Rezultat? Rozwiązania, które miały wspomóc i usprawnić pracę, okazują się kompletną klapą.

– Jeśli automatyzacja ma się powieść, trzeba pozwolić pracownikom współdecydować o jej kształcie. Narzucanie ludziom określonych rozwiązań nierzadko powoduje, że są im przeciwni – komentuje Jacek Zieliński.

Menedżerowie wydają się obojętni na odczucia pracowników fizycznych. Niestety, to samo można zarzucić np. specjalistom IT i HR. Świadczy to o ich małej przenikliwości. Mark Carney, prezes Banku Anglii, już dawno ostrzegał przed „masakrą Dilbertów”: jego zdaniem nowe technologie zagrażają „rutynowym stanowiskom umysłowym”, takim, jakie zajmował Dilbert, bohater znanego komiksu o korporacyjnych szczytach niekompetencji.

– Białe kołnierzyki mogą myśleć, że nie jadą na jednym wózku z kołnierzykami niebieskimi. Mylą się. Roboty przejmują coraz bardziej skomplikowane zadania administracyjne. W pesymistycznych scenariuszach nawet dobrze opłacani prawnicy, księgowi czy doradcy biznesowi zostają wypchnięci z rynku przez wirtualne maszyny – uświadamia Stanisław Syty.

Czas na szkolenia

Obawy zatrudnionych dotyczą także tego, czy poradzą sobie z obsługą nowych narzędzi.

Ekonomiści mówią o wyścigu między pracownikami a technologią, sugerując, że aby dotrzymać kroku rozwojowi technologicznemu, musimy zdobyć odpowiednie kwalifikacje. To współzawodnictwo jest szczególnie trudne dla osób, którym firmy nie zapewniają szkoleń.

– Gdzie konsultacje, rozmowy i cyfrowa edukacja? Jeśli przy zakupie technologii firmy nie biorą pod uwagę zdania i umiejętności pracowników, trudno się dziwić, że takie przedsięwzięcia tak często się nie udają. Im mniej się ktoś orientuje się w automatyzacji, chmurze, systemie ERP, czymkolwiek, co ma związek z IT, tym większy czuje wobec tych nowinek opór – tłumaczy Jacek Zieliński.

Wtedy można zapomnieć o wzroście produktywności, przewadze konkurencyjnej i rywalizowaniu mniejszych z dużymi jak równy z równym. Niemożliwe staje się też rozwiązanie problemów kadrowych. Firma straci część swoich ludzi, co ukazuje przywołany sondaż Ricoh: 30 proc. zatrudnionych przyznaje, że warunki pracy i tzw. doświadczenie pracownika mają pierwszorzędne znaczenie przy podejmowaniu decyzji o kontynuowaniu kariery u obecnego pracodawcy.

32proc.

Tyle europejskich firm jeszcze nie wdrożyło systemów do zarządzania projektami, 34 proc. oprogramowania do automatyzacji, a 30 proc. nie zainwestowało w rozwiązania wspierające spotkania w modelu hybrydowym – wynika z badania Ricoh.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Polecane