Zapomnijmy o dwucyfrowych
Wynagrodzenia w ujęciu realnym zaczną rosnąć dopiero w 2010 roku. Albo jeszcze później
Zapomnijmy o dwucyfrowych
Wynagrodzenia w ujęciu realnym zaczną rosnąć dopiero w 2010 roku. Albo jeszcze później
Zapomnijmy o dwucyfrowych
wzrostach płac.
Nadchodzą chude
kwartały dla rynku pracy.
Ceny rosną szybciej niż wynagrodzenia, więc realnie płace topnieją. I nieprędko się to zmieni.
— W najbliższych miesiącach presja płacowa będzie ograniczona, realne wynagrodzenia będą spadać. W całym 2009 roku o 0,3 proc. Sytuacja poprawi się dopiero w drugiej połowie 2010 r. — mówi Piotr Kalisz, ekonomista Citi Handlowego.
Zdaniem Marcina Grotka, ekonomisty Raiffeisen Banku, dynamika wynagrodzeń nie dogoni tempa wzrostu cen nawet w 2010 r.
— To nie będzie dobry rok dla rynku pracy — przewiduje.
Karolina Sędzimir-Domanowska, analityk PKO BP, uważa, że największe wyhamowanie dynamiki płac dotknie przetwórstwa przemysłowego.
— W firmach są przestoje, pracownicy wysyłani są na urlopy, ograniczenia w produkcji powodują, że przy wynagrodzeniach prowizyjnych i akordowych obcinane są płace. W transporcie sytuacja też nie będzie dobra. Bardzo duży spadek dynamiki wynagrodzeń dotyka branży budowlanej — wylicza Karolina Sędzimir-Domanowska.
Jeszcze w 2007 r. pensje budowlańców rosły nominalnie o blisko 17 proc., rok później o 13 proc. W czerwcu 2009 r. były tylko o 1,3 proc. wyższe niż rok wcześniej.
Zdaniem ekonomistki PKO BP, spowolnienie najłagodniej obejdzie się z portfelami zatrudnionych w firmach zaopatrujących w energię, gaz i wodę, a także — ze względu na mocną pozycję związków zawodowych — w górnictwie.
Marcin Mróz, główny ekonomista Fortis Banku
Pogarszają się nie tylko wskaźniki wynagrodzeń w przedsiębiorstwach, lecz także realne zmiany dochodów z tytułu świadczeń społecznych. Widzimy już przełożenie między słabnącymi dochodami a konsumpcją, co oznacza, że dynamika PKB będzie zbliżona do zera. Niestety, na poprawę sytuacji, czyli ożywienie po stronie dochodów, które przełożyłoby się na wzrost konsumpcji, przyjdzie nam poczekać. Rynek pracy jest — mówiąc eufemistycznie — w dość słabej kondycji (świadczy o tym m.in. wyraźny wzrost liczby bezrobotnych, a także szybko kurcząca się liczba ofert pracy). Nie widzę promyków nadziei, które pozwalałyby wierzyć w wyraźną poprawę w ciągu kwartału czy dwóch. Rynek pracy pozostanie w słabej formie przynajmniej do drugiej połowy 2010 r.
Maja Goettig, główna ekonomistka Banku BPH
Firmy coraz elastyczniej podchodzą do płac. To sugeruje, że tempo wzrostu wynagrodzeń może się obniżać bardziej, niż do niedawna sądziliśmy. Na powrót do dwucyfrowego wzrostu wynagrodzeń w 2010 r. — mimo niskiej bazy odniesienia — nie ma co liczyć. Firmy muszą najpierw upewnić się, że koniunktura wróciła do normy, a nie zrobią tego, gdy wzrost gospodarczy będzie wynosił około 1 proc. Dlatego pozycja negocjacyjna pracownika jeszcze długo nie będzie tak dobra jak w ostatnich latach.
Podpis: Bartosz Krzyżaniak