W masie przemówień, gal i materiałów medialnych towarzyszących 92. rocznicy Bitwy Warszawskiej tylko śladowo przebijało się wspomnienie o Radzie Obrony Państwa (ROP). Przypomnę, że w roku 1920 istniał taki nadzwyczajny organ parlamentarno-rządowy, utworzony ustawowo 1 lipca, a działający do 1 października. Do achiwalnej ROP nawiązuję nieprzypadkowo, ponieważ dzisiaj strzepnie z siebie kurz zapomnienia współczesny twór o podobnym — rzecz jasna zachowując wszelkie proporcje zagrożenia — charakterze. Nazywa się toto Komitet Stabilności Finansowej (KSF), a utworzone zostało ustawą z 7 listopada 2008 r. w reakcji na atak globalnego kryzysu.
Od inauguracyjnego posiedzenia KSF pozostawał w letargu i nagle ma się ocknąć. Pobudkę premier Donald Tusk ogłosił akurat w wigilię Święta Wojska Polskiego. Zbitka symboliczna, przy czym obecnie nadzwyczajny organ ma obronić państwo nie przed bolszewikami, lecz przed zdradzieckimi ciosami zadawanymi od wewnątrz — przy wcześniejszej całkowitej pobłażliwości aparatu państwa dla napastników, takich jak Finroyal (czytaj na str. 8-9), Amber Gold i im podobni. Wcześniej do granicy bezradności doszedł bezzębny organ o groźnej nazwie podobnej do KSF, działający nie z doskoku, lecz w trybie ciągłym — Komisja Nadzoru Finansowego.
Temat przewodni przedświątecznego spotkania premiera z mediami był jednak inny. Komentując związki syna z podmiotami stanowiącymi, jak wynika z ogłoszenia pobudki dla KSF, zagrożenie dla państwa — Donald Tusk nie potwierdził plotek, że Michał Tusk oddał się do dyspozycji premiera. Mnie na tej konferencji zdumiał brak chociażby cienia refleksji szefa rządu, czemu zarówno instytucje budżetowe, jak i prywatni przekręciarze właśnie jego syna traktują oraz terminowo opłacają jako najwybitniejszego eksperta od transportu. Ale jeszcze bardziej szokująca była przebijająca z PR-owych zygzaków szefa rządu jego nieświadomość (albo nieprzyjmowanie do wiadomości), jaka kompromitacją kierowanego przez niego państwa stała się niemożność obronienia obywateli przed finansowymi rozbojami na milionową skalę. Przeżywający obecnie życiowe dramaty ludzie mogli być naiwni, pazerni, zwyczajnie głupi — ale państwo nie ma do tego prawa.
Przy okazji konferencji nareszcie trafiła się okazja wyjaśnienia okoliczności powołania ministra Stanisława Kalemby. „PB” intrygowały one od wielu dni, jako że powodem wymiany szefa resortu rolnictwa stało się opublikowanie na naszych łamach zapisu kultowych już taśm. Nie rozumieliśmy podstawy ogłoszenia przez szefa rządu milionom Polaków, że z oczywistą kolizją ministrowania Kalemby seniora oraz zatrudnienia juniora w instytucji mu podległej „nie będzie żadnych problemów” — gdy PSL z owej premierowskiej obietnicy publicznie sobie zakpiło. Okazuje się, że w przekazie między Waldemarem Pawlakiem a Donaldem Tuskiem po prostu… zaszło nieporozumienie! I dlatego nie ma jakichkolwiek podstaw nasze błędne i subiektywne przekonanie, że zostaliśmy przez tandem premierów i po obywatelsku, i tak zwyczajnie po ludzku oszukani.