Sąd Apelacyjny w Katowicach po prawie trzygodzinnym posiedzeniu zgodził się na wydanie listu żelaznego dla Henryka Kani, byłego prezesa i największego akcjonariusza Zakładów Mięsnych Henryk Kania (ZMHK), które upadły w 2020 r., a rok później wyleciały z Giełdy Papierów Wartościowych. Decyzja jest już prawomocna.
Warunek: 20 mln zł poręczenia majątkowego
To oznacza, że były król wędlin (zgadza się na podawanie nazwiska), przebywający od kilku lat w Argentynie, może wrócić do kraju i aż do prawomocnego wyroku odpowiadać z wolnej stopy w postępowaniu karnym dotyczącym jednej z największych afer polskiego rynku kapitałowego, którą PB ujawnił we wrześniu 2019 r.
Zgadzając się na list żelazny, sąd zaostrzył jednak istotny warunek postawiony w październiku przez sąd pierwszej instancji. Wtedy Sąd Okręgowy w Katowicach postanowił, że Henryk Kania do 30 czerwca 2026 r. musi wpłacić 8 mln zł tzw. kaucji. Dziś Sąd Apelacyjny w Katowicach podniósł tę kwotę do 20 mln zł.
Tymczasem obrońcy biznesmena skarżyli właśnie wysokość poręczenia majątkowego, przekonując, że Henryk Kania nie jest w stanie go wpłacić. A on sam dodawał, że 8 mln zł to kwota zaporowa, która ma uniemożliwić jego szybki powrót do kraju.
- Sąd zdaje sobie sprawę, że ze względu na okoliczności sprawy, w której to ja jestem poszkodowany, nie mam majątku. Wie zatem, że nie jestem w stanie spełnić tego warunku. Sąd ustalił zaporową kwotę poręczenia, by mimo wszystko uniemożliwić mi szybki powrót do Polski To de facto powiedzenie: to prawda, że masz prawo się bronić, ale musisz za to zapłacić 8 mln zł. To jak haracz za możliwość dochodzenia sprawiedliwości – oceniał Henryk Kania, były prezes i największy akcjonariusz ZMHK.
Duże prawdopodobieństwo przestępstw
Zażalenie na samo przyznanie listu żelaznego złożyli też śledczy Śląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Katowicach. Konsekwentnie bowiem twierdzą, że były szef ZMHK, którego od kilku lat próbują ściągnąć do Polski w procedurze ekstradycji, po powrocie do kraju powinien zostać aresztowany w związku z obawą, że będzie mataczył. Alternatywnie żądali natomiast podwyższenia kaucji aż do 30 mln zł, twierdząc, iż dopiero taka kwota będzie odpowiednia dla skali zarzutów, jakie chcą przedstawić Henrykowi Kani.
Sąd Apelacyjny w Katowicach z uwagi na zawiłość sprawy odroczył sporządzenie uzasadnienia dzisiejszej decyzji. Oznacza ona jednak, że już prawomocnie Temida uznała, iż istnieje duże prawdopodobieństwo, iż Henryk Kania dopuścił się zarzucanych mu przez prokuraturę przestępstw.
Pokrzywdzone banki i skarb państwa
Były potentat mięsny wciąż podejrzany jest o popełnienie 10 przestępstw. Główny zarzut to kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, a pozostałe to oszustwa, w tym podatkowe i kredytowe, niegospodarność, wystawianie lewych faktur, pranie pieniędzy, tzw. zbrodnia vatowska i przestępstwa skarbowe. Przy czym śledczy zaznaczają, że zarzuty te nie mają charakteru ostatecznego.
- Realnie zaistniała i nienaprawiona szkoda wynikająca z aktualnie sformułowanych wobec Henryka K. zarzutów wynosi blisko 298 mln zł. W przypadku pokrzywdzonych banków chodzi o około 270,6 mln zł, skarbu państwa 7,67 mln zł, a innych podmiotów około 20 mln zł – informowała PB w październiku Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej.
Tysiące lewych faktur
Przypomnijmy, że to PB jako pierwszy ujawnił we wrześniu 2019 r., że zdaniem prokuratury Zakłady Mięsne Henryk Kania – duża giełdowa spółka z przychodami przekraczającymi 1 mld zł rocznie, obsługiwana przez tak znane banki jak Handlowy i Alior oraz monitorowana przez Komisję Nadzoru Finansowego – od dawna produkowała nie tylko wyroby mięsne, ale też tysiące lewych faktur, oszukując skarb państwa, banki i instytucje finansujące.
- W ZMHK wystawiono łącznie co najmniej 2533 stwierdzających nieprawdę faktur VAT o łącznej wartości brutto 911,2 mln zł wykorzystywanych do modyfikacji wyników finansowych spółki. A dodatkowo, w celu pozyskania niezasadnego finansowania, wystawiono ponad 8600 tzw. pustych faktur, które wskutek korekt nie były uwzględniane w tych wynikach, na łącznie ponad 737 mln zł – wyliczała w PB Katarzyna Calów-Jaszewska.
Henryk Kania: to ja jestem poszkodowany
Tymczasem Henryk Kania twierdzi, że prokuratura nie ma przekonujących dowodów, a zarzuty dotyczące jego udziału w tworzeniu fikcyjnych faktur VAT opierają się wyłącznie na pomówieniach podejrzanych członków zarządu ZMHK obciążających go w obawie przed wysoką karą.
Biznesmen twierdzi też, że skarb państwa wcale nie został poszkodowany, a przeciwnie - powinien zwrócić spółce ponad 70 mln zł nienależnie pobranych podatków odprowadzonych w latach 2014-18 z tytułu fikcyjnego zysku (53 mln zł CIT i ponad 20 mln zł VAT).
Henryk Kania twierdzi też, że w całej sprawie to on jest poszkodowany, bo nie znając rzeczywistej sytuacji ZMHK i bez świadomości generowania pustych faktur w celu wyłudzenia kredytów poręczył za nie własnym majątkiem, który teraz jest w egzekucji.
Prokuratura wszystkie twierdzenia biznesmena uznaje za jego linię obrony. Śledztwo, w którym jest aż ponad 40 podejrzanych, przedłużone jest do 1 marca 2026 r. Jak jednak informowała PB Katarzyna Calów-Jaszewska, liczba koniecznych do przeprowadzenia czynności pozwala szacować, że w tym terminie postępowanie nie zostanie zakończone.
