Ponownie odżyły obawy związane z utrzymaniem agresywnego nastawienia w polityce monetarnej Fed, co może grozić nadmiernym podniesieniem stóp procentowych i wepchnięciem gospodarki w recesję.

Wszystko przez najnowsze dane z rynku pracy, który cały czas okazuje się nad wyraz odporny na dotychczasowe próby schłodzenia koniunktury i odzyskania kontroli nad inflacją przez władze monetarne. A to na pewno wykorzystywane będzie przez Fed do uzasadnienia dalszego zacieśniania polityki pieniężnej.
Na zamknięciu sesji indeks Dow Jones IA zniżkował o 1,02 proc. Wskaźnik szerokiego rynku S&P500 spadał o 1,16 proc. Z kolei technologiczny Nasdaq tracił 1,47 proc.
Według czwartkowych danych, zatrudnienie w grudniu w sektorze prywatnym poza rolnictwem wzrosło aż o 235 tys. podczas gdy spodziewani się „jedynie” 150 tys. Również dane o bezrobociu zaskoczyły. Prognoza zakładała, że w ostatnim tygodniu grudnia przybędzie 230 tys. tzw. nowych bezrobotnych. Tymczasem ich liczba wzrosła o 204 tys.
Oba odczyty pokazały wyraźnie napięcie w jakim znajduje się rynek pracy sugerując konieczność utrzymania jastrzębiego kursu Fed.
Dodatkowo, w otoczeniu parkietów, pojawiły się wypowiedzi kilku przedstawicieli Fed, którzy opowiadają się za kontynuacją podwyżek. Swoje stanowisko w tej sprawie w czwartek zaprezentowali m.in. szefowa Fed z Kansas City, Esther George i prezes Fed z Atlanty, Raphael Bostic. Obydwoje podkreślili, że priorytetem banku centralnego jest ograniczenie upartej presji cenowej poprzez zacieśnienie polityki. George przyznała, że w jej opinii referencyjna stawka musi wzrosnąć do ponad 5 proc. i przez pewien czas, prawdopodobnie do końca 2024 r. pozostać na tym pułapie.
Wraz z danymi makro doprowadziły one do podcięcia skrzydeł stronie popytowej mocno dołując indeksy w pierwszej części czwartkowej sesji.
Sytuację na parkiecie nieznacznie poprawiło i tylko na chwilę wystąpienie szefa Fed z St. Louis, znanego z gołębiego nastawienia. James Bullard wbrew wcześniejszym swoim „kolegom” powiedział, że jego zdaniem bank centralny podniósł już stopy procentowe prawie tak wysoko, jak to konieczne, aby stłumić inflację.
Rentowność 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych oscylowała wokół 3,71 proc. po tym jak wcześniej przebiła pułap 3,78 proc. Na wartości zyskiwał też dolar. Po dwóch dniach spadków odbiła się ropa. Z kolei złoto zaliczyło pierwszy spadek po czterech z rzędu zwyżkach.
Wzrost rentowności obligacji skarbowych mocno negatywnie wpływał w czwartek na notowania akcji większości dużych spółek technologicznych i wzrostowych, takich jak Alphabet czy Microsoft. Ich kursy spadały nawet o ponad 2 proc.
Ponowne korekcie poddały się papiery Tesli. Tym razem zaszkodziła informacja o spadku produkcji w Chinach do najniższego poziomu od pięciu miesięcy.