Gdyby ArcelorMittal przeniósł produkcję z Polski do Niemiec, zaoszczędziłby na prądzie kilkadziesiąt milionów euro. Branża wini za to Ministerstwo Energii.
Największe przedsiębiorstwa przemysłowe, dla których energia elektryczna jest znaczącym czynnikiem produkcji, płacą w Polsce za prąd o 60 proc. więcej niż ich niemieccy konkurenci. Prognozy cen też niepokoją — w najbliższych latach ta różnica może wzrosnąć nawet do 100 proc. Takie szacunki przedstawił wczoraj, w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, Zbigniew Liptak, partner w firmie doradczej EY.
Wyjaśnienie jest proste — różnica wynika przede wszystkim ze wzrostu cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Droższe uprawnienia ciążą firmom w Polsce i w Niemczech podobnie, ale tym w Niemczech rząd przyznaje z tego powodu rekompensaty.
— Generalnie uprzemysłowione kraje zachodniej części Unii Europejskiej stosują system rekompensat dla firm energochłonnych. W Polsce zaś rekompensat nie ma — zauważa Zbigniew Liptak.
Czy to problem? Zdaniem energożerców — kolosalny.
Niemiecka stal wygrywa
— Produkujemy stal na całym świecie, więc liczą się dla nas koszty. Nietrudno policzyć, że produkując 6 mln ton stali w Niemczech zaoszczędzilibyśmy na kosztach energii kilkadziesiąt milionów euro rocznie. Pojawia się w związku z tym poczucie niepewności, które przełożyło się już na decyzje inwestycyjne w Polsce. Zrezygnowaliśmy z pełnego remontu pieca w Dąbrowie Górniczej na rzecz remontu częściowego — mówi Tomasz Ślęzak, szef polskiego oddziału ArcelorMittal.
— My tu wszyscy moglibyśmy inwestować więcej i produkowaćo 20-30 proc. więcej — wtórował mu Jerzy Kozicz, prezes CMC Poland, właściciela huty Zawiercie, wskazując na menedżerów siedzących obok niego.
Obok niego siedzieli szefowie i szefowe nie tylko ArcelorMittal Poland, ale również Górażdże Cement, International Paper Kwidzyn i ZGH Bolesław. Wszyscy zapewniali, że rozważają kolejne potężne inwestycje, ale o decyzje trudno.
— Polska gospodarka rozwija się świetnie, ale w naszej branży korzystają z tego głównie importerzy. My produkcji nie rozwijamy — podkreśla Tomasz Ślęzak.
— A my najprostszą stal sprowadzamy z Niemiec, bo jest tańsza. To efekt wyłącznie różnic w cenach energii, bo złom, który stanowi 65 proc. kosztów, wszyscy kupujemy w cenach światowych. Koszty pracy to ledwie kilka procent kosztów — tłumaczy Jerzy Kozicz.
Nad kolejnymi inwestycjami w Polsce myślą też w Kwidzynie.
— Mamy mocne argumenty, bo pod względem operacyjnym polski zakład stoi na najwyższym poziomie. Potrzebujemy jednak jasnej i długoterminowej polityki przemysłowej, która da nam nadzieję na utrzymanie konkurencyjności. W tej chwili perspektywa wzrostu cen uprawnień do emisji CO 2
do 30 EUR oznacza, że koszt energii pochłonie jedną czwartą naszych zysków — argumentuje Aneta Muskała, wiceprezes IP Kwidzyn.
Mniej podatków, prosimy
Według energożerców, wystarczyłoby po prostu ich zwolnić z kolejnych opłat doklejanych do rachunków za prąd.
— Nie chodzi nam o ulgi związane z samą ceną energii. Chodzi nam o zwolnienie z dodatkowych podatków — mówi Jerzy Kozicz.
— Wszystko wskazuje na to, że wkrótce dojdzie nam kolejna opłata, związana z rynkiem mocy, w wysokości 60 zł za megawatogodzinę — alarmuje z kolei Bogusław Ochab, prezes ZGH Bolesław.
Adresatem tych postulatów jest Ministerstwo Energii, nadzorujące energetykę i tworzące energetyczną legislację. Adresat wydaje się jednak nieczuły.
— Ministerstwo Energii jest dla nas głównym hamulcowym. Nie patrzy na to, jaki wpływ ma energetyka na całą polską gospodarkę, a dialog z przemysłem energochłonnym nie istnieje. Przykładowo, opłatę jakościową wprowadzono wbrew naszym opiniom i mimo poparcia, które otrzymaliśmy od Ministerstwa Rozwoju — skarży się Jerzy Kozicz.
W 2009 r., z powodu wysokich cen energii, Impexmetal podjął decyzję o zamknięciu produkcji aluminium w hucie w Koninie. Branża do dziś to wspomina.
— Tak jak biednego nie stać na kupowanie kiepskich butów, tak Polski nie stać na utratę przemysłu — przekonywał Jerzy Kozicz. © Ⓟ
Wpływ sektora energochłonnego na gospodarkę Polski
10,3 proc. Za taką część wartości dodanej brutto w Polsce odpowiada sektor energochłonny (169 mld zł).
8,3 proc. Taka część osób pracujących w Polsce zatrudniona jest w przemyśle energochłonnym (czyli ok. 1,3 mln osób).
12,2 proc. Taka część dochodów sektora finansów publicznych pochodzi od sektora energochłonnego (ok. 88 mld zł).
*(dane z 2016 r., zebrane przez EY)
Podpis: Magdalena Graniszewska