Chyba każdy lubi słodycze. Czy w takim razie jest przesadą stwierdzenie, że to mało wymagający biznes?
Myślę, że nikt tak nie może powiedzieć. Biorąc pod uwagę, jakie jest otoczenie konkurencyjne w branży spożywczej, to mamy do czynienia z bardzo wymagającym rynkiem. Wpływa na to także sytuacja gospodarcza w Polsce i Europie. W ostatnim czasie dotknęła nas ogromna podwyżka cen surowców. Jakby tego było mało, inflacja wywołała kryzys, jakiego nie było od ponad 30 lat. I w pierwszej kolejności dotknął on branżę słodyczy.
Chodzi o konsumenta? W czasach inflacji rzadziej kupujemy cukierki?
Tak. Jeżeli mamy problemy z domowym budżetem, to w pierwszej kolejności ograniczamy zakup słodyczy, a nie np. chleba czy masła. Poza tym rosnące ceny surowców bezpośrednio wpływają na ceny produktów. Drożeje cukier, tłuszcze i kakao, a to są nasze podstawowe komponenty. Koncerny z Europy potrafią się przed tym bronić, ponieważ mają podpisane wieloletnie kontrakty na dostawę surowców. My z kolei jesteśmy lokalną firmą z Polski, bez udziału kapitału zagranicznego. W przeciwieństwie do naszej konkurencji jesteśmy spółką akcyjną z udziałami pracowników. Nie mamy takiej siły przebicia jak duże firmy. Kontrakty podpisujemy najczęściej na rok.
Historia Skawy jak w soczewce skupia losy polskich przedsiębiorstw, które powstały w dwudziestoleciu międzywojennym, a później kilkakrotnie dotykała je zawierucha przemian społeczno-gospodarczych. Bogaty bagaż doświadczeń procentuje?
Historia to atut Skawy. Naszą załogę tworzą m.in. pracownicy z ponad 30-letnim stażem (większość z nich ma akcje spółki). Mamy małą rotację w zatrudnieniu. Do tego staramy się nie zmieniać receptur, które znane są od kilkudziesięciu lat. Oczywiście dostosowujemy je do przepisów Unii Europejskiej, ale zachowujemy naszą tradycję.
Na tle załogi pana historia w Skawie jest dość krótka. Dołączył pan do przedsiębiorstwa w 2019 r., choć wcześniej pracował pan w dużych koncernach. Co pana skłoniło do pracy w mniejszej spółce?
Poprosiła mnie o to rada nadzorcza, a ja podjąłem to wyzwanie. Były obawy, że Skawa zbyt mocno utknęła w przeszłości. To poniekąd okazało się prawdą. Firma produkowała swoje wyroby w mało zautomatyzowanym zakładzie, który znajdował się w wielopiętrowym budynku. Komponenty i wyroby gotowe przewożono windami po kilkadziesiąt razy dziennie. Nie dość, że było to przestarzałe rozwiązanie, to jeszcze czasochłonne i kosztowne. Cierpiała na tym nasza efektywność i konkurencyjność.
Kiedy rozpocząłem pracę w Skawie, trwała już budowa nowego zakładu. Nie czekałem z założonymi rękami. Przyspieszyłem przeniesienie linii produkcyjnych ze starego zakładu, przez co nasze wyniki znacznie się poprawiły.
Transformację przeszła organizacja pracy. Tutaj także Skawa miała nawyki z przeszłości w postaci m.in. własnej służby zdrowia, własnej ochrony czy własnego działu sprzątającego. Aby wyjść na prostą, zredukowaliśmy zatrudnienie i podpisaliśmy umowy z firmami zewnętrznymi. Pomimo tych cięć nie zmniejszyliśmy wolumenu produkcji, który wynosi znacznie ponad tysiąc ton miesięcznie.
Poprawa jest widoczna. Mimo problemów, o których wspomniałem na początku rozmowy, co roku odnotowujemy znaczne wzrosty zysków. Wdrażamy nowoczesne systemy zarządzania, stworzyliśmy własną sieć dystrybucji na eksport. Zaczęliśmy uczestniczyć w międzynarodowych targach, automatyzujemy produkcję i dbamy o marketing.
Tę zmianę widać chociażby po stronie internetowej Skawy.
Nie bronimy się przed nowoczesnością. Dwa lata temu odświeżyliśmy nasze logo i design opakowań naszych produktów. Jesteśmy obecni na Facebooku, Instagramie i TikToku. Oczywiście nie zapominamy o prasie branżowej, ale mocniej skupiamy się na social mediach, bo chcemy przyciągnąć do siebie młodszych klientów.
Czy do tych zmian ciężko było przekonać kogoś, kto ma dłuższy staż pracy i nie korzystał wcześniej z nowoczesnych narzędzi?
Rzeczywiście, pracownicy, którzy od wielu lat zajmowali się sprzedażą, nie potrafili sprostać nowym wyzwaniom. My z kolei nie chcieliśmy zatrudniać kogoś z zewnątrz. Dlatego zdecydowaliśmy się postawić na młodych pracowników, którzy byli związani z firmą, ale nie mieli okazji się wykazać. Był to strzał w dziesiątkę. Ci ludzie są teraz dyrektorami np. działu produkcji, sprzedaży krajowej, sieci czy eksportu. Odnoszą sukcesy. Odnoszą sukcesy. Cieszę się, że nie braliśmy „gwiazd” z rynku, tylko zainwestowaliśmy we własnych pracowników.
Skawa słynie m.in. z Draży Korsarzy, trójkątnych wafelków Elitesse czy „muzycznych” herbatników. Mając tak rozpoznawalną ofertę, chyba trudno wprowadzić na rynek nowe wyroby.
Kręgosłupem spółki są wspomniane przez pana słodycze, bo są znane od dziesięcioleci, ale wprowadzamy do oferty nowości, np. serię wafelków Arabeska. Za projekt opakowania tego produktu otrzymaliśmy wyróżnienie w konkursie Art of Packing.
Następne pytanie słyszy niemal każdy laureat Gazel Biznesu — jaki jest wasz klucz do sukcesu?
Nawet najnowocześniejsze zarządzanie firmą nie pomoże, jeżeli nie stoi za nią dobrze wypromowany produkt. Skawa ma to i to. Następnie trzeba zrobić wszystko, aby utrzymać zainteresowanie klienta. Marketing odgrywa bardzo ważną rolę, a bez niego niewiele zdziałamy. Młodzież idąc do dyskontu, kupuje impulsowo i szybko się nudzi produktem, którego nie widzi w mediach społecznościowych.
Jakie są wasze plany na przyszłość?
Wybiegamy kilka lat do przodu. W tej chwili automatyzujemy naszą produkcję, rozwijamy logistykę i projektujemy nowe magazyny. Jednak głównym kierunkiem jest eksport do krajów Europy Zachodniej. On oczywiście istnieje, ale nie jest dla nas zadowalający. Uważam, że możemy tam zawsze zdziałać więcej.




