PAP: Eksport irackiej ropy naftowej znacząco spadł po atakach w tym tygodniu na dwa główne rurociągi doprowadzające ropę do terminali portowych na południu Iraku, gdzie trzeba było przerwać załadunek surowca. Ostatni atak nastąpił w nocy z wtorku na środę.
"Z terminali naftowych w Basrze i Chor al-Amaja nie prowadzi się obecnie wysyłki ropy i nie wiadomo, kiedy eksport (przez Zatokę Perską) zostanie wznowiony. Oba zasilające terminale ropociągi są zniszczone" - powiedział Reuterowi anonimowy przedstawiciel irackiego resortu ds. ropy.
Oznacza to, że wstrzymany został cały południowy eksport, sięgający 1,6 mln baryłek dziennie. Niemal cały ten eksport przechodził przez terminal w Basrze.
Samir Jassim z Południowej Kompanii Naftowej (SOC) powiedział agencji AP, że naprawa obu nitek zajmie co najmniej tydzień i wtedy najwcześniej wielkość eksportu wróci do normy. Jednak Reuters pisze, że szkody są poważniejsze niż po ataku z 8 maja, kiedy naprawa trwała dwa tygodnie.
We wtorek sabotażyści uszkodzili instalacje naftowe na Półwyspie Fau koło Basry. Tego samego dnia wieczorem eksplozje nastąpiły na polu naftowym niedaleko miasta Dibis, ok. 45 kilometrów na zachód od Kirkuku na północy kraju. Jednak pożar szybko ugaszono i ten zamach nie wpłynął w istotny sposób na wielkość eksportu ropy z północnego Iraku.
Do tej pory to południowe ropociągi były główną drogą eksportu irackiej ropy - na północy zdarza się dużo więcej aktów sabotażu, które często przerywają przesyłanie surowca. Linia z Kirkuku do śródziemnomorskiego portu Ceyhan w Turcji, o przepustowości 400 tys. baryłek dziennie, jest atakowana niemal bez przerwy od upadku Saddama.
W minionym tygodniu premier Iraku Ijad Alawi oceniał, że 130 ataków na irackie ropociągi w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy przyniosło krajowi straty przewyższające 200 mln dolarów. Powiedział, że ataki na obiekty naftowe i energetyczne Iraku to próby podkopania działań irackich władz, które sposobią się do przejęcia władzy 30 czerwca.