Sprzedaż rośnie z roku na rok. Ponad 450 tys. produktów, ponad milion zarejestrowanych klientów i blisko 100 tys. wysyłanych paczek miesięcznie. W ofercie: książki, filmy, muzyka, gry i programy komputerowe, zabawki, elektronika, kosmetyki, odzież i sprzęt sportowy. Taka jest wizytówka witryny Merlin.pl — najpopularniejszego, według badań spółki Gemius, sklepu internetowego w Polsce.
— Wymyślił go Zbyszek Sykulski. Wzorował się na Amazon.com. Nawet kupiłem domeny amazonka.com i amazonka.pl, ale z nich nie skorzystał — wspomina Mieczysław Prószyński, współwłaściciel wydawnictwa Prószyński i S-ka, pierwszego właściciela Merlin.pl.
U zarania Merlin.pl jego wzór z USA był raczej konceptem niż świetnie prosperującym biznesem. Handel w sieci prowadził dwa lata, na giełdzie zadebiutował ledwie pół roku przed podpisaniem aktu założycielskiego polskiego odpowiednika. Ten wystartował oficjalnie w prima aprilis 1999 r. Oferował wtedy 30 tys. tytułów, w tym 16 tys. książek. Jednak faktyczną sprzedaż księgarnia zaczęła już w październiku 1998 r. Pierwszego dnia wpłynęły trzy zamówienia. Pierwsze z miejscowości Baborów na Opolszczyźnie. Nazwa wydała się na tyle dziwna, że pracownicy sprawdzali, czy taka miejscowość w ogóle istnieje.
Trudny los pioniera
Jednak biznes to twarde prawa ekonomii. A można odnieść wrażenie, że — w przeciwieństwie do amerykańskiego pierwowzoru, który stał się maszynką do robienia pieniędzy — model działania polskiej firmy sprowadza się do tego, by wraz ze wzrostem sprzedaży rosły straty. Już podczas walnego zgromadzenia w 2003 r. zarząd wnioskował o uchwałę o dalszym istnieniu spółki. Formalnie dlatego, że skumulowana strata do końca 2002 r. sięgnęła 8,7 mln zł i przekroczyła połowę kapitału zakładowego. A naprawdę prawie się z nim zrównała — choć był podwyższany, wynosił 8,9 mln zł.
Ujemny wynik finansowy na początku działalności można zrozumieć. Firma budowała wizerunek, a i internet nie był tak popularny jak dzisiaj. Akt założycielski e-marketu podpisano w listopadzie 1997 r. — dwa lata przed uruchomieniem przez Telekomunikację Polską usługi Neostrada. Prywatny dostęp do sieci był wtedy w Polsce możliwy za pomocą modemów — wolnych i rozliczanych w minutach. Nawet duże firmy nie miały stron WWW czy adresów e-mail.
W 2002 r. e-sklep radykalnie poprawił jednak wynik netto. W porównaniu z przychodami strata była nadal duża, ale wobec 2001 r. zmniejszyła się o 43 proc. Głównym udziałowcem został Zbigniew Sykulski. Była to część większego procesu zmian w spółce Prószyński i S-ka, z których największą była sprzedaż pionu czasopism Agorze, wydawcy "Gazety Wyborczej".
— Dyskutowaliśmy z Agorą sprzedaż Merlin.pl, ale nie doszliśmy do porozumienia co do jego wartości — przyznaje Mieczysław Prószyński.
Mimo wszystko były to dobry okres dla spółki. W grudniu 2002 r. przeniosła się z Warszawy do nowej siedziby w Piasecznie. Zmniejszyło to koszty stałe. W połączeniu z rosnącą sprzedażą zaowocowało zmniejszeniem strat w 2003 r. o kolejne 61 proc. Mimo wzrostu wydatków reklamowych o 27 proc. i zwiększenia zatrudnienia z 22 do 30 osób w 2004 r. firma była już na plusie. Zwroty w rocznych sprawozdaniach finansowych o pokryciu strat zyskami z lat następnych zaczynały wyglądać przekonująco.
W 2005 r. firma była jeszcze na plusie, ale mimo wzrostu przychodów o jedną trzecią, zysk skurczył się o 78 proc. Zaczęło się przekształcanie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością w akcyjną. Mniej więcej wtedy spółkę dokapitalizował Piotr Wilam, pierwszy szef portalu Onet, mający obecnie prawo powoływania i odwoływania jednego członka trzyosobowej rady nadzorczej i zarządu (może liczyć 2-5 osób). Ale nie obyło się bez problemów. Sąd rejestrowy zakwestionował pierwszy z proponowanych sposobów rozliczenia transakcji. Uznał, że ze względu na ujemne wyniki firmy, kapitał przypadający na trzy czwarte udziałów pozostających w rękach dotychczasowych wspólników, w dużej mierze istniał tylko na papierze.
Coraz bardziej na minusie
Latem 2006 r. pojawiła się koncepcja stworzenia zależnego od wyników finansowych, pięcioletniego programu motywacyjnego dla pracowników. Wraz z nim — opcji na akcje, które firma miała odkupić, jeśli do 30 września 2011 r. nie złoży wniosku o zatwierdzenie prospektu emisyjnego. Równocześnie obniżono kapitał zakładowy z 13 do 1,3 mln zł. Powód? Stworzenie rezerwy bilansowej na pokrycie strat.
Na początku 2006 r. było jeszcze dobrze. Do 27 marca e-sklep wypracował 192,6 tys. zł czystego zysku. Potem nastąpiło załamanie. Kolejne dziewięć miesięcy przyniosło 6,9 mln zł straty. W 2007 r. — prawie 3 mln zł więcej. Wyniku netto za rok 2008 r. spółka nie ujawnia.
— Firmy, które szybko rosną, zwykle przynoszą straty. Nie inaczej jest z Merlin.pl. Zwiększenie sprzedaży z 500 do 1000 paczek dziennie może się wydawać skromne, ale to ogromne wyzwanie organizacyjne. W Merlin.pl takie wzrosty następowały w krótkim okresie. Spółka cały czas inwestowała w nowe rozwiązania, przystosowując się do działania na większą skalę. Ale robiła to w sposób zaplanowany i kontrolowany, dlatego szybki rozwój nas nie zabił jak parę innych firm, których już nie ma na rynku — komentuje Agata Czarnowska, specjalista ds. PR w Merlin.pl.
Zbigniew Sykulski, główny akcjonariusz Merlin.pl, odmówił rozmowy z "Pulsem Biznesu". Podobnie Piotr Wilam. Przez osobę, z którą prowadzi interesy, przekazał nam, że ceni prywatność i nie życzy sobie kontaktów mediami.
Kamil Kosiński