Wśród członków Rady Polityki Pieniężnej krystalizuje się tradycyjny podział na jastrzębie i gołębie. Liczebność frakcji rozkłada się prawie po równo. O podwyżce stóp procentowych może decydować głos jednej osoby.
Dotąd najwyżej trzech członków RPP miało przypięte przez rynkowych ekonomistów łatki. Za jastrzębie, czyli zwolenników dokręcania monetarnej śruby w obawie przed inflacją (głównie przez podnoszenie stóp), uznawano Andrzej Bratkowskiego i Adama Glapińskiego. Umiarkowanym gołębiem, czyli zwolennikiem łagodnej polityki, był natomiast Marek Belka. O poglądach całej reszty trudno było wyrokować.

Więcej światła rzucają raporty NBP pokazujące wyniki głosowań na posiedzeniach RPP. Jak wynika z najnowszego, jastrzębie są w rzeczywistości cztery: oprócz Andrzeja Bratkowskiego i Adama Glapińskiego za zaostrzeniem polityki pieniężnej opowiadają się Zyta Gilowska i Adam Rzońca. To ta czwórka na sierpniowym posiedzeniu głosowała — bez powodzenia — za podwyżką stóp o 0,5 pkt proc.
— Szczególnie zaskakujące są decyzje Zyty Gilowskiej. Dotąd była uznawana przez rynek raczej za gołębia niż jastrzębia — mówi Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas.
Za konsekwentnych gołębi uchodzą także czterej członkowie rady. Oprócz prezesa Belki przeciwko dokręcaniu śruby opowiadają się Anna Zielińska-Głębocka, Elżbieta Chojna-Duch i Jan Winiecki. W sierpniu głosowali zarówno przeciwko podniesieniu stóp procentowych, jak i przeciwko podniesieniu stopy rezerwy obowiązkowej, którą banki muszą utrzymywać na kontach NBP.
— Sądzę, że gołębie zdołają utrzymać stopy na niskim poziomie jeszcze przez kilka miesięcy — twierdzi Maja Goettig, główna ekonomistka Banku BPH.
Kłopot w ocenie nadal sprawia Andrzej Kaźmierczak, który najpierw głosował za zaostrzeniem tonu komunikatu po posiedzeniu rady, później był za podniesieniem stopy rezerw obowiązkowych, a na koniec zmienił zdanie i był przeciw podwyżce stóp. Podobną ewolucję przeszedł Jerzy Hauser.
Zamknięci w sobie
Wielu ekonomistów narzeka, że muszą czekać na podawane z dwumiesięcznym opóźnieniem wyniki głosowań, żeby poznać rozkład sił wewnątrz RPP. Większość członków rady prawie nie wypowiada się publicznie na temat polityki pieniężnej.
— Nie mam pojęcia, co kilku członków myśli o inflacji i perspektywach stóp procentowych. To wielki błąd z punktu widzenia polityki informacyjnej, wprowadza dużą niepewność — mówi Michał Dybuła.
Ubogość polityki informacyjnej RPP sprawiła, że w ostatnich miesiącach rozjechały się prognozy dotyczące stóp. Spora część ekonomistów spodziewała się, że już na październikowym posiedzeniu oprocentowanie pójdzie w górę. Jednocześnie istnieją prognozy, według których pierwsza podwyżka nastąpi dopiero w 2012 r.
— Radziłbym członkom rady, by wypracowali w sobie wewnętrzny obowiązek, by choć raz na kwartał, a najlepiej raz na miesiąc wypowiedzieć się publicznie w merytorycznych kwestiach — mówi Michał Dybuła.
O większą wylewność apeluje też Marian Noga, były członek rady.
— Obecnie występuje asymetria w dostępie do informacji. Częstsze publiczne wypowiedzi sprawiłyby, że pogląd mógłby wyrobić sobie każdy, a nie tylko osoby kontaktujące się bezpośrednio z członkami rady — mówi Marian Noga.
Ubogi przekaz płynący z RPP zaskakuje ekonomistów, bo w poprzedniej kadencji rady (skład zmienił się na początku 2010 r.) jej członkowie mówili raczej za dużo niż za mało.
— Wtedy narzekaliśmy na gadatliwość członków rady, co również nie pomagało w wyrobieniu sobie zdania o rozkładzie sił. Tym razem jest o tyle dobrze, że głos lidera — Marka Belki, który najczęściej się wypowiada — jest zgodny z panującą w radzie większością — zaznacza Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP.
Podpis: Jacek Kowalczyk