Zanim firmy zaczęły zadawać sobie pytania o wpływ swoich działań na społeczeństwo czy środowisko, zanim przetłumaczono angielski termin „stakeholders” na polskich „interesariuszy”, kapitalizm w Polsce musiał przejść fazę zysku za wszelką cenę. Potem nastąpiła faza dziecięca, w której CSR zrównywano z działaniami PR lub mylono z filantropią — niestety, niektóre firmy nadal w niej pozostały.
Dzisiaj mówienie o odpowiedzialności nadal nie jest priorytetem kadry zarządzającej, ale 14 prezesów i prezesek stawia się osobiście w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, żeby podpisać Kartę różnorodności i zobowiązać się do polityki antydyskryminacyjnej w miejscu pracy, a kolejnych 50 podpisuje się pod Deklaracją polskiego biznesu na rzecz zrównoważonego rozwoju.
Oczywiście deklaracje nie zastąpią czynów, ale strategiczny sposób myślenia o tym, jak zmiany klimatyczne czy demograficzne wpływają na biznes, zaczyna przebijać się do świadomości menedżerów. Chociaż na razie głównie tych średniego szczebla, z oddziałów ponadnarodowych korporacji, które CSR mają mocno umocowany w globalnych strategiach rozwoju. To z takich firm pochodzi najwięcej dobrych praktyk w corocznym Raporcie Forum Odpowiedzialnego Biznesu, tam powstało kilkadziesiąt raportów społecznych, w których firmy rozliczają się ze swoich działań środowiskowych, społecznych, opisują swoje rozumienie odpowiedzialności i plany. To wreszcie firmy takie jak British American Tobacco, Danone, Orange, Nestle, Kompania Piwowarska czy Grupa Żywiec miały odwagę zacząć dialog ze swoimi interesariuszami, chociaż wiedziały, że mogą usłyszeć od nich także wiele gorzkich słów. Istotą prowadzenia biznesu w oparciu o zasady odpowiedzialności jest bowiem otwarcie się nie tylko na plany właścicieli czy akcjonariuszy, ale uwzględnianie opinii grup, na które firma wywiera wpływ, a one wpływają na nią.
Czego potrzeba, by polski CSR stał się w pełni dojrzały? Na pewno transferu wiedzy do małych i średnich przedsiębiorstw, żeby właścicielkę kwiaciarni obchodziło, skąd pochodzą jej róże i czy w ich hodowli nie dochodziło do naruszeń praw człowieka, żeby właściciel firmy budowlanej zachęcał pracowników do przestrzegania zasad BHP wpływających na ich zdrowie i życie, żeby każda mała firma była świadoma, że drukując jednostronnie, nie wyłączając drukarki czy podróżując pojedynczo samochodami zostawia się swój ślad ekologiczny.
Potrzeba też większej aktywności konsumentów, którzy swoimi wyborami mogą nagradzać zrównoważone produkty lub nie korzystać z usług firm, które nie zwracają uwagi np. na kwestie środowiskowe. W erze internetu i mediów społecznościowych nawet pojedynczy bloger może stworzyć opiniotwórcze miejsce, które będzie pełniło funkcję watch-doga, a więc sprawdzało, na ile deklaracje firm są zgodne z rzeczywistością.
Z pewnością pomogłyby także zachęty administracji publicznej, dysponującej olbrzymimi zasobami np. w postaci zamówień publicznych. Dobry przykładem jest współpraca z Ministerstwem Gospodarki w ramach zespołu ds. społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstw i w grupach roboczych Wizji 2050, gdzie biznes i administracja przy otwartych drzwiach mają szansę dyskutować o zrównoważonej konsumpcji czy przyszłości OZE. Bez odpowiedzialności innych sektorów nie będzie nigdy pełnej odpowiedzialności biznesu.
MIRELLA PANEK-OWSIAŃSKA
prezeska Forum Odpowiedzialnego Biznesu