Eksport polskiego mięsa bije rekordy od lat. Jednak z kilku powodów jego
sukces na rynkach światowych traktowany jest z przymrużeniem oka. „Puls
Biznesu” zaprosił grupę eksperterzy do dyskusji na temat najważniejszych
trudności, z którymi zmagają się eksporterów mięsa. W debacie wzięli
udział: Monika Tyska, dyrektor Biura Wsparcia Eksportu, Jakub Olipra,
ekonomista z departamentu analiz makroekonomicznych w Credit Agricole,
Artur Węgłowski, wiceprezes i dyrektor zarządzający firmą Farmio,
Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów
Żywności, oraz Radosław Sroka, dyrektor do spraw handlu krajowego i
marketingu w firmie Konspol Holding Sp. z o.o.
Polska jakość
Rozmowa przyniosła nieoczekiwane wnioski. Przede wszystkim jakość
wysyłanych za granicę produktów nie jest tak wysoka, jak się powszechnie
Polakom wydaje. Ambicją producentów było np., aby polski drób stał się
towarem eksportowym na miarę wołowiny argentyńskiej. Co z tego wyszło? —
Skąd w ogóle bierze się sukces Polaków w eksporcie mięsa? Z niskich
kosztów wytworzenia, przede wszystkim zaś z małych kosztów pracy. Na
razie daje nam to 10-12 pkt. proc. przewagi nad innymi krajami UE. Warto
jednak zadać sobie pytanie, czy jest to czynnik, który może nam zapewnić
trwałą przewagę? Odpowiedź brzmi „nie”.
Natomiast jakość, która istotnie zapewnia stałe miejsce na rynkach
światowych, jest w przypadku naszych produktów wysyłanych za granicę
niezadowalająca. Z rozmów z klientami z Europy Zachodniej wynika, że
polski drób nie odpowiada ich gustom i oczekiwaniom konsumenckim — mówił
Artur Węgłowski.
Mimo wszystko na półkach wielu zagranicznych sklepów nie brakuje jednak
produktów z metką „Made in Poland”. — Nasze wyroby nie byłyby obecne na
półkach największych sieci handlowych w Wielkiej
Brytanii, Skandynawii, czy też w innych krajach na świecie, gdybyśmy nie
osiągnęli poziomu jakości, który by ich zadowalał. To niezwykle istotne,
więc żeby w ogóle wejść na tamtejsze rynki, trzeba reprezentować
konkretną jakość i umieć ją utrzymać — podkreślał Radosław Sroka.
Przyznał jednak, że w wymienionych krajach Konspol nie widzi dla siebie
specjalnej konkurencji z Polski. Co potwierdzałoby tezę, że aby wejść na
tamtejsze rynki, trzeba spełnić bardzo restrykcyjne wymagania
jakościowe, a niezbyt wielu firmom z Polski się to udaje.
— Pragnę podkreślić, że blisko 80 proc. eksportowanej polskiej żywności
trafia do wymagających konsumentów zamieszkujących kraje Unii
Europejskiej, takie jak Niemcy, Anglia, Francja, Czechy. Gdyby polskie
produkty nie spełniały najwyższych standardów, nie byłoby to możliwe.
Niestety na wielu rynkach konkurujemy głównie ceną. A to dlatego, że
m.in. widoczny jest brak dopracowanej przemyślanej strategii
komercjalizacji, brak świadomości i chęci do współpracy pomiędzy
firmami. Natomiast występują elementy konkurencji, które osłabiają
pozycję naszych rodzimych producentów żywności. Przedsiębiorcy powinni
współdziałać, dywersyfikować rynki zbytu swoich produktów.
Ważne dla nas powinno być również budowanie relacji handlowych poza Unią
Europejską. Współpraca powinna być widoczna szczególnie na nowych
rynkach, gdzie produkt nie jest znany. Konkurowanie ceną nie będzie
możliwe w długim okresie. Należałoby podjąć wysiłek, aby zbudować
wspólną polską markę, stworzyć koszyk polskiej żywności z silnymi
produktami flagowymi. Konsumentów należy uczyć, przyzwyczajać do
polskich produktów, ugruntować ich pozycję, podkreślając ich
niezastąpione walory.
Należy zwrócić uwagę na konieczność przestrzegania systemów jakości, tak
aby konsument był przekonany przy wyborze produktu o jego jakości,
powtarzalności składu i walorach smakowych. Ponadto bardzo ważnym
elementem,również wpływającym na cenę, jest bezpośredni obrót towarem,
eliminujący pośredników. Konieczne jest nawiązywanie kontaktów z
partnerami zagranicznymi i tworzenie własnych kanałów dystrybucji.
Sprzedaż przez sieci dystrybucji nie służy budowaniu pozycji produktów.
Niezbędne do tego są oczywiście działania promocyjne, prowadzone pod
wspólnym hasłem, wskazujące kraj pochodzenia produktów i ich
różnorodność — komentowała Monika Tyska.
Produkty przetworzone
W debacie o polskim eksporcie mięsa sporo miejsca zajęła dyskusja, czy
uzdrawiające byłoby dla niego przestawienie się na handel produktami
przetworzonymi, przy ograniczeniu sprzedaży surowców.
Eksport żywności przetworzonej jest bowiem bardziej rentowny. — Jeżeli
spojrzymy na dane Eurostatu, to żywność przetworzona w 2004 r. stanowiła 73
proc. całego polskiego eksportu żywności. Obecnie jest to około 78 proc.
Mamy więc łagodny, ale jednak wzrost. Dane te pokazują, że to, co
eksportujemy, to w dużej mierze żywność przetworzona. Możemy oczywiście
dyskutować, w jakim stopniu jest ona przetworzona, i szukać rozwiązań,
które dałyby większą marżę z jej sprzedaży — zaznaczył Jakub Olipra.
Konspol Holding od lat eksportuje produkty przetworzone na cały świat.
— To wymagało dużo pracy. Oczywiście przed rozpoczęciem handlu żywnością
przetworzoną należy spełnić kilka warunków, przede wszystkim zadbać o
jakość, by móc konkurować z firmami zagranicznymi. W grę wchodzi też
kwestia produktów innowacyjnych, które nieustannie należy rozwijać. Nasi
producenci powinni znać upodobania klientów z różnych krajów, np.
Wielkiej Brytanii czy Japonii, i produkować pod ich gusta, stosując przy
tym innowacyjne rozwiązania — tutaj potrzebny jest bardzo mocny dział
R&D.
Konspol Holding ze swoimi produktami przetworzonymi jest obecny na
rynkach europejskich (Skandynawia, Wielka Brytania, Europa Zachodnia),
jak i na rynku azjatyckim i osiągnięcie tego zajęło trochę czasu, by
dopracować produkty oraz by znaleźć klientów. Ale wysoka jakość plus
innowacyjność sprawiły, że się udało — opowiadał Radosław Sroka. Nie
udaje się jednak wszystkim. Zresztą, jak zauważył Andrzej Gantner,
sprzedaż surowca wcale nie jest mało opłacalna ani uwłaczająca.
Nieprzetworzone produkty rolne z Polski mogłyby się doskonale
sprzedawać, gdyby pojawił się choć zalążek współpracy w branży.
— Należy konkurować tym, czym da się konkurować, jeśli możemy konkurować
surowcem, to niech to będzie surowiec, a jeżeli produktem przetworzonym,
to tym lepiej. Fakt, że mamy dodatnie saldo w eksporcie produktami
przetworzonymi, nie świadczy o tym, że mamy słabej jakości surowce.
Bilans w tym zakresie nie może być do końca taki, jak byśmy chcieli, bo
jest potężna rożnica wartości pomiędzy kilogramem np. cebuli a
kilogramem np. herbaty. Jednak są przecież kraje, jak np. Holandia,
która ma dodatni bilans, zarówno z eksportu surowca, jak i produktów
przetworzonych i jest to kraj, który w dodatku może się poszczycić
najprężniejszą działalnością eksportową, jeśli chodzi o żywność. Polsce
na drodze do osiągnięcia takiego stanu stoi ogromne rozdrobnienie w
rolnictwie. Trudno, żeby firmy przetwórcze rozwijały się bez
uporządkowania rynku surowców rolnych. Spójrzmy, co zrobili na rynku
wieprzowiny np. Niemcy i Duńczycy. O ich sukcesie zdecydowały trzy
czynniki: efekt skali, efekt jednolitych partii surowca i jeszcze jeden
— odpowiednia strategia prowadzenia handlu zagranicznego — zauważył
Andrzej Gantner.
Wojna polsko-polska
Co to znaczy odpowiednia strategia prowadzenia handlu zagranicznego? O
dziwo w tej sprawie wszyscy uczestnicy debaty mówili jednym głosem. Po
pierwsze należy wyeliminować pośredników w transakcjach prowadzonych w
innych krajach.
— W Polsce handel surowcami rolnymi, zarówno międzynarodowy, jak i
krajowy, odbywa się przy udziale pośredników, którzy pomniejszają swoimi
marżami zarówno dochody rolników, jak i przetwórców. W Niemczech, we
Francji czy w Holandii 95 proc. surowca sprzedaje się poprzez
spółdzielcze giełdy rolne. Trudno spodziewać się, że w Polsce w ciągu
kilku lat uda się skomasować gospodarstwa rolne i zwiększyć
wielkotowarową produkcję, szczególnie że polityka kolejnych rządów w tej
sprawie jest dokładnie odwrotna. Skoro się nie da stworzyć wielkiej
towarowej produkcji rolnej, to można przynajmniej stworzyć warunki do
wielkotowarowego obrotu surowcami. Co więcej, żeby ten obrót, a co za
tym idzie, i zyski były w rękach rolników, jak to jest w krajach, o
których wspomniałem. Jeśli tego nie zrobimy, to w najczarniejszym i
najbardziej prawdopodobnym scenariuszu stracimy wszystkie przewagi,
które na razie mamy — ostrzegał Andrzej Gantner.
Czarny scenariusz zakłada jeszcze jedno — że stereotypy okażą się prawdą
i Polak z Polakiem nigdy się nie dogada. — Nie wierzę w to, że w Polsce
jest możliwe dogadanie się i współpraca całej branży. Przedsiębiorcy są
bardzo nieufni, współdziałanie to marzenie, zupełnie nierealne. Prędzej
pojedyncze firmy, które rozumieją rynek, zaryzykują, zainwestują w
innowacje, będą starały się zrozumieć potrzeby odbiorców i się do nich
dopasowywać. Nie każdego na to stać, z finansowego i mentalnego punktu
widzenia, by całą firmę nakierować na takie działania. Ale wierzę, że to
się przydarzy pojedynczym przedsiębiorcom, a nie całej zrzeszonej branży
— mówił Artur Węgłowski.
Są i bardziej optymistyczne scenariusze wydarzeń. Na ich poparcie można
przywołać przykłady, gdy producenci owoców potrafili się zjednoczyć i
wspólnie szukać ratunku w sytuacji kryzysowej. Taka akcja, jak „Jedz
jabłka na złość Putinowi”, wspólne szukanie nowych rynków zbytu, to były
przykłady chwilowej, ale jednak współpracy przedsiębiorców. — Liczę na
chęć współpracy między przedsiębiorcami. Wierzę, że dojdziemy do takiego
punktu, że wszyscy przedstawiciele branż będą ze sobą rozmawiać, żeby
uniknąć eliminacji z rynku europejskiego i światowego. Współpraca i
wymiana doświadczeń wpłynie korzystnie zarówno na rozwój sektora
rolno-spożywczego, jak również poprawi wizerunek polskich
produktów.Byłabym za tym, by eksportować jak najwięcej produktów
przetworzonych, gdyż tworzy to m.in. miejsca pracy oraz pozwala budować
silną markę kraju za granicą. Branża rolno-spożywcza to ogromny
potencjał — mówiła Monika Tyska.
Nowe ścieżki
Polski rynek mięsa to nie tylko stare kłopoty związane z tym, że w
obliczu kryzysu Polacy chętnie się jednoczą, ale na co dzień nie umieją
się ze sobą dogadać. To także nowe ścieżki, na które wkraczamy z wieloma
obawami. Pierwszą z nich jest handel żywnością bez GMO. Wielki popłoch w
naszej, jak się okazało, konserwatywnej branży wywołało pojawienie się
produktów tego typu firmy Farmio. — Wraz z pojawieniem się na rynku
produktów pochodzących ze zwierząt, które nie były karmione paszą z GMO,
dajemy konsumentowi wybór. Za wartość dodaną takiego produktu trzeba
zapłacić więcej, około 30 proc. Jest grupa klientów, którzy godzą się na
taką cenę. I my dajemy im wybór. Ta grupa rośnie, bo trendy prozdrowotne
są bardzo silne na całym świecie. Jesteśmy więc zadowoleni z
wprowadzenia tych produktów, bo to przynosi efekty. Jednak branża
zareagowała na to bardzo nerwowo, najpewniej obawiając się nowego
konkurenta. Na szczęście próby zdyskredytowania tego produktu spaliły na
panewce, bo ostatecznie to klient decyduje, co utrzyma się na rynku, a
co nie. To jest element strategii wychodze-
RECEPTY NA EKSPORT:
Bez eksportu nie istnieje gospodarka żadnego kraju, a bez eksportu mięsa
z pewnością nie będzie istniała polska gospodarka. Eksperci biorący
udział w debacie „Pulsu Biznesu” przedstawili wiele pomysłów na to, jak
pomóc Polakom sprzedającym mięso za granicą.
[FOT. WM]
nia ze zgubnej tradycji konkurowania ceną na rzecz konkurowania
wartością dodaną produktu. Najważniejsza jest marka, za którą stoi
powtarzalna jakość. To jest trwała przewaga firmy — mówił Artur
Węgłowski. Trendy prozdrowotne, ekologiczny sposób życia — to wszystko
elementy dyskusji światopoglądowych. W świecie wolności słowa i wolności
wyboru klient powinien mieć prawo decydować, czy kupić tańsze mięso z
GMO czy droższe bez GMO. — Wybór między produktami z GMO lub bez to jest
tak naprawdę wybór między tym, w jaki sposób chcemy żyć, jak postrzegamy
nasze miejsce w środowisku i jak chcemy na nie wpływać. Świadomy
konsument powinien dokonywać wyborów, które służą zrównoważonemu
wykorzystywaniu zasobów i jak najmniej szkodzących przyrodzie. Dokonując
wyboru między produktami, poniekąd realizuje wizje swojego stylu życia.
Ten trend na rynku żywności jest coraz bardziej widoczny i stwarza nowe
możliwości dla producentów. Ważne jednak, aby jego decyzje oparte były
na rzetelnej wiedzy. Ważne, żeby konkurujący ze sobą producenci nie
wprowadzali konsumentów w błąd, nie straszyli ich i nie negowali innych
produktów, gdyż taka strategia jest wątpliwa etycznie oraz prawnie i
niszczy wizerunek całej branży — mówił Andrzej Gantner. Drugim niezwykle
kontrowersyjnym tematem dla branży mięsnej w Polsce jest ubój rytualny.
Zdaniem wielu — ogromna szansa na prowadzenie opłacalnego biznesu, bez
obaw o zbyt dużą konkurencję. — Rynek żywności halal, w tym uboju
rytualnego, jest ogromny, a ma jeszcze większy potencjał, jeśli weźmie
się pod uwagę tendencje demograficzne oraz relatywnie szybki wzrost siły
nabywczej konsumentów w krajach o znaczącym udziale wyznawców islamu w
populacji. W dłuższej perspektywie jest więc o co grać. Ale znowu wiele
zależy od stabilności prawa w Polsce, które musi gwarantować, że firmy,
które zainwestują w ten rynek, za jakiś czas nie doczekają się kolejnego
wyroku Trybunału Konstytucyjnego, zakazującego uboju rytualnego —
stwierdził Jakub Olipra. To przede wszystkim szansa dla małych
przedsiębiorstw, które zupełnie przestawią swoją produkcję na ubój
rytualny. — To jest ścisła specjalizacja, obwarowana wieloma warunkami,
ze względu na rentowność nie powinno się prowadzić normalnej produkcji
mięsa, w miejscu, gdzie ma się odbywać ubój rytualny. To szansa dla
małych zakładów, które mogą się w tym wyspecjalizować i nie muszą
konkurować z całą rzeszą firm na rynku głównym — podkreślił Artur
Węgłowski.
To trzeba zrobić
Warunki powodzenia polskich wyrobów mięsnych na rynkach zagranicznych
1. Nakłonienie przedstawicieli branży do współpracy w celu promowania
polskiego mięsa i przetworów na rynkach zagranicznych. 2. Opracowanie
spójnej strategii promocji polskich wyrobów mięsnych za granicą. 3.
Zwiększenie udziału produktów wysoko przetworzonych, a zmniejszenie
udziału surowców w polskim eksporcie. 4. Zwiększenie udziału produktów
innowacyjnych w eksporcie branży mięsnej. 5. Szukanie rynków zbytu poza
Unią Europejską.