Premier Donald Tusk zakłada, że w 2011 r. dochody budżetu będą rosły trzykrotnie szybciej niż gospodarka. Nie ma się jednak z czego cieszyć. Będzie to głównie skutek wzrostu obciążeń nakładanych na konsumentów, pracowników i państwowe firmy.
Dochody państwa w przyszłym roku ostro pójdą w górę - wynika z przyjętego w piątek przez rząd budżetu państwa na 2011 r. Do publicznej kasy wpłynie (nie licząc przelewów z funduszy unijnych) rekordowe 272 mld zł - o 23 mld zł więcej niż przed rokiem i o 30 mld zł więcej niż przed dwoma laty. Powodów do zadowolenia jednak nie ma. Mocny wzrost planowanych dochodów bierze się głównie ze wzrostu obciążeń nakładanych na obywateli i państwowe firmy, a nie z wiary rządu w ożywienie gospodarcze.
Artykuł dostępny dla subskrybentów i zarejestrowanych użytkowników
REJESTRACJA
SUBSKRYBUJ PB
Zyskaj wiedzę, oszczędź czas
Informacja jest na wagę złota. Piszemy tylko o biznesie
Poznaj „PB”
79 zł7,90 zł/ miesiąc
przez pierwsze 3 miesiące
Chcesz nas lepiej poznać?Wypróbuj dostęp do pb.pl przez trzy miesiące w promocyjnej cenie!
Premier Donald Tusk zakłada, że w 2011 r. dochody budżetu będą rosły trzykrotnie szybciej niż gospodarka. Nie ma się jednak z czego cieszyć. Będzie to głównie skutek wzrostu obciążeń nakładanych na konsumentów, pracowników i państwowe firmy.
Dochody państwa w przyszłym roku ostro pójdą w górę - wynika z przyjętego w piątek przez rząd budżetu państwa na 2011 r. Do publicznej kasy wpłynie (nie licząc przelewów z funduszy unijnych) rekordowe 272 mld zł - o 23 mld zł więcej niż przed rokiem i o 30 mld zł więcej niż przed dwoma laty. Powodów do zadowolenia jednak nie ma. Mocny wzrost planowanych dochodów bierze się głównie ze wzrostu obciążeń nakładanych na obywateli i państwowe firmy, a nie z wiary rządu w ożywienie gospodarcze.
None
None
Z cudzej kieszeni
Planowany na 2011 r. roczny wzrost dochodów to 9,2 proc. - trzykrotnie więcej niż założona w budżecie dynamika wzrostu gospodarczego. Po pierwsze, będzie to możliwe dzięki zapowiadanej wcześniej podwyżce stawek VAT - główna wzrośnie z 22 proc. do 23 proc. Ma to przynieść kasie państwa 5 mld zł.
Po drugie, rząd realnie podnosi podatek dochodowy PIT. Na trzy lata zamraża bowiem próg podatkowy, od którego podatnik przechodzi z 18-procentowej stawki do 32-procentowej (85,5 tys. zł rocznych dochodów brutto). Realnie - po uwzględnieniu inflacji - coraz niższe dochody będą więc opodatkowywane wyższą stawką.
- W latach 2011-13 nie planuje się waloryzacji progów podatkowych PIT - stwierdził w piątek Ludwik Kotecki, wiceminister finansów.
Po trzecie, rząd chce w niespotykanej dotąd skali zebrać dywidendy z państwowych firm. Budżet zakłada, że w 2011 r. dostanie z tego tytułu 9,2 mld zł. To o 5 mld zł więcej niż rząd zaplanował w 2009 r. na 2010 r., choć już wtedy Jacek Rostowski, minister finansów, był oskarżany przez opozycję i część ekonomistów o zbyt agresywne drenowanie kont państwowych firm i pozbawianie ich kapitału na inwestycje.
Rząd zamierza ponadto ratować sytuację budżetu zyskiem z Narodowego Banku Polskiego - zapisał w budżecie 1,7 mld zł wpływu z tego tytułu. W ubiegłym roku w czasie tworzenia budżetu rząd nie wpisał do budżetu żadnego dochodu z tego tytułu, choć zysk banku centralnego zapowiadał się znacznie wyższy niż obecnie.
Wzrost przychodów to również zasługa podwyżki akcyzy na wyroby tytoniowe - w ubiegłym tygodniu rząd przegłosował podniesienie stawki o 4 proc., co ma dać budżetowy dodatkowe 236 mln zł dochodu.
Tylko tu i teraz
Po stronie wydatkowej rząd robi znacznie mniej. Wprowadza regułę wydatkową (obejmie tylko 9 proc. wydatków państwa) i zapowiada wstrzymanie podwyżek dla urzędników.
- Konsolidacja fiskalna jest w zdecydowanie większym stopniu prowadzona przez wzrost obciążeń niż przez ograniczanie wydatków. Jest tu wyraźna nierównowaga - komentuje Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku.
- Badania pokazują, że w długim okresie znacznie lepszym rozwiązaniem jest ratowanie budżetu przez cięcia wydatków niż wzrost podatków. Tym bardziej, że w Polsce podatki i tak są wysokie - dodaje Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.
Rząd tłumaczy, że w krótkim okresie trudno jest dokonać znaczących oszczędności, bo wymaga to zmian systemowych, czyli nowelizacji ustaw.
- To prawda, jednak niepokojące jest to, że rząd równolegle takich działań systemowych nie prowadzi. To ogranicza wiarygodność rządu, kiedy mówi, że podwyżka podatków jest tylko przejściowa - twierdzi Jakub Borowski.
Piotr Kalisz ma nadzieję, że takie działania zobaczymy w zapowiadanym przez rząd na październik pakiecie ustaw. Do rządowych obietnicy podchodzi jednak z dystansem.
- O reformach wydatkowych słyszymy już od dwóch lat i ciągle się ich nie doczekaliśmy - mówi Piotr Kalisz.
- Wydaje się, że rząd ponownie odkłada odważne decyzje reformatorskie. Zdecydował się "kupić czas" - podsumowuje Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK.