WWF Polska szuka wspólnego języka z biznesem

Natalia Grzebisz-Zatońska
opublikowano: 2024-01-12 14:30

Fundacja WWF prowadzi rozliczne aktywności w zakresie ochrony środowiska. We współpracy z firmami widzi obopólne korzyści, bo potencjalni partnerzy mogliby spełnić wymagania związane z raportowaniem niefinansowym.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Ekosystem Morza Bałtyckiego w latach 2016-21 nie poprawił się niemal wcale – głosi raport Komisji Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku (HELCOM). Do najbardziej niszczycielskich sił zalicza się obecnie eutrofizację, czyli przeżyźnienie środowiska morskiego wynikające ze zbyt dużych ilości azotu i fosforu. Skutkuje to nadmiernym zakwitem glonów i sinic, a w konsekwencji obniżeniem zawartości tlenu – w skrajnych przypadkach do poziomu, który powoduje powstanie martwych stref (zajmują już 18 proc. powierzchni Bałtyku). Morze zanieczyszczane jest też substancjami niebezpiecznymi, negatywnie oddziałuje także przełowienie, czyli nadmierna, niekontrolowana eksploatacja łowisk.

Wspólnym mianownikiem jest człowiek.

Zaburzenia na morzu i lądzie

– Działalność człowieka jest kluczowa i można ją ująć w dwóch kategoriach. Pierwsza jest dość łatwa do zrozumienia: to działalność na morzu, czyli ruch statków, zanieczyszczenia, hałas zakłócający echolokację morświnów i wydobywanie różnego rodzaju surowców – z Bałtyku przede wszystkim piasku, który jest nieoczywistym zasobem, ale zaczęło go brakować na świecie. Środowisku morskiemu szkodzi również poszukiwanie i wydobycie ropy i gazu, w szczególności tworzona w tym celu infrastruktura. Buduje się też połączenia telekomunikacyjne, a stosunkowo od niedawna farmy wiatrowe – wymienia Mirosław Proppé, prezes Fundacji WWF Polska.

Na zaburzenie ekosystemu Morza Bałtyckiego wpływa też drugi czynnik, czyli działalność człowieka na lądzie.

– Są to zanieczyszczenia przemysłowe, które rzekami spływają do Bałtyku. Przykładem może być tragedia Odry, ale w mniejszych rzekach również występują zatrucia o mniejszej skali i koniec końców wszystkie te chemikalia spływają do morza. Dodatkowo związki biogenne z nawozów sztucznych, pochodne fosforu i azotu dostają się do rowów melioracyjnych i rzek, a następnie do mórz. Ich zrzut jest tak duży, że w połączeniu z ogólnym wzrostem temperatury prowadzi do zakwitu glonów i sinic w Bałtyku. To zjawisko występowało zawsze, bo to morze o ograniczonej wymianie wód z oceanem, ale w ostatnich dekadach znacznie przybiera na sile ze względu na intensyfikację stosowania nawozów i podniesienie temperatury Bałtyku. Obecnie stanowi jedno z najważniejszych zagrożeń dla naszego morza – dodaje Mirosław Proppé.

Problem mają turyści, którzy nie mogą korzystać z kąpielisk, problem ma też środowisko wodne – dochodzi do wspomnianej eutrofizacji, która jest śmiertelnym zagrożeniem dla wielu organizmów.

– W czasie pandemii, kiedy gospodarka przyhamowała, na całym świecie odnotowaliśmy szybką odbudowę natury. Kiedy działalność człowieka nie była tak intensywna, przyroda wracała do równowagi. W Bałtyku nie nastąpi to tak szybko, ale nawet zwiększająca się liczebność stad ryb i mniejsza liczba zakwitów sinic będzie wskazywać na odradzanie się ekosystemu. Żeby tak się stało, konieczne jest zaprzestanie i ograniczenie dostarczania przez człowieka czynników, które rozregulowują system – mówi Mirosław Proppé.

Skandynawia wzorem

W ochronie ekosystemu Bałtyku prym wiodą kraje skandynawskie. W Finlandii problemem były ryby migrujące, które żyją w morzu, ale aby się rozmnażać, muszą płynąć w górę rzek. Utrudniała to budowa zapór. W Polsce populację jesiotra przetrzebiła budowa tamy we Włocławku w latach 60. ubiegłego wieku.

– W przeciwieństwie do Polski w Finlandii decyzją rządu uregulowano obecność przeszkód na szlaku migracyjnym ryb. Właściciel zapory uzyskuje finansowanie na usunięcie lub przebudowę obiektu, aby odbudować ekosystem dla ryb migrujących. Finansuje to budżet państwa, a także firmy zajmujące się przetwórstwem rybnym. Czerpią zyski z działalności w branży i dlatego partycypują w kosztach. To wieloaspektowa dbałość o ekosystem, który jest podstawą zarobku wielu firm – mówi prezes WWF Polska.

Długo do racjonalnej gospodarki morskiej dojrzewała Dania, która przez wiele lat opierała się zakazowi trałowania dennego, czyli sposobu połowu polegającego na zgarnianiu przez sieć wszystkiego, co znajduje się na dnie morza. Skutecznie łowi się tak ryby, ale przy okazji niszczy cały ekosystem.

– Po długotrwałej współpracy i namowach m.in. WWF-u Dania w końcu wprowadziła zakaz tego typu połowów – mówi Mirosław Proppé.

Rozwiązanie problemu

W Polsce tzw. gatunkiem wskaźnikowym – czyli o wyjątkowej wrażliwości na wszelkie zmiany środowiska – jest populacja dorsza, a dokładniej jego stado wschodnie. Zostało przetrzebione, bo poławiane były osobniki, które jeszcze nie osiągnęły dojrzałości płciowej, co doprowadziło niemal do zaniku tego gatunku.

– Żadne zaburzenie w ekosystemie nie jest pożądane. Obecnie w Bałtyku flagowym gatunkiem jest morświn. To krewniak delfina i jedyny waleń w tym morzu. Prowadzi bardzo skryty tryb życia. W Bałtyku Właściwym jest ich najprawdopodobniej kilkaset. Zakłócona przez statki echolokacja, czyli wykorzystywanie przez zwierzęta dźwięku do orientacji w środowisku, ożywiony ruch morski i przyłów, czyli przypadkowe złowienie w sieci rybackie, spowodowały drastyczne zmniejszenie liczebności tego gatunku. Na początku XX w. rządy części państw płaciły za zabite morświny. Uważano bowiem, że to konkurent dla połowu ryb. Rozwiązaniem nie jest jednak zabijanie morświnów, lecz zwiększenie liczebności ryb. Tak, by starczyło ich i dla ludzi, i dla zwierząt – mówi prezes WWF Polska.

Rozwiązaniem problemu niszczenia gatunków np. dorsza jest według Mirosława Proppégo budowanie świadomości ludzi związanych z firmami zajmującymi się połowem i sprzedażą ryb.

– Na podstawie danych liczbowych można sobie uświadomić rozmiar ławic – ich liczebność, wielkość osobników i tego, ile w rybie jest ryby, czyli ile może czerpać z tego konsument, a biznes mieć zysku. To, że ryby są mniejsze i jest ich mniej, nie wynika z rosnącej liczby fok i morświnów w morzu, lecz z gospodarki rabunkowej, czyli połowów powyżej możliwości odrodzenia się stada i zniszczenia naturalnych siedlisk – tłumaczy prezes WWF Polska.

Obopólne korzyści

Kierowana przez niego fundacja jest otwarta na współpracę z biznesem.

– Coraz więcej podmiotów jest objętych obowiązkiem raportowania niefinansowego (ESG). Projekty, które realizujemy, wpisują się w kwestie środowiskowe (E), ale dużo jest też komponentu społecznego (S). Jeśli odbudowujemy torfowiska, robimy to ze społecznością lokalną, jeśli mówimy o ochronie Bałtyku, to zaangażowanych w nasz projekt Błękitny Patrol WWF jest kilkuset wolontariuszy na całym Wybrzeżu itd. Współpraca z biznesem niesie obopólne korzyści, ale żeby z nami współpracować, firma musi mieć ambitny program zmian. My możemy pomóc w transformacji i przygotować analizy – mówi Mirosław Proppé.

Fundacja WWF Polska oprócz edukacji zajmuje się też tworzeniem analiz łańcuchów dostaw produktów sprzedawanych w sieciach spożywczych.

– Jedna z sieci handlowych skorzystała z naszej analizy wszystkich produktów żywnościowych pochodzenia morskiego, które miała na półkach. Podzieliliśmy je na trzy grupy. Jak się okazało, sieć w małym stopniu sprzedawała produkty z grupy czerwonej, do której należały np. ryby zaliczane do grupy bliskiej wymarciu. Około 40 proc. towarów zaliczało się jednak do szarej grupy, co oznacza, że w globalnym łańcuchu dostaw nie udało się ustalić, skąd pochodzi ryba, z jakiego stada i jak została złowiona. Ważny jest też inny aspekt – uczciwe wynagrodzenie dla pracujących przy połowie i przetwórstwie. Informacje, które zebraliśmy, świadczyły, że mimo nadzoru różnych instytucji konsument wybierając ryby i owoce morza często nic nie wiedział o ich pochodzeniu. Dzięki ambicji zarządu sieć podjęła wyzwanie redukcji oferowanych klientom produktów z szarej strefy – mówi prezes WWF Polska.

Fundacja utrzymuje się głównie ze składek kilkudziesięciu tysięcy osób prywatnych. Udział darowizn biznesu to około 10 proc. – daleko mniej niż w innych krajach europejskich, gdzie udział firm w finansowaniu działań sięga 40-50 proc.

Światowy Fundusz na rzecz Przyrody

Fundacja WWF Polska należy do międzynarodowej sieci niezależnych fundacji krajowych zjednoczonych w World Wildlife Fund (Światowy Fundusz na rzecz Przyrody), który powstał w 1961 r. z inicjatywy sir Juliana Huxleya, dyrektora generalnego UNESCO. Ochronę zagrożonych gatunków rozpoczęto od pandy wielkiej – stąd logo fundacji. Działając w ponad 150 krajach, WWF przyczynia się do ochrony wielu ginących gatunków zwierząt i cennych przyrodniczo miejsc. Robi to dzięki wsparciu ponad 5 milionów darczyńców na świecie. Siedzibą organizacji jest Szwajcaria.

W Polsce WWF rozpoczął działalność w latach 90., a w 2000 r. powstało biuro w Warszawie. Dzięki wsparciu ponad 50 tys. darczyńców fundacja pomaga ratować najcenniejsze obszary w naszym kraju, m.in. przyczyniła się do powstania Biebrzańskiego Parku Narodowego w 1993 r. Koncentruje się na ochronie rzek, lasów i zagrożonych gatunków, m.in. wilków, rysi, niedźwiedzi, a także żyjących w Bałtyku fok i morświnów. Dąży do partnerstwa z administracją publiczną, rządami, biznesem i lokalnymi społecznościami.