António Costa, portugalski przewodniczący RE (stanowisko objął 1 grudnia 2024 r.), zwołując pozaplanowe posiedzenie poświęcone głównie bezpieczeństwu i obronności UE zapragnął nadać mu scenerię bardziej oryginalną. Załatwił z rządem Belgii lokalizację poza stolicą, w zamku Limont bliżej Liège, co było logistycznie absurdalne. Na szczęście ze względów… właśnie bezpieczeństwa – taki podano powód – zbiórka jednak wróciła do Brukseli, ale do pałacu Edmont, będącego międzynarodowym centrum konferencyjnym. To w nim koncentrowały się eventy podczas sprawowania w pierwszym półroczu 2024 przez Belgię przewodnictwa w Radzie UE. Chodziło o jego wyraźne odróżnienie od dzielnicy unijnej.
Kwestie logistyczne oczywiście mają znaczenie drugorzędne wobec meritum. Agenda nieformalnego posiedzenia RE jest jednak również niezwyczajna, a to ze względu na gości. W lunchu uczestniczył będzie Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, pierwszy raz w takiej roli wobec kolegów z RE, wszak jako wieloletni premier Holandii był weteranem tej kolegialnej głowy wspólnoty. Trochę inny jest kontekst wieczornego obiadu z udziałem Keira Starmera, premiera brytyjskiego. Tematem będą nie tylko oczywiste związki sojusznicze w NATO, lecz także pierwszy jubileusz brexitu – w sobotę, 1 lutego, upłynęło pięć lat od opuszczenia Unii Europejskiej przez Zjednoczone Królestwo. Skomplikowane relacje formalne jakoś się ułożyły, ale nieszczęsna data nie jest powodem do świętowania ani po naszej stronie, ani wśród światłej części społeczeństwa brytyjskiego, która w referendum okazała się mniejszościowa.
Dla premiera Donalda Tuska pytanie o miejsce poniedziałkowego szczytu jest strasznie niewygodne. Rządy ważnych państw unijnych podczas swoich półrocznych prezydencji w legislacyjnej Radzie UE starały się wizerunkowo podkreślać mocarstwowość i tak aranżowały wspólnotowy kalendarz, aby prezydencko-premierowską wierchuszkę ściągnąć do swoich wspaniałych zamków – na przykład Francja do Wersalu, a Hiszpania do Grenady. Naprawdę nie istnieje sensowna odpowiedź na pytanie, czemu szczyt RE poświęcony właśnie bezpieczeństwu i obronności – czyli głównym priorytetom naszej prezydencji – nie odbywa się u nas, na Zamku Królewskim w Warszawie czy na Wawelu w Krakowie. Budżet prezydencji przecież jest wypasiony i prestiżowy event bez problemu by łyknął. Wizerunkowo naprawdę fatalnie wyszło, że w polskim półroczu gospodarzem ekstra posiedzenia jest gmach Królestwa Belgii, bo wcale nie UE. Tylko końcowa konferencja odbędzie się wieczorem w unijnym centrum prasowym gmachu Justus Lipsius.
Poniedziałkowy szczyt ma jeszcze jeden kontekst już wewnątrzpolski. W samej końcówce rządów PiS w 2023 r. prezydent Andrzej Duda zainicjował, a po uchwaleniu oczywiście podpisał taki oto artykuł 20b w ustawie regulującej współpracę rządu z parlamentem w sprawach unijnych: „W okresie sprawowania przez przedstawicieli Rady Ministrów prezydencji składów Rady UE, Prezydent RP bierze udział w posiedzeniach Rady Europejskiej oraz w posiedzeniach międzynarodowych z udziałem UE, na których przewidziana jest obecność szefów państw lub rządów państw członkowskich”. To przepis ambicjonalno-prywatny, ponieważ nie ma jakichkolwiek podstaw w konstytucyjnych kompetencjach prezydenta. Andrzej Duda po prostu zapragnął silnym akcentem propagandowym na czele Polski w UE zwieńczyć swoją prezydenturę. Przy stole obrad RE każde państwo ma od 2009 r. tylko jedno krzesło, ale wojny o nasze tym razem nie będzie. Donald Tusk całkowicie Andrzeja Dudę ze spraw unijnych wymiksował, a prezydent – mimo przytoczonego przepisu ustawowego! – w tej kwestii odpuścił i milczy.
