Po podejrzeniach o korupcję jeszcze kilka lat temu był niemal trupem politycznym. I co? Pod koniec października, oficjalnie obejmując fotel szefa MFW, odrodził się niczym feniks z popiołów.
Kiedy w 1997 roku Lionel Jospin obejmował stanowisko premiera Francji, zapewniał, że członkowie jego rządu są i będą odporni na korupcję. Dwa lata później najpopularniejszy minister w jego socjalistycznym gabinecie (odpowiedzialny za finanse) zrezygnował ze stanowiska.
Powód? Podejrzenia o przyjęcie równowartości około 85 tys. dolarów — za pracę, której nie wykonał. Chodziło o nieprawidłowości w sprzedaży pakietu akcji studenckiego towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych.
Tym ministrem był Dominique Strauss-Kahn. Wydawało się: tragiczny koniec błyskotliwej kariery zdolnego ekonomisty z Neuilly-sur-Seine.
Urodził się w 1949 roku. Studiował w paryskiej Wyższej Szkole Handlowej i w Instytucie Nauk Politycznych (Science Po). Jako doktor ekonomii od 30 lat wykłada na francuskich uniwersytetach — m.in. w kuźni kadr francuskiego establishmentu: Krajowej Szkole Administracji (ENA). Przez lata robił karierę w Partii Socjalistycznej. Uchodzi za ekonomicznego socjalliberała. Miał 32 lata, kiedy został ministrem przemysłu i handlu zagranicznego w rządzie Edith Cresson. Tę samą funkcję sprawował w gabinecie Pierre’a Beregovoya. To on wprowadził Francję do strefy euro. Przez całe lata 90. zaskarbił sobie przychylność i szacunek wielu rodaków jako polityk kompetentny, skuteczny i medialny. Tak było do feralnego listopada 1999 roku, gdy cień na jego biografię rzuciła prokuratura.
Tyle że DSK, jak go nazywają Francuzi, nie poddał się. Walka o dobre imię i powrót do polityki trwała do listopada 2001 roku — wówczas sąd ostatecznie oczyścił go z zarzutów.
Po werdykcie Strauss-Kahn zaczął odzyskiwać pozycję w partii. W ostatnich wyborach prezydenckich, obok Segolene Royal i Laurenta Fabiusa, walczył o wsparcie lewicy w starciu z Nicolasem Sarkozym. Jako jedyny z pretendentów wspierał starania Turcji o wejście do UE. Ostatecznie ustąpił miejsca kobiecie, ale bitwa o nominację była ostra.
I kiedy wydawało się, że 59-letni DSK powoli będzie się wybierał na polityczną emeryturę, pomocną dłoń podał mu Nicolas Sarkozy. Wsparł jego kandydaturę na szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ten ruch wpisuje się w serię podobnych działań, zmierzających do przeciągnięcia na prezydencką stronę zasłużonych, acz już nieco zapomnianych polityków centrolewicowych. Manewr „Sarko” przyniósł skutek. DSK zyskał poparcie innych krajów Unii i USA, wygrywając europejską batalię o tę posadę — m.in. z Markiem Belką i Josefem Tosovskim. Zapowiada, że „wyprowadzi tę instytucję z marazmu”. Panaceum? Wzrost roli państw rozwijających się w tej organizacji. No, owszem, ambitny cel.
Podpis: Marcin Zawiśliński