Wczoraj wieczorem głos znów zabrał James
Bullard z oddziału FED w St. Louis – ten sam, który dzień wcześniej zaskoczył
rynki postulatem zmniejszenia obecnego programu QE2 o 100 mld USD (z 600 mld USD
zatwierdzonych w listopadzie ub.r. przed FED).
Tym razem przyznał, iż w łonie FOMC może być zbyt duża różnica zdań, aby
podczas posiedzenia zaplanowanego na 27 kwietnia doszło do jakichś znaczących
zmian w polityce pieniężnej. Jego zdaniem najpewniej program QE2 zakończy się,
zatem w ustawowym terminie, tj. w końcu czerwca. Zaznaczył jednak, iż jego
zdaniem FED nie powinien czekać z podwyżkami stóp procentowych do momentu, aż
stopa bezrobocia osiągnie satysfakcjonujący poziom. To już jednak miało nieco
mniejsze znaczenie dla inwestorów. Uznano po prostu, że mimo ostatnich nieco
bardziej „jastrzębich” wypowiedzi cześci członkow FED, grupa ich przedstawicieli
w FOMC jest zbyt mała (oficjalnie tylko Charles Plosser i Richard Fisher), aby
mogła na obecną chwilę coś efektywnie zdziałać. Tyle, że rynek nie uwzględnia
jednej rzeczy – komunikat po posiedzeniu 27 kwietnia będzie miał zupełnie inna
formę – z zapowiedzi wynika, że będzie to „briefing” dla dziennikarzy, stąd też
nie można wykluczyć, że rynek dostanie znacznie pełniejszy obraz tego, co może
stać się po QE2 w końcu czerwca. W efekcie wcale nie jest powiedziane, że gra na
mocniejszego dolara w najbliższych tygodniach nie będzie się opłacać.
Na razie jednak amerykańska waluta traci, do czego wykorzystano wczorajsze
słowa Jamesa Bullarda z FED, ignorując przy tym słowa jego kolegi z Kansas,
Thomasa Hoeniga (dość zdeklarowanego jastrzębia, który jednak nie ma prawa głosu
w FOMC w tym roku). Powiedział on, że neutralny dla gospodarki poziom stóp
procentowych to 2,0 proc., a utrzymanie dotychczasowej polityki może grozić
wybuchem inflacji. Dla inwestorów istotniejsze będzie to co będą mieć do
powiedzenia członkowie FED mający w tym roku prawo głosu w FOMC – dzisiaj o
godz. 18:45 zaplanowane zostało wystąpienie Daniela Tarullo. Wrócmy jednak do
bieżącej sytuacji na rynku – wczoraj wieczorem dość wyraźnie w górę poszły
notowania euro. To efekt słów Lorenzo Bini Smaghi z Europejskiego Banku
Centralnego, który stwierdził, że ECB może podnosić stopy procentowe stopniowo –
zostało to odebrane jako sygnał, że ruch o 25 p.b. planowany na kwiecień będzie
początkiem większego cyklu – wróciły zatem oczekiwania związane ze skalą
podwyżek w tym roku. Nadal wydaje się jednak, że oczekiwane 75 p.b. przez rynek
to jednak trochę za dużo biorąc pod uwagę niepewność związaną z krajami PIIGS, a
także sytuacją w europejskim sektorze bankowym (dzisiaj o 17:30 zostaną
opublikowane wyniki stress testów w Irlandii, które mogą pokazać konieczność
sporego dokapitalizowania tamtejszych banków). Co jeszcze dzisiaj? Przed
południem poznamy jeszcze dwie publikacje z Eurolandu, a po południu odczyty
danych z USA, w tym cotygodniowych danych o bezrobociu – więcej o prognozach i
ich wpływie na rynek piszę w subiektywnym kalendarzu makro.
A co w kraju. Złoty pozostaje słaby w relacji do euro i franka po
obserwowanym wczoraj po południu ruchu wywołanym obawami związanymi z
dzisiejszym odczytem NBP nt. bilansu płatniczego za IV kwartał, który może
pokazać dość duże saldo błędów i opuszczeń, które z kolei mogłoby wynikać z
niedoszacowania importu. W takim układzie zdaniem ekonomistów pojawiłaby się
konieczność zrewidowania w dół danych o PKB w 2010 r., a to z kolei mogłoby
doprowadzić do wzrostu relacji deficytu i długu do PKB. Niemniej te obawy wydają
się być dzisiaj nieco przesadzone o czym piszę we wspomnianym subiektywnym
kalendarzu makro. Tym samym po południu złoty ma szanse się nieco wzmocnić w
oczekiwaniu na wyniki posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej, które poznamy we
wtorek.
EUR/PLN: Wczorajsz ruch w górę idealnie potwierdził scenariusz zakładający,
iż w rejonie 3,98-4,00 powinno dojść do wykształcenia się istotnego minimum.
Dzienne wskaźniki nie są jednak jeszcze „przygotowane” do wyraźnych zwyżek, a
każdy tego typu ruch powinna poprzedzić tzw. konsolidacja. Stąd też wydaje się,
że powrót w rejon 3,98-4,00 w perspektywie najbliższych 2-3 sesji jest całkiem
realny. Silny opór to jak widać rejon 4,02.
USD/PLN: Za sprawą zwyżki EUR/USD wczorajszy popołudniowy ruch USD/PLN
powyżej 2,85 (ale bez testowania okolic 2,86) nie został zauważony. Rynek nadal
się konsoliduje, a mocne wsparcie to rejon 2,82. Wydaje się, że w perspektywie
najbliższych 2-3 sesji może dojść do jego naruszenia z testem rejonu 2,80 (przy
założeniu spadku EUR/PLN i wzrostu EUR/USD). W średnim terminie nadal
rysują się jednak dość ciekawe perspektywy wzrostu notowań USD/PLN.
EUR/USD: Rynek ładnie uporał się z widoczną na wykresie spadkową linią trendu
pociągniętą od szczytu z 22 marca (dzisiaj przebiega ona w rejonie 1.4115).
Pokonana została też strefa 1,4121-57, która teraz będzie wsparciem. Zbliżamy
się do psychologicznej bariery 1,42, która może zostać naruszona. Silnym oporem
mogą stać się już okolice 1,4216-20, a zatem atak na szczyt z 22 marca (1,4249)
będzie dzisiaj utrudniony. Po południu może pojawić się wyraźniejsza
korekta.
GBP/USD: Funt zdołał wyjść ponad poziom 1,6130. To dość mocny sygnał, który
może świadczyć, że w ciągu kolejnych dni spróbujemy złamać okolice 1,62. W
krótkiej perspektywie zwyżki są jednak zbyt dynamiczne i mogą pojawić się
trudności ze sforsowaniem okolic 1,6180. Silne wsparcie to wspomniany poziom
1,6130.
Marek Rogalski
Analityk DM BOŚ (BOSSA FX)
Powyższy materiał nie stanowi rekomendacji w rozumieniu rozporządzenia
Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji
stanowiących rekomendacje dotyczących instrumentów finansowych, ich
emitentów lub wystawców ( Dz.U. nr 206 z 2005 roku, poz. 1715). Nie jest również
tekstem promocyjnym Domu Maklerskiego BOŚ S.A. Pełny raport można znaleźć pod
adresem www.bossa.pl/analizy.
© ℗