Mamy rząd, znamy nazwiska premiera i ministrów. I to jest właściwie jedyne, co wiemy. Reszta jest jednym wielkim znakiem zapytania. Nikt nie wie, czy jest to rząd na dwa tygodnie (w tym terminie premier musi wygłosić exposé i uzyskać w Sejmie akceptację dla swojego programu i składu rządu), na dwa miesiące (tyle może trwać wyczerpywanie kolejnych konstytucyjnych kroków) czy na cztery lata. Jeżeli dodamy do tego pewną niedookreśloność programu PiS, jego elastyczność, szczególnie w kwestiach gospodarczych, a z drugiej strony nieprzywiązywanie się — delikatnie mówiąc — polityków formacji rządzącej do tez głoszonych w trakcie kampanii wyborczej, to jeszcze mniej wiemy o kierunkach przemian gospodarczych. I na koniec: niewiele wiemy o ludziach odpowiedzialnych za resorty gospodarcze. W większości są to ludzie działający dotychczas raczej na zapleczu niż w świetle jupiterów, w pierwszym szeregu. Czy wytrzymają nowe ciśnienie? Nie wiemy. Jeżeli zsumujemy to wszystko, to jedno wiemy: nic nie wiemy. Możliwe są niespodzianki.
Rząd z niespodzianką