Fabryka na warszawskim Żeraniu, bogatsza o nowoczesne technologie i systemy zarządzania jakością, szuka nowego inwestora. Koreańczykom udało się zmienić tak zwane PRL-owskie podejście do pracy. Jednak, chociaż na początku mieli bardzo ambitne plany, zrozumieli, że nie skopiują w Polsce wszystkich dalekowschodnich wzorców organizacji pracy. Stało się dla nich jasne, że zbytnio się różnimy i za duża ingerencja może spowodować nieprzyjemne zgrzyty po obu stronach.
— Nie narzucali zbytnio swojego stylu pracy. Wprowadzili kilka nowych rzeczy, ale podobnie zorganizowana jest większość nowoczesnych fabryk na świecie — tłumaczy Krystyna Danielczyk z Daewoo-FSO Motor.
Pracowników montażu zastajemy na przerwie. Do końca zostało jeszcze kilka minut. Dopalają papierosa, ostatni łyk kawy, powoli gromadzą się na wyznaczonych miejscach. Taśma rusza. Ruszają i oni. Każdy wie, co do niego należy. Wśród szarych kombinezonów wyróżniają się panowie w krótkich kurteczkach i pod krawatem. To mistrzowie produkcji. Codziennie zbierają się na narady. Dyskutują na temat problemów produkcji, załogi, sytuacji w zakładzie. Te zebrania kadry kierowniczej to pomysł Koreańczyków. Stroje również. W zakładzie w Korei wszyscy chodzą w jednakowych mundurkach od prezesa po szeregowego robotnika, jednak w Polsce podobne zarządzenie nie byłoby wykonalne. Koreańczycy przekonali się o tym, próbując zmienić przyzwyczajenia Polaków dotyczące przerw w pracy.
— Próbowano u nas wprowadzić, na wzór koreański, jednogodzinną przerwę na lunch. Załodze to jednak nie pasowało. Zawsze to dziewiąta godzina spędzona w fabryce. Skończyło się więc na częstszych, kilkunastominutowych pauzach — wyjaśnia Bogdan Jędrzejewski, doradca dyrektora operacyjnego do spraw produkcji w Daewoo-FSO Motor.
Dodaje, że Polacy nie lubią harmonogramu „na gwizdek”, a Koreańczyków najbardziej denerwowali pracownicy, którzy po skończeniu jednego zadania przed czasem, zamiast czekać na następne, palili papierosy. Nie mogli również zrozumieć, dlaczego załoga nie chce spędzać przerw poza halą produkcyjną. Przystali jednak i na to. Teraz każdy dział ma odgrodzone, zaraz przy taśmie montażowej, pomieszczenie ze stolikami i popielniczkami.
Dla pracownika z Dalekiego Wschodu nie do pomyślenia jest zostawianie sobie nie skończonej pracy na dzień następny. Wszystko chcą zrobić natychmiast. Jeszcze kilka lat temu, gdy produkcja w Daewoo-FSO szła pełną parą, ludzie buntowali się przeciwko temu, i to nie tylko przy taśmie.
— Gdy pojawiły się problemy i groźba zwolnień, pracownicy spuścili z tonu. Dyscyplina, którą dotąd ciężko było utrzymać, przestała być problemem. Tak jest do dziś. Może to brutalne, ale ludzie w obawie przed zwolnieniem dają z siebie wszystko — wyjaśnia Bogdan Jędrzejewski.
Koreańczycy zainwestowali w przebudowę linii montażowych i w wielostopniowy system kontroli jakości. To dużo, ale nie wszystko zdążyli unowocześnić.
— Wielu polskich pracowników było szkolonych w tamtejszych zakładach. Przez pół roku uczyli się nowego podejścia do jakości, poznawali nowe technologie. Potem przekazywali to pozostałym w kraju — dodaje Bogdan Jędrzejewski.
Pracownicy fabryki, pytani o to, co najlepszego wnieśli do zakładu Koreańczycy, zaraz za modernizacją fabryki wymieniają koreańskie menu, które wciąż jest serwowane w stołówce pracowniczej. Mimo że można tu dostać także schabowego, wschodnie specjały cieszą się największą popularnością.