Polskie jabłka wymyślają się na nowo

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2023-08-16 20:00

Rajpol, jedna z największych w Polsce grup producentów jabłek, szuka nowych pomysłów biznesowych i rynków zbytu, bo w kraju duża podaż dusi marże.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak w Polsce zmienia się popyt na jabłka i ich podaż
  • gdzie krajowi producenci poszukują rynków zbytu i jakie są różnice między głównymi rynkami eksportowymi
  • jakie wyniki ma Rajpol, jedna z największych grup producenckich w kraju, i w co inwestuje, by poprawić marże
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

„Jedz jabłka, pij cydr” – takie było hasło akcji konsumenckiej zainicjowanej w 2014 r. przez PB w odpowiedzi na rosyjskie embargo na import polskich jabłek. Polacy jedzą ok. 13 kg jabłek rocznie na osobę, a producenci szukają sposobów, by jedli więcej, bo mają kłopot urodzaju.

- Polska to największy producent w Europie, a my pod Grójcem jesteśmy w środku największego sadu na kontynencie. Mamy do dyspozycji tyle jabłek, że musimy szukać nowych, bardziej efektywnych sposobów ich zagospodarowania. Dlatego pracujemy nad dywersyfikacją biznesu, m.in. poprzez wprowadzenie na rynek własnej odmiany klubowej i przekąsek na bazie owoców, m.in. chipsów z jabłek - mówi Hubert Woźniak, prezes Rajpolu, jednej z największych grup producentów jabłek w kraju, podobnie jak wszyscy inni znaczący gracze rynkowi zlokalizowanej pod Grójcem.

Podażowy kłopot

Producenci rozglądają się za nowymi kategoriami i rynkami zbytu, bo olbrzymia podaż jabłek sprawia, że ich ceny stoją w miejscu.

- W 1989 r. w Polsce produkowało się rocznie ok. 1,5 mln ton jabłek. Teraz to blisko 5 mln ton, a konsumpcja krajowa na osobę spadła w tym czasie o połowę. Po zamknięciu rynków wschodnioeuropejskich mamy problem z nadprodukcją, którego nie da się całkowicie rozwiązać znajdowaniem nowych rynków eksportowych – mówi Ryszard Woźniak, współtwórca Rajpolu.

Z tego powodu, mimo znacznego wzrostu kosztów, jabłka w praktyce nie podrożały choć niemal we wszystkich kategoriach spożywczych inflacja była wysoka.

- Produkcja w Polsce będzie musiała się zmniejszyć, już w ubiegłym roku dochodziło do tego, że część sadowników nie zbierała owoców, bo im się to nie opłacało – mówi Ryszard Woźniak.

Eksportowe rozwiązania

Rajpol kieruje na eksport ok. 40 proc. produkcji. Odbiorców szuka w Europie, Azji (na Bliskim i Dalekim Wschodzie) i Ameryce Południowej.

- Większość państw zachodnioeuropejskich jest samowystarczalna pod kątem jabłek, a np. Włochy są ich znaczącym eksporterem. Dużo importują kraje nordyckie – np. w Norwegii krajowa produkcja jest pięć razy mniejsza niż produkcja samej naszej grupy. Interesująca jest też południowa Europa, np. Rumunia, częściowo również Wielka Brytania czy Hiszpania. Biorąc pod uwagę polską skalę produkcji i konkurencję, musimy jednak szukać bardziej odległych rynków, na których trzeba oferować jabłka deserowe wysokiej jakości i trwałości, żeby przy wysokich kosztach transportu eksport miał jakikolwiek sens – tłumaczy Dominik Woźniak, odpowiedzialny w grupie za rynki eksportowe.

Polska konsumpcja jabłek w ostatnich dekadach przesunęła się od odmian lekko kwaskowatych w stronę słodkich. Słodkie jabłka dominują na większości rynków globalnych, choć nie wszędzie – np. w Niemczech, krajach Beneluksu i we Francji najpopularniejsze są wciąż lekko kwaśne owoce.

- Eksport ma sens tylko przy jabłkach deserowych, kupowanych przez klientów detalicznych. Najpopularniejsze odmiany na świecie to słodka Royal Gala i Red Delicious, które w naszej grupie stanowią 25 proc. upraw. Przewidujemy, że wśród konsumentów stopniowo będzie rósł popyt na tzw. odmiany klubowe o unikatowych cechach smakowych, dlatego sami zainwestowaliśmy w taką odmianę - mówi Paweł Woźniak, odpowiedzialny w Rajpolu za produkcję.

Polska potęga jabłkowa

Największym producentem jabłek na świecie są Chiny, w których rocznie zbiera się ponad 44 mln ton tych owoców. Polska, z wynikiem regularnie przekraczającym 4 mln ton, regularnie mieści się jednak na globalnym podium (tuż za USA) i jest zdecydowanie największym producentem w Unii Europejskiej (oczekiwane w tym roku zbiory w całej UE to 12,2 mln ton). W 2022 r. według danych GUS w Polsce zebrano 4,2 mln ton jabłek, czyli o 5 proc. więcej niż rok wcześniej, mimo zmniejszenia powierzchni sadów. Za 45 proc. krajowej produkcji odpowiada województwo mazowieckie, głównie sadownicze centrum Polski w okolicach Grójca. Spory udział mają też sadownicy z łódzkiego, świętokrzyskiego i lubelskiego. Spożycie świeżych jabłek na głowę mieszkańca regularnie spada w Polsce i w całej UE, i wynosi obecnie ok. 12 kg rocznie. To sprawia, że coraz większa część produkcji trafia do przetwórstwa i jest przerabiana na soki oraz koncentraty. W tym roku zbiory w Polsce mają być wyraźnie niższe niż rok wcześniej. Pod koniec lipca GUS szacował, że zebranych zostanie 3,9 mln ton jabłek, czyli o 9 proc. mniej.

Nowe odmiany

Grupa dwa lata temu testowo zasadziła 800 drzewek, zamówionych we włoskiej firmie wyspecjalizowanej w tworzeniu nowych odmian jabłek.

- W ubiegłym roku obsadzono już 12 ha. Drzewko po trzech latach zaczyna przynosić standardowy plon w wysokości 8-10 kg rocznie i jest wydajne produkcyjnie przez 10-15 lat – tłumaczy Paweł Woźniak.

Odmiana, której nadano nazwę Pola, ma zostać szerzej wprowadzona na rynek w przyszłym roku.

- Mamy na nią licencję globalną, więc inne grupy producenckie nie będą mogły sprzedawać takich samych jabłek. Uważamy, że popularność odmian klubowych będzie rosła i widzimy na nie popyt wśród sieci marketów, które szukają czegoś, czym można się wyróżnić w tej kategorii, a Pola ze względu na smak i trwałość dobrze nadaje się na rynki eksportowe. Będziemy musieli oczywiście ponieść nakłady marketingowe na zbudowanie wśród konsumentów świadomości istnienia nowej odmiany, ale traktujemy to jako długoterminową inwestycję - mówi Marcin Woźniak, odpowiedzialny w grupie za nowe projekty.

Sadownicze sojusze

Rajpol formalnie powstał w 2001 r. jako grupa producentów.

- W PRL-u sadownicy dostarczali jabłka do spółdzielni ogrodniczej w Grójcu. Potem ją zlikwidowano i mieliśmy trudny okres przejściowy, gdy rodziły się i upadały różne inicjatywy zrzeszania się w większe organizmy, pozwalające wspólnie zarządzać transportem, przechowywaniem i sprzedażą. W 2001 r. w dziewięć osób założyliśmy spółkę, a potem przy okazji wejścia do UE pojawiły się fundusze na organizację grup producenckich. Stopniowo dołączali do nas kolejni sadownicy i nic dziwnego – im bardziej zorganizowany rynek, tym łatwiej o przetrwanie. We Włoszech ok. 90 proc. sadowników jest w kooperatywach i radzą sobie bardzo dobrze, na Węgrzech próby organizacji nie wypaliły i kraj przestał być liczącym się producentem. My w Polsce jesteśmy pośrodku– opowiada Ryszard Woźniak.

Teraz w Rajpolu zrzeszonych jest ponad 160 producentów. Ich łączna powierzchnia upraw to 1,6 tys. ha. Rocznie przekłada się to na ok. 50 tys. ton jabłek. Oprócz tego grupa skupuje i sprzedaje ok. 10 tys. ton m.in. wiśni, borówek i truskawek.

Korzyści ze skali

Wszyscy członkowie grupy mają udziały w spółce, największa część należy jednak do przedstawicieli rodziny Woźniaków (Hubert, Paweł i Marcin to synowie Ryszarda, Dominik jest jego bratankiem). Odrębna spółka - Rajpol Trade, kontrolowana przez Rajpol - skupuje też owoce od innych producentów. Biznes przynosi rocznie ponad 150 mln zł przychodów.

- Mamy dwie duże chłodnie i sortownie w Bielanach oraz Wólce Łęczeszyckiej pod Grójcem, w których możemy przechowywać 15 tys. ton owoców. Spora część produkcji trafia od razu z sortowni do klientów. Największym odbiorcą produktów Rajpolu jest Lidl. Dzięki tej współpracy grupa może stale się rozwijać i bezpiecznie inwestować w nowe projekty, chociażby takie jak odmiana klubowa. Lidl wspiera Rajpol również w eksporcie, umożliwiając sprzedaż produktów do sklepów sieci poza Polską. Generowane przez Rajpol zyski w większości idą na rozbudowę infrastruktury, nie na wypłaty dla udziałowców. Udziałowcy korzystają na tym, że jako grupa jesteśmy w stanie oferować im dobre ceny skupu owoców – mówi Hubert Woźniak.

Firma zatrudnia na stałe ok. 200 pracowników. Przy zbiorach potrzeba ich znacznie więcej.

- Koszty pracy w kilka lat wzrosły o 100 proc., a o ludzi do prac sezonowych jest znacznie trudniej, bo nie ukrywajmy, to nie jest łatwe zajęcie. Najbardziej odczuwają to producenci borówek, którzy w porze zbiorów potrzebują najwięcej ludzi. Tutaj żadnych oszczędności nie da się zrobić, co oczywiście odbija się na marżach. Oszczędności możemy generować gdzie indziej, np. w przechowywaniu – tam dzięki inwestycjom w fotowoltaikę produkujemy już 30 proc. prądu potrzebnego nam do zasilania chłodni – mówi Paweł Woźniak.