Po rewelacjach dotyczących zatrzymania dostaw gazu do Polski na rynku złotego znów zrobiło się nerwowo. To jednak przykrywa szerszy problem, generalnej słabości europejskich walut.
Notowania euro w relacji do dolara w ostatnim czasie przypominają prawdziwy wodospad. Tuż przed agresją wobec Ukrainy za euro płaciło się 1,13 dolara, obecnie jest to już tylko 1,05. Dla najważniejszej pary walutowej świata to duży ruch jak na dwa miesiące. Oczywiście nie bez znaczenia jest tu wpływ konfliktu na europejską gospodarkę, która musi się mierzyć z rosnącymi cenami surowców energetycznych, a sankcje znacznie bardziej zwiększają tu ryzyko recesji niż np. w USA. Jednak jeszcze na koniec marca para była notowana na poziomie bliskim 1,12. Ostatnia słabość euro wobec dolara to raczej reakcja rynków na to, jak banki centralne traktują problem inflacji. W USA doszło na razie tylko do jednej podwyżki stóp procentowych. Jednak Fed za chwilę zacznie podnosić stopy w szybkim tempie, jednocześnie ograniczając bilans. Tymczasem EBC opiera się presji jakichkolwiek zmian. Cały czas prowadzi dodruk i choć ma się on zakończyć „w trzecim kwartale”, jest to nadal dość mgliste, a podwyżki wydają się jeszcze bardziej odległą perspektywą. Zatem pomiędzy polityką dwóch największych banków pojawia się największy od lat rozdźwięk, a to znajduje ujście w kursie walutowym.