Inflacja w Stanach Zjednoczonych spada szybciej od oczekiwań. Jest to ważna informacja nie tylko dla samych Amerykanów, ale też dla innych krajów, w tym Polski.
Dzięki spadkowi inflacji obniża się kurs dolara, co zmniejsza ceny surowców w przeliczeniu na waluty lokalne innych krajów. Ponadto amerykańska gospodarka pokazuje, że możliwe jest wyhamowanie inflacji bez wzrostu bezrobocia. To bardzo ważny wniosek z naszego punktu widzenia, choć my jesteśmy w trudniejszej sytuacji.
W listopadzie inflacja konsumencka w Stanach Zjednoczonych wyniosła 7,1 proc., wobec 7,7 proc. w październiku. Od szczytu w czerwcu spadła już niemal o 2 pkt proc. Rynek oczekiwał nieco wyższego wzrostu cen, więc po publikacji znacząco spadły rentowności obligacji skarbowych – zarówno amerykańskich, jak też na innych rynkach. A wraz ze spadkiem rentowności obligacji w górę wędrują ceny akcji, bo przy niższych stopach procentowych przyszłe zyski spółek ważą więcej w ich bieżącej wycenie.

W amerykańskich danych bardzo ważne jest to, że miesięczne wzrosty cen są już blisko poziomów sprzed obecnego kryzysu inflacyjnego. W listopadzie ceny bazowe, czyli nieuwzględniające żywności i energii, wzrosły o 0,2 proc. Jeżeli rosłyby w tym tempie przez cały rok, to inflacja roczna byłaby niewiele wyższa od celu inflacyjnego banku centralnego. Obecnie wysokie poziomy inflacji rocznej to wciąż pozostałość po wysokich podwyżkach cen z wcześniejszych miesięcy.
Inflacja spada mimo faktu, że amerykańska gospodarka wciąż jest rozgrzana. Stopa bezrobocia jest bliska historycznych minimów i wynosi 3,7 proc. Wzrost płac nominalnie przekracza 5 proc., podczas gdy przed pandemią oscylował między 2 a 3,5 proc. A zatem ceny zwalniają w warunkach dobrej koniunktury. To wskazuje na dwa ważne zjawiska. Po pierwsze, część obecnej fali inflacyjnej ma charakter podażowy, czyli wynika z przejściowych ograniczeń w dostępności produktów, a nie tylko popytowy. Po drugie, inflacja nie przykleja się do gospodarki, czyli nie podtrzymuje się siłą rozpędu (gdy jedne ceny rosną tylko dlatego, że rosną inne ceny).
Prowadzi to do wniosku, że ograniczenie inflacji może się odbyć bez wysokich kosztów w postaci długiej recesji lub wysokiego bezrobocia.
Czy w Polsce może być tak samo? Źródła inflacji w Polsce i Stanach Zjednoczonych są dość podobne: zaburzenia podażowe po pandemii, szok energetyczny i rozgrzanie gospodarki. Więc mechanizm ograniczania inflacji też może być podobny.
Jednak Polska jest w trudniejszej sytuacji niż Stany z co najmniej czterech powodów. Mamy wyższy wyjściowy poziom inflacji, ponieważ w szczycie wyniesie ona ok. 17-20 proc. Mamy bardziej przegrzaną gospodarkę, z niższym bezrobociem i dużo wyższym wzrostem płac. Doświadczamy mocniejszych wstrząsów podażowych z powodu wzrostu cen gazu na europejskich rynkach. I wreszcie realne stopy procentowe, czyli stopy nominalne pomniejszone o oczekiwaną inflację, w Polsce są dużo niższe niż w Stanach.
Amerykańskie dane wskazują, że koszty odwrócenia inflacji nie muszą być bardzo duże. Ale z wyciąganiem z tego wniosków dla Polski trzeba być ostrożnym.
Podpis: Ignacy Morawski