W piątek w Stanach podobnie jak na całym świecie wygasała czerwcowa seria instrumentów pochodnych. Przez to handel i obrót były na swój sposób wyjątkowe, bo wymuszone przez zamykanie pozycji terminowych. W trakcie sesji w USA nic istotnego się nie wydarzyło, więc po początkowym wzrostowym otwarciu indeksy redukowały skalę zwyżki i zmierzały do czwartkowego zamknięcia.
Neutralne zakończenie w takich warunkach odpowiadało wszystkim rynkowym stronom, więc końcówka wypadła właśnie na remis z niewielkim wskazaniem na popyt. Obecnie S&P500 znajduje się dokładnie w połowie przedziału 900-940 pkt. w którym porusza się od początku czerwca. Ponieważ atak na górne ograniczenie następował już 10 razy, a na dolne zaledwie raz technicznie nadal bardziej prawdopodobna jest kolejna zniżka niż wzrosty. Popyt ma jednak w rękawie jednego asa. Do końca miesiąca, kwartału i półrocza zostało zaledwie 7 dni roboczych. Jeżeli tak kiedyś popularne wśród funduszy „window dressing” ma mieć miejsce musi się zacząć już teraz i powinno doprowadzić w tym tygodniu do co najmniej 3 procentowego wzrostu.