Wchodzącemu w życie 1 lipca powszechnemu systemowi odbioru domowych śmieci od dawna poświęcamy na łamach „PB” sporo miejsca.
W szczególności ostrzegając przed następstwami bezmyślnych przepisów ustawy, krytykowanych przez branżę śmieciową, gminy oraz ich mieszkańców. Bezwzględnie najgłupsze jest wpisanie czterech wariantów naliczania opłaty śmieciowej na sztywnych zasadach alternatywy wykluczającej: albo od liczby mieszkańców nieruchomości, albo od ilości zużytej wody, albo od powierzchni lokalu mieszkalnego, albo ryczałtowo od nieruchomości bez względu na liczbę mieszkańców. W półtorarocznym okresie vacatio legis rząd, a konkretnie resort środowiska, napływające masowo wnioski o możliwość zmiksowania tych kryteriów odbijał niczym beton. Aż do czasu, gdy 30 listopada Donald Tusk został zbesztany w Białymstoku za śmieciowe bzdury przez samorządowców z jego własnej partii i w strachu, że „nasi wyborcy nam tego nie wybaczą” wydał rozkaz szybkiego wprowadzenia poprawek.