Większa aukcja dla wiatru i dogadanie się z Brukselą — takie ruchy rozważa resort energii, by uporać się z celem OZE.
Byłby to rzut na taśmę, ale jest jeszcze szansa na to, by Polska wyszła suchą nogą z kłopotów związanych z wypełnieniem celu w zakresie odnawialnych źródeł energii. Po pierwsze — rząd może odblokować rozwój wiatraków na lądzie, a po drugie — może się porozumieć z Komisją Europejską (KE) np. w kwestii uwzględnienia w wyliczeniach inwestycji, które są w toku.

Z naszych informacji wynika, że Ministerstwo Energii (ME) poważnie rozważa obie opcje.
Liczby są nieubłagane…
Resort opublikował wczoraj projekt Krajowego planu na rzecz energii i klimatu, wysłany do Komisji Europejskiej. Na opinie na jego temat czeka do 18 lutego. W dokumencie stwierdza, że: „wyniki obliczeń wskazują, że w 2020 r. udział OZE w zużyciu energii finalnej brutto wyniesie ok. 13,8 proc.”. W tym samym dokumencie przypomina, że cel dla Polski, wynikający z dyrektywy OZE, wynosi 15 proc. Wniosek, że cel nie zostanie wypełniony, w dokumencie jednak się nie pojawia. ME stwierdza też jasno, że nie bierze pod uwagę sięgnięcia po tzw. transfer statystyczny, czyli nie zamierza wypełnić luki za pomocą płacenia innemu krajowi, z nadwyżką OZE, za brakującą ilość zielonej energii.
„Zakłada się, że Polska do 2030 r. będzie realizowała wytyczone cele w oparciu o własne zasoby (…). Jednocześnie nie przewiduje się uzyskania nadwyżki produkcji energii ze źródeł odnawialnych, którą Polska mogłaby przekazać do innych państw członkowskich w celu realizacji ich wkładu krajowego” — czytamy w projekcie.
…ale można zainwestować…
Nasi rozmówcy zbliżeni do ME wskazują, że ma ono pomysł, by na ostatniej prostej przyśpieszyć z rozwojem OZE, czyli zwiększenie zaplanowanej na ten rok aukcji dla źródeł wiatrowych wobec zakładanej w grudniowym rozporządzeniu. Na razie, według rozporządzenia, aukcja ma przyznać wsparcie źródłom wiatrowym o łącznej mocy 1,5 tys. MW, a można by zwiększyć ją do 2,5 MW. Aukcja przeznaczona jest, podobnie jak w 2018 r., dla projektów leżących od dawna na półkach, wyposażonych we wszelkie pozwolenia. Łączną moc takich projektów szacuje się na 3 tys. MW.
O nowych projektach wiatrowych inwestorzy na razie nie myślą, bo nie ma na nie miejsca. Przy zasadzie 10h, zakazującej budowania wiatraków w odległości od zabudowań mniejszej niż dziesięciokrotność ich wysokości, nie ma w Polsce lokalizacji, która skusiłaby wiatrowych inwestorów.
Nasi rozmówcy wskazują jednak, że jest szansa, by znieść zasadę 10h. Resort energii podobno powoli przekonuje się do tego pomysłu. Dużą rolę ma w tym odgrywać relatywnie niska cena energii, która została wyznaczona w zeszłorocznej aukcji dla lądowej energetyki wiatrowej. Mieści się ona w przedziale od 37 do 50 EUR za MWh. To dobry wynik nie tylko na tle aukcji dla energetyki konwencjonalnej, ale również na tle aukcji dla wiatru w innych państwach.
…lub się dogadać
Realizacja projektu wiatrowego zajmuje zwykle inwestorowi od jednego do 1,5 roku. To oznacza, że gdyby aukcja odbyła się jeszcze w I kw., to zakontraktowane wiatraki zaczęłyby się kręcić jeszcze przed końcem 2020 r., poprawiając nasz wynik w zakresie celu OZE. Z naszych informacji wynika, że rząd liczy jednak na porozumienie z KE, które umożliwi doliczenie do wyniku również tych inwestycji, które są w fazie realizacji. Ze sprawnym oddaniem ich do użytku może być problem, bo boom w inwestycjach oznaczać będzie boom w zamówieniach i duże obłożenie dla dostawców i wykonawców. O takim ryzyku pisaliśmy już w „PB”. © Ⓟ
Podpis: Magdalena Graniszewska