Z trzech polskich marek do komunikacji internetowej, które na początku stulecia cieszyły się ogromną popularnością - Naszej Klasy, Golden Line i Gadu-Gadu - przetrwała tylko ostatnia. Jej właściciel, fintech Fintecom, od 12 czerwca prowadzi crowdfundingową zbiórkę na przywrócenie jej dawnej świetności, a nawet więcej, bo w planach jest międzynarodowa superaplikacja do porozumiewania się i płatności. Na razie trudno mówić o spektakularnym sukcesie - internauci na platformie Emiteo zadeklarowali tylko 96,3 tys. zł, czyli ułamek oczekiwanej kwoty. Cel to aż 1,9 mln zł. Do końca zapisów zostały dwa miesiące, jednak w dokumentach informacyjnych fintech Fintecom, właściciel Gadu-Gadu, obiecuje, że nawet nie zebrawszy oczekiwanej sumy zrealizuje plan, tylko wolniej. A plan jest ambitny.
Burzliwa historia
Gadu-Gadu (GG) powstało w 2000 r. jako pierwszy polski komunikator internetowy. Za projekt odpowiadała firma SMS-Express.com, założona przez Łukasza Foltyna, znanego wcześniej m.in. z programu antywirusowego MKS_VIR. GG początkowo działało jako prosty komunikator tekstowy, a użytkownicy identyfikowali się przez unikatowe numery GG (np. 123456), które stały się wręcz elementem tożsamości internetowej. W połowie lat 2000. GG miało kilkanaście milionów kont i było domyślnym narzędziem do rozmów online w Polsce. Wprowadzono nowe funkcje: statusy (np. „zaraz wracam”), przesyłanie plików, czaty grupowe, a z czasem nawet rozmowy głosowe.
W 2007 r. firma przekształciła się w spółkę akcyjną Gadu-Gadu i zadebiutowała na warszawskiej giełdzie. W tym samym roku została przejęta przez południowoafrykański koncern Naspers (ten sam, który miał m.in. akcje Allegro i OLX). Wtedy też powstały m.in. GaduRadio, GG Network, mobilne wersje GG, a nawet przeglądarka GG Browser. Potężna konkurencja nie zasypiała jednak gruszek w popiele. Światowi giganci - Skype, Facebook i WhatsApp - zaczęli mocno rozpychać się w Europie, a GG, które w szczytowym 2011 r. miało 6 mln użytkowników, nie zdążyło przestawić się na smartfony i media społecznościowe.
Z ziemi cypryjskiej do polskiej
W 2015 r. Grupa Allegro sprzedała Gadu-Gadu niewielkiemu funduszowi inwestycyjnemu Xevin Investment zarejestrowanemu na Cyprze, a ten kilka lat później wystawił spółkę na sprzedaż.
- Gdy w 2002 r. wyjechałem do Wielkiej Brytanii i założyłem tam firmę, a później razem z żoną jej oddział w Polsce, podstawowa łączność z pracownikami w tych dwóch krajach odbywała się przez komunikator Gadu-Gadu. Kiedy więc w 2017 r. giełdowa spółka SARE ogłosiła plany nabycia komunikatora GG i ujawniła spodziewaną wartość transakcji - 2,4 mln zł [ostatecznie do niej nie doszło - red.], przystąpiliśmy do negocjacji z właścicielem. Fintecom w tamtym okresie co roku miał zyski, więc dysponowaliśmy skumulowaną gotówką, dodatkowo pieniądz na rynku był wówczas tani. Zakup częściowo sfinansowaliśmy długookresowym kredytem inwestycyjnym. Od tego czasu staramy się intensywnie rozwijać komunikator – mówi Romuald Remus, prezes Fintecomu.
Do spółki dołączył Jarosław Rybus, który był odpowiedzialny za komunikację podczas debiutu Gadu-Gadu na giełdzie.
- Pamiętam czasy, gdy zatrudnialiśmy 300 pracowników, a co druga osoba w Polsce korzystała z Gadu-Gadu. W pewnym momencie serwery już nie nadążały, ale mieliśmy do dyspozycji zupełnie inną niż teraz infrastrukturę i możliwości technologiczne. W drugim podejściu jesteśmy w innym świecie - inna jest też konkurencji, inny jest również pomysł na GG – mówi Jarosław Rybus, rzecznik prasowy GG.
Nowe otwarcie
W nowym wydaniu komunikator, z którego obecnie miesięcznie korzysta ok. 500 tysięcy użytkowników, ma stać się superaplikacją.
- Nasz pomysł to all-in-one, czyli aplikacja, która integruje w sobie wiele usług. Gadu-Gadu może być centrum rozrywki, komunikacji, płatności. Oczywiście wiemy, że jest Blik, Revolut czy mObywatel oraz wiele innych aplikacji, ale mamy społeczność prawie pół miliona zaangażowanych osób, co jest dobrym punktem startowym, żeby rozwijać te usługi – mówi Jarosław Rybus.
Podkreśla, że wbrew pozorom użytkownikami komunikatora nie są tylko czterdziesto- czy pięćdziesięciolatkowie, pamiętający czasy rozkwitu GG.
- Bardzo liczną grupę stanowią młodzi ludzie szukający kontaktów z rówieśnikami. Większość naszych użytkowników to osoby od 16 do 30 roku życia. Niestety mamy troszeczkę przestarzały interfejs użytkownika i to będziemy zmieniać – mówi Romuald Remus.
Konkurencja dla Blika
Prezes zapewnia, że Gadu-Gadu nie próbuje gonić Messengera, WhatsAppa czy Apple Pay. Fintecom chce, aby jego aplikacja była połączeniem komunikatora, social mediów, rozrywki i e-commerce z systemem płatności w modelu, który nie jest oparty na monetyzacji danych użytkowników, lecz na zaufaniu, prywatności i polskiej technologii.
Od 2024 r. GG testuje aplikację GGapp dla firm i zespołów. Apka izoluje numery firmowe od prywatnych oraz umożliwia przeprowadzanie konferencji na podstawie schematów organizacyjnych i podglądu dostępności pracowników. Ma wbudowane narzędzia audio/wideo i dzielenie ekranu. Takie funkcje oferują dziś Slack czy Microsoft Teams – z tą różnicą, że GGapp to polska technologia rozwijana przez społeczność, a nie globalny gigant.
- Ochrona danych personalnych użytkowników jest dla nas kluczowa. Transmisja między użytkownikiem a naszymi serwerami jest szyfrowana, ale chcemy dodatkowo podnieść poziom bezpieczeństwa i wprowadzić szyfrowanie end-to-end, czyli z pełnym zabezpieczeniem kryptograficznym. Wówczas ewentualne odczytanie korespondencji przez osoby nieupoważnione będzie praktycznie niemożliwe – mówi prezes Fintecomu.
Dzięki statusowi krajowej instytucji płatniczej fintech może oferować usługi płatnicze. Użytkownicy mający telefony z systemem Android przelewają już pieniądze między numerami GG.
- Numer GG służy jako bezpieczny „adres” do zbierania i przesyłania pieniędzy w modelu P2P. Użytkownicy mogą płacić bez ujawniania numeru telefonu i konta oraz korzystać z prywatnego numeru GG jak z cyfrowego pseudonimu. To bezpieczne, nieinwazyjne i zupełnie inne niż w przypadku popularnych metod płatności, jak np. przelew BLIK na telefon, które wymagają udostępnienia obcej osobie prywatnego numeru telefonu - mówi Romuald Remus.
Nowością, nad którą pracuje zespół GG, jest wirtualna karta płatnicza, zintegrowana z cyfrowym portfelem. Zgromadzone w nim pieniądze będzie można wykorzystać np. do płatności w sklepach stacjonarnych i internetowych oraz wypłacić w bankomacie.
Europa do wzięcia
Ambicje twórców przyszłej superaplikacji nie ograniczają się do polskiego podwórka. Fintecom chce ją wprowadzić na europejski rynek najpóźniej w 2027 r. Chwali się, że ma już pierwsze zapytania o GGapp z Holandii i Niemiec. Na razie szlifuje komunikator.
- Chcemy wykorzystać usamodzielnianie się Europy i narastającą awersję Europejczyków do międzynarodowych gigantów – właścicieli najpopularniejszych komunikatorów, którzy zawładnęli przestrzenią cyfrową - a także obawy użytkowników o ochronę danych osobowych. Mamy serwery w Polsce, nie udostępniamy danych podmiotom trzecim i nie handlujemy nimi – mówi Romuald Remus.
Zapewnia, że komunikator GG od wielu miesięcy jest dochodowy, a przychody przez niego generowane, w niektórych latach rosły o kilkadziesiąt procent rok do roku. Obecnie generuje aż 40 proc. przychodów firmy.
- Przy założeniu, że z komunikatorem GGapp uda nam się dotrzeć do chociaż 5 proc. internautów na starym kontynencie, to oznacza ponad 1,5 miliona nowych użytkowników i dodatkowe przychody dla spółki, które będziemy reinwestować w rozwój – mówi prezes Fintecomu.
Rynek płatności dynamicznie się zmienia, dziś użytkownicy mają do dyspozycji wiele sposobów przesyłania pieniędzy – od tradycyjnych przelewów bankowych po nowoczesne aplikacje mobilne i elektroniczne portmonetki. Choć na pierwszy rzut oka wszystkie te metody wydają się podobne, w rzeczywistości różnią się one znacząco pod względem technologii, źródła pieniędzy, bezpieczeństwa i wygody.
Najbardziej rozpowszechnione w Polsce są przelewy powiązane z kontem bankowym realizowane za pośrednictwem systemu Elixir i jego natychmiastowego odpowiednika – Express Elixiru. W ostatnich latach mieliśmy do czynienia z intensywnym rozwojem płatności na numer telefonu, co wynika z ich prostoty – użytkownik nie musi podawać numeru konta odbiorcy, a dzięki rozliczeniu w systemie Express Elixir pieniądze trafiają na rachunek w ciągu kilku sekund. Za tak wygodnymi usługami stoją standardy bankowe, które gwarantują wysoki poziom bezpieczeństwa oraz zgodność z regulacjami.
Na rynku funkcjonują też alternatywne rozwiązania, jak portmonetki elektroniczne, które z reguły użytkownik sam zasila i z których może później realizować płatności – często przy użyciu prostych identyfikatorów, takich jak adres e-mile czy login w komunikatorze. Tego typu usługi są zazwyczaj niezależne od banków, więc realizacja płatności wymaga wcześniejszego zasilenia portfela.
Na rynku istnieją również rozwiązania do przelewów obciążające kartę płatniczą.
Z wielu dostępnych opcji użytkownik może wybrać taką, która ściśle odpowiada jego potrzebom, a o powodzeniu danego rozwiązania z reguły decyduje jego zasięg, szybkość, niezawodność oraz oczywiście koszt [w Polsce wygrywają przelewy bankowe i płatności na numer telefonu rozliczane w systemie Express Elixir - red.]. W przypadku przelewania pieniędzy kluczowe zawsze jest bezpieczeństwo, co wynika z postępującej cyfryzacji i wzrostu zagrożeń online.
Fintech, który chce przyciągnąć inwestora, musi spełniać kilka podstawowych warunków. Pierwszym jest globalny potencjał. Fundusze VC szukają spółek, które już na etapie pierwszych wdrożeń mają nie tylko plan ekspansji zagranicznej, ale też skalowalny model, technologię oraz znajomość regulacji na poszczególnych rynkach docelowych. W przypadku fintechu wyjście poza Polskę często wiąże się z ogromnymi wyzwaniami – m.in. koniecznością uzyskania lokalnych licencji czy dopasowania się do odmiennych systemów płatniczych i wymogów nadzoru. Tym większe znaczenie mają doświadczenie zespołu i realistyczne podejście do ekspansji. Fundusze inwestują nie tylko w pomysł, ale przede wszystkim w zespół, na podstawie jego potencjału i wcześniejszych osiągnięć. Istotnym elementem jest wyraźna przewaga konkurencyjna - może to być własna technologia, wyjątkowy model monetyzacji, dostęp do unikatowych danych, lojalna baza użytkowników czy strategiczne partnerstwo, które trudno skopiować.
Fintechy działają w jednym z najbardziej regulowanych sektorów gospodarki. Dlatego inwestorzy bardzo dokładnie przyglądają się zgodności projektu z przepisami – zwłaszcza w obszarze AML, KYC czy licencjonowania działalności. Deklaracje o „anonimowości użytkowników” mogą brzmieć atrakcyjnie marketingowo, ale dla funduszy VC mogą być sygnałem ostrzegawczym. Model biznesowy musi być zgodny z przepisami, zwłaszcza że regulacje są bardzo restrykcyjne i nie zawsze jednolite.
Inwestorzy chcą widzieć klarowną strategię rozwoju, konkretne liczby, metryki i plany wdrożeniowe. Marketingowa narracja o „unikatowym połączeniu komunikatora z płatnościami” brzmi dobrze, ale bez konkretnego uzasadnienia, dlaczego użytkownik miałby zrezygnować z WhatsAppa, Apple Pay czy bankowej aplikacji, nie ma jeszcze wartości inwestycyjnej.