Rząd zamierza zwolnić w przyszłym roku co dziesiątego urzędnika. Nie wyklucza też obniżki wynagrodzeń i skracania czasu pracy. Cięcia miałyby przynieść blisko miliard złotych oszczędności rocznie.
Projekt ustawy o racjonalizacji zatrudnienia zakłada zwolnienia w ministerstwach, urzędach wojewódzkich, agencjach rządowych, ZUS, KRUS, NFZ, NFOŚ i PFRON, a nawet w urzędach skarbowych. Mają za nią odpowiadać szefowie urzędów. Jeżeli nie znajdą oszczędności, będą groziły im za to sankcje i kary finansowe.To ambitny i słuszny plan, jednak pod warunkiem, że będzie opierał się na przeglądzie i racjonalizacji zatrudnienia, a nie cięciu etatów „na ślepo”, po równo w każdej jednostce. Zidentyfikowanie grup urzędników, którzy są niezbędni, nie jest trudne. Przede wszystkim należy zacząć od ustalenia, jaki zakres odpowiedzialności obejmują poszczególne stanowiska i w jakim stopniu pokrywa się on z kompetencjami innych urzędników. Ważne jest również ustalenie, ile czasu powinno zajmować wykonywanie poszczególnych zadań oraz czy są do nich delegowani kompetentni ludzie. Przerost stanowisk to najczęściej właśnie efekt braku kompetentnych osób. Zmiany w zatrudnieniu urzędników powinny iść jednak nie tylko w kierunku szukania oszczędności, ale też właściwej identyfikacji wyzwań, które stoją przed administracją. W niektórych obszarach należy wręcz zwiększyć pensje i zatrudnić dodatkowych pracowników, np. przy zarządzaniu konkursami na dotacje unijne oraz do zadań związanych z prezydencją Polski w Unii Europejskiej.Rząd powinien zastanowić się nad outsourcingiem usług w działach pozamerytorycznych, takich jak kadry czy księgowość. Pochłaniają one 20-30 proc. zatrudnionych w danym urzędzie. Funkcje te można powierzyć firmom zewnętrznym albo integrować je w jeden dział obsługujący kilka jednostek, np. prowadzić wspólną księgowość w gminie zarówno dla samego urzędu, jak też dla działających w niej szkół czy ośrodków pomocy społecznej. Takie rozwiązania przyniosłyby duże oszczędności bez niepotrzebnych perturbacji w pracy urzędów. Zdaniem BCC oszczędności będą większe niż szacunki rządu. Jeżeli obecnie roczne wydatki na szeroko rozumianą administrację w Polsce wynoszą 50 mld zł, a dwie trzecie z tego stanowią koszty związane z zatrudnieniem (ponad 33 mld zł), to ich redukcja nawet o 5 proc. przyniosłaby budżetowi ponad 1,5 mld zł. Pojawiłyby się również dodatkowe oszczędności, bo niepotrzebne byłoby już utrzymywanie niezbędnej dotychczas infrastruktury: lokali, sprzętu, łączy telefonicznych itp. Menedżerowie wiedzą jak dbać o racjonalność zatrudnienia w kierowanych przez siebie firmach. Tymczasem w sferze publicznej trudno o profesjonalnych menedżerów, a przecież rząd to najważniejsze przedsiębiorstwo w kraju. Dotąd brakowało też motywacji. Na szczęście politycy zmuszeni do szukania oszczędności decydują się na 10 proc. cięcia. Muszą to jednak zrobić mądrze, tj. tak, by prócz uzyskania oszczędności zwiększyć efektywność urzędów.