Idea słuszna, środki do realizacji coraz mniejsze. Z roku na rok spada liczba spółdzielni inwalidzkich w Polsce.
Zakłady pracy chronionej działają przeciw wykluczeniu, a same są wykluczane
Idea słuszna, środki do realizacji coraz mniejsze. Z roku na rok spada liczba spółdzielni inwalidzkich w Polsce.
Zakłady pracy chronionej działają przeciw wykluczeniu, a same są wykluczane
Idea słuszna, środki do realizacji coraz mniejsze. Z roku na rok spada liczba spółdzielni inwalidzkich w Polsce.
Jeszcze pod koniec lat 80. w kraju istniało około 550 spółdzielni inwalidów. Zatrudniały ponad 200 tys. osób niepełnosprawnych. Zapewniały kompleksowy pakiet świadczeń społecznych, co więcej, niemal przy każdej z nich działała przychodnia rehabilitacyjna.
— Początek transformacji stał się końcem ich prosperity — mówi Jerzy Szreter, prezes Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Inwalidów i Spółdzielni Niewidomych.
Dziś w Polsce mamy o połowę mniej tego typu jednostek. Nadal ponad 3/4 tam zatrudnionych to osoby niepełnosprawne, jednak nie wszystkie spółdzielnie — priorytetowo realizując cele społeczne — są w stanie sprostać realiom wolnego rynku. A przywileje i zachęty ze strony państwa są coraz słabsze.
Około 350 pracowników — w tym 95 proc. osób niepełnosprawnych — zatrudnia Spółdzielnia Inwalidów Przyjaźń w Słupcy, jedna z większych i nowocześniejszych w kraju. Posiada status zakładu pracy chronionej, prowadzi działalność produkcyjną w branży elektrotechnicznej i chemicznej.
— Niedawno obchodziliśmy 60-lecie istnienia, ale jaka będzie nasza przyszłość, trudno powiedzieć. W podobnej sytuacji są też inne placówki. Rządowe obostrzenia są coraz większe, dopłaty maleją — podkreśla Zbigniew Spławski, prezes Przyjaźni.
Z początkiem roku weszła w życie znowelizowana ustawa o rehabilitacji i zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, która określa m.in. zasady dofinansowania zakładów pracy chronionej i prywatnych firm zatrudniających osoby niepełnosprawne. Zapisane w niej nowe regulacje spędzają sen z powiek spółdzielcom, którzy taką działalność prowadzą.
Na rękę nie są im zwłaszcza zmiany wprowadzone w zapisie art. 22, dotyczące tzw. premii za współpracę z zakładem chronionym. Firmy, które nie zatrudniają minimalnej liczby pracowników niepełnosprawnych zobowiązane są do uiszczania określonych wpłat na konto PFRON-u. Mogą jednak liczyć na ulgi, o ile zdecydują się na zakup usług lub produkcji od innych firm zatrudniających niepełnosprawnych, np. spółdzielczych zakładów chronionych. Na te nałożono jednak większe obostrzenia.
— Dotychczas dostawca musiał np. zatrudniać 10 proc. osób z umiarkowanym i znacznym stopniem niepełnosprawności. Od stycznia wymaga się minimum 30 proc., w dodatku muszą to być osoby ze znacznym stopniem upośledzenia, niewidomi i psychicznie chorzy. Takich wskaźników nie osiąga zdecydowana większość spółdzielczych zakładów — zaznacza Jerzy Szreter.
Zatrudnienie większej liczby pracowników z większym stopniem niepełnosprawności obniża efektywność przedsiębiorstwa, co jednocześnie tworzy dodatkowe koszty prowadzenia działalności. Spółdzielcy stają zatem przed dylematem: altruizm czy rynkowa rzeczywistość.
— Również zakład pracy chronionej, aby działać musi zarabiać — potwierdza Zbigniew Spławski.
Zdaniem Jerzego Szretera, także spółdzielnie działające w obszarze usług porządkowych i ochrony mienia, stosując się do nowych regulacji, tracą dziś wielu kontrahentów. W ich miejsce wchodzą małe spółki, udzielające bardzo wysokich ulg, co w wielu przypadkach każe wątpić w rzetelność ich działania.
— W tym roku odebrano dopłaty z Systemu Obsługi Dofinansowań dla osób z uprawnieniami emerytalnymi. Wskutek tego 35 tys. emerytów wypadło z rejestru biorców SOD w PFRON. Brak dodatku, który zmniejszał koszty zatrudnienia spowodował, że znaczna część niepełnosprawnych emerytów straciła dodatkową pracę — wyjaśnia Jerzy Szreter.
Często zatrudnienie znajdowali oni właśnie w sektorze ochrony mienia.
Początek przyszłego roku przyniesie kolejne cięcia dofinansowań dla zatrudniających niepełnosprawnych. Zmniejszy się stawka dopłat z tytułu lekkiego i umiarkowanego stopnia niepełnosprawności pracowników, a zwiększy w przypadku stopnia znacznego. Faktem jest jednak, że ostatnia grupa ma niewielki udział w rynku pracy.
— Od stycznia 2012 r. będzie trzeba zatrudnić nie 40, a 50 proc. niepełnosprawnych. To kryterium spełniają niemal wszystkie spółdzielnie. Gorzej z drugim warunkiem — pułap pracowników z umiarkowanym i znacznym stopniem niepełnosprawności wzrośnie z 10 do 20 proc. — mówi Jerzy Szreter.
Dodatkowo, od przyszłego roku zmienia się próg minimalnej płacy, do 1500 zł. Ale SOD jest zamrożony na cztery lata i będzie naliczany na podstawie stawki obowiązującej w 2009 r., czyli 1276 zł. Taki rozstaw również rodzi niezadowolenie spółdzielców.
— Jako pracodawcy będziemy musieli dopłacać. Obawiam się, że w wielu przypadkach będzie się to wiązać również z redukcją kadr, i to dużą. Wskutek zmian ustawowych, w I półroczu 2011 pracę u nas straciło około 60 osób niepełnosprawnych. Niestety, szykują się kolejne zwolnienia — konkluduje Zbigniew Spławski.
Spółdzielczość socjalna
Cezary Miżejewski,
prezes Ogólnopolskiego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Socjalnych
Obecnie w Polsce jest 366 zarejestrowanych spółdzielni socjalnych. Wiele z nich działa bardzo prężnie, choć społecznie nie są dobrze postrzegane — warto byłoby popracować nad zmianą ich wizerunku, począwszy od samej nazwy. Przyjaźniej brzmi "spółdzielnia społeczna". Do tego potrzebne jest większe zaangażowanie i otwartość, zwłaszcza władz lokalnych, samorządów.
Na szczęście, w kraju pojawił się już nowy nurt spółdzielni. Tworzą je młodzi ludzie, bardzo często z wyższym wykształceniem, którzy może nie do końca radzili sobie w innych miejscach pracy. Prowadzą działalność wytwórczą, gastronomiczną. Na przykład w Łodzi przy Piotrkowskiej, w ramach spółdzielni socjalnej Figa, założono knajpkę Zaraz wracam, w Poznaniu prowadzi się naukę gry na instrumentach. Wszystko zależy od pomysłu i zaangażowania spółdzielców.
Szansą rozwoju tego nurtu ma być fundusz pożyczkowy dla przedsiębiorstw społecznych, nadzorowany przez BGK. Program pilotażowy ruszy już w przyszłym roku.
Liczę na to, że pozwoli on nieco zmienić zasady tworzenia i finansowania spółdzielni, ale tak, by nie popełnić błędów z lat 2004-05. Akcesja Polski do Unii Europejskiej była dużym zastrzykiem finansowym dla nowych spółdzielni. W tych latach powołano wiele tego typy przedsiębiorstw — ale często, kiedy kończyły się pieniądze z unii, kończyła się też ich działalność.
Podpis: Anna Bełcik