W Sejmie odbyła się wczoraj debata dotycząca przyszłości przemysłu stoczniowego. Trudno było jednak oprzeć się wrażeniu, że pacjent umarł, a uczestnicy stypy spierają się o to, kto lepiej zaprezentuje się na pogrzebie. Tradycyjnie już górę wzięło rozliczanie przeszłości.
Aby nie być gołosłownym: jak bumerang powróciła sprawa sprzed sześciu lat bankructwa Stoczni Gdynia. Wówczas, na co zwrócił uwagę Maciej Płażyński, poseł Platformy Obywatelskiej, także rządziła koalicja SLD-PSL. Jacek Piechota, minister gospodarki, błyskawicznie odbił piłeczkę. Przypomniał, że to politycy prawicy sprywatyzowali Stocznię Szczecińską i powołali zarząd, który nie przysłużył się zachodniopomorskiej firmie.
To zresztą właśnie Jacek Piechota grał wczoraj pierwsze skrzypce, a jego występ miał tyle samo zwolenników co przeciwników. Ministrowi nie można odmówić kilku dobrych momentów. Rzadko zdarza się bowiem, aby polityk wypowiadał się o gospodarce, nie myśląc o zbijaniu kapitału politycznego. Jackowi Piechocie to się udało, choć z pewnością u stoczniowych związkowców sporo wczoraj stracił. Minister otwarcie przyznał, że współwinnymi bankructwa Stoczni Szczecińskiej są właśnie związki zakładu. Bo blokowały restrukturyzację, bo nie godziły się na redukcję zatrudnienia, a efektem ich oślego uporu był spadek wydajności — bagatela — o połowę. Inna sprawa, że minister zapewne pamiętał niezbyt ciepłe przyjęcie w Szczecinie, gdzie przed gradem jajek, rzucanych przez związkowców, osłonił go jedynie parasol ochrony. Tego parasola ochronnego zabrakło chyba zarządzającym spółką oraz audytorowi, który — według ministra Piechoty — nie informował o problemach firmy.
Z trybuny sejmowej popłynęły optymistyczne deklaracje. Skarb Państwa ma podobno zarządzać firmą lepiej, ale na szczęście nie na długo. Agencja Rozwoju Przemysłu, akcjonariusz Stoczni Szczecińskiej Nowa, kiedy już spółka wypłynie na prostą, poszuka dla niej inwestora. Wreszcie rząd — po restrukturyzacji spó-łek z branży — przychylnie ma też spojrzeć na plany konsolidacji polskich stoczni i poznańskich zakładów Cegielskiego.
Wątpliwości miał Maciej Płażyński, który złożył wniosek o zwołanie wczorajszej debaty. Trudno bowiem nie zgodzić się z jego twierdzeniem, że od tygodni rząd dużo mówi o pomocy dla przemysłu okrętowego, ale konkretów trudno się dopatrzyć.
Tymczasem wczoraj Jacek Piechota złożył wiele bardzo konkretnych obietnic. Podał kwoty, jakimi rząd zamierza dokapitalizować Grupę Stoczni Gdynia czy zakłady Cegielskiego, zadeklarował wsparcie dla banków kredytujących budowę okrętów i wsparcie w restrukturyzacji stoczniowych zobowiązań budżetowych i parabudżetowych. Brawo. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie skończy się na słowach.