W modzie ślubnej idę pod prąd

Justyna Klupa
opublikowano: 2024-10-25 13:00

Po latach poszukiwań miejsca dla siebie w świecie biznesu Marta Trojanowska stworzyła markę ekspresowo szytych sukien ślubnych. Miała wątpliwości, czy ten koncept się przyjmie, jednak Polki były gotowe na jej oryginalne projekty. Nadszedł czas, by wyjść na rynki zagraniczne.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • Czym wyróżniają się suknie ślubne projektu Marty Trojanowskiej?
  • Dlaczego szycie sukni ślubnych w stylu boho jest tym, co projektantka chce robić w życiu?
  • Z czego wynika popularność jej marki?
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Ma wieloletnie doświadczenie w branży modowej. Aktualnie tworzy suknie ślubne inspirowane stylem boho. Wyróżniają się nie tylko koronkami i frędzlami, lecz także maksymalnie krótkim czasem szycia – powstają w zaledwie… jeden dzień. Wynika to zarówno z potrzeb rynku, jak i osobowości Marty Trojanowskiej. Projektantka to wulkan energii, szybko się nudzi i nieustannie potrzebuje nowych bodźców do działania.

– Od czasu ukończenia studiów w szkole Studio Sztuki, gdzie uzyskałam tytuł charakteryzatorki stylistki, specjalistki od technik scenicznych, średnio co rok zmieniałam branżę. W szkole najbardziej kręciło mnie fryzjerstwo, poszłam zatem czesać na planach filmowych i sesjach zdjęciowych – wspomina Marta Trojanowska, projektantka i właścicielka marki Suknie Boho.

Nie zabawiła długo w tym zawodzie. Zaczęła pracować jako stylistka, a potem osobisty doradca zakupowy, który m.in. zrobi za klienta lub wraz z nim zakupy w sklepach odzieżowych, wskaże mu ubrania, które powinien wyrzucić z szafy i nauczy, jak dobierać stroje do sylwetki. Tym zajęciem również szybko się znudziła.

– Po roku miałam dosyć. Zaczęłam projektować i masowo szyć stroje reklamowe dla korporacji. Po kilkunastu miesiącach dostałam propozycję wyjazdu do Chin, żeby projektować damskie buty i torebki dla firm na całym świecie. W międzyczasie zakiełkował mi w głowie pomysł na własną markę damskiej odzieży i akcesoriów Oak Yarn – mówi projektantka.

Trzeba robić, co się lubi

Ten biznes też porzuciła. Postanowiła nieco zmienić branżę i zaczęła malować obrazy na sprzedaż. W tym czasie pracowała również na etacie w innym przedsiębiorstwie.

– Właśnie wtedy, ponad dziewięć lat temu, w momencie totalnego wypalenia zawodowego Anna Skura [influencerka prowadząca na Instagramie konto whatannawears – red.] poprosiła mnie o uszycie sukni ślubnej w stylu boho. Dlaczego akurat mnie? Znałyśmy się od lat, jeszcze z czasów, gdy robiłam stylizacje i fryzury na sesjach zdjęciowych. Wtedy Ania była fotomodelką i doskonale wiedziała, że mam na tyle szalone pomysły, żeby wykreować dla niej coś niepowtarzalnego – mówi Marta Trojanowska.

Suknie ślubne nigdy nie były jej bajką. W przeciwieństwie do wielu kobiet nie marzyła o ślubie, a cała otoczka związana z jego organizacją przerażała ją. Nie odmówiła jednak koleżance pomocy.

– Stworzyłam dla niej nietuzinkową kreację. Powstała z kawałków ubrań z lumpeksów i ścinków koronek. Pomyślałam, że takie rzeczy akurat mogłabym robić, a jednocześnie miałam świadomość, że Polki mogą nie być gotowe na tak odważny styl. Poza tym obawiałam się, że nie z każdą klientką dogadam się tak jak z Anią – mówi właścicielka Sukni Boho.

Po kilku miesiącach postawiła wszystko na jedną kartę – zwolniła się z biura i szyła na domowej maszynie sukienki dzienne i wieczorowe. Równocześnie powstały trzy kreacje ślubne, choć, jak przyznaje, wynikało to wyłącznie z osobowości i pomysłów klientek. Wkrótce liczba zapytań o możliwość uszycia sukni rosła w takim tempie, że w kwietniu 2016 r. projektantka założyła markę modową, którą wciąż prowadzi.

Ciągle coś nowego

Dlaczego tym razem nie zmieniła planów zawodowych?

– Ponieważ tu nie ma miejsca na nudę! Każdego dnia pojawia się inna kobieta, z odmienną historią, przychodzi po personalizowaną suknię ślubną. Do tego jestem odpowiedzialna za marketing, przy którym się rozwijam. Mam nadzieję, że ta firma przetrwa jeszcze długie lata i wciąż będzie się rozwijać – mówi projektantka.

Sukienki powstają w Warszawie, na Mokotowie, w tej samej pracowni, do której klientki przychodzą na zdjęcie miary. Początkowo szyła je sama. Wszystko się zmieniło, gdy półtora roku po założeniu firmy zatrudniła krawcową i stworzyła pierwszą kolekcję. W niedługim czasie pojawiły się profesjonalne maszyny, stacje parowe, manekiny i powtarzalne tkaniny. Szycie sukien ślubnych skróciło się do 10, a potem ośmiu godzin dziennie. Według Marty Trojanowskiej to przyciąga klientki do jej salonu.

– Projekty może i nie są konkurencyjne cenowo w czasach, gdy jesteśmy zalani odzieżą masowej produkcji, ale za to nasze suknie są szyte w jeden dzień, od podstaw, na miarę i według projektu ustalonego z klientką. Nasza oferta sprosta oczekiwaniom m.in. kobiet, które zmieniają wagę, mieszkają za granicą i wpadają do Polski tylko kilka razy w roku lub tylko tuż przed ślubem, są w ciąży, biorą spontaniczny ślub, szybko się nudzą, więc zakup sukienki rok wcześniej odpada. Poza tym klientki do naszego salonu przyciąga również luźna atmosfera. Kobiety czują się tu jak na zakupach z przyjaciółkami. Atutem Sukni Boho jest otwartość na każdego klienta – nie ma znaczenia np. płeć czy rozmiar. Sukienkę dostanie tu zarówno osoba nosząca rozmiar XS, jak i 5XL, a przyznajmy szczerze – nie w każdym salonie tak jest – twierdzi projektantka.

Szyje głównie z polskich materiałów, chociaż zdarza się, że też z hiszpańskich i tureckich. Z uwagi na duże zainteresowanie sukniami nie ma już możliwości wykorzystywania ubrań z lumpeksów, chociaż na początkowym etapie działalności tak bywało.

– Mam kolekcje z tkanin bawełnianych i syntetyków, ale klientek chętnych na pierwsze było… aż dwie. Z kolei na drugie – kilka tysięcy. Dlaczego? Ponieważ syntetyczne są praktyczniejsze. Można je prać w pralce i nosić bez prasowania. Trudno je uszkodzić, a gdy się ubrudzą np. jedzeniem, to zapiera się je wodą z mydłem i nie zostaje żaden ślad. Umówimy się – 99 proc. koronek jest syntetyczne. Bawełniane są sztywniejsze, inaczej się układają, często nie są tak miłe dla ciała. Nasze koronki są nie do zajechania – po ślubie można je przefarbować, suknię skrócić i nosić na latami na wiele innych okazji – uważa Marta Trojanowska.

Choć prowadzenie takiej firmy jest tym, co chce w życiu robić, przyznaje, że nie jest to proste.

– Każdego dnia trzeba tryskać energią, witać i żegnać ludzi z uśmiechem mimo zmęczenia. To zdecydowanie najbardziej wyczerpująca część tego biznesu. Minusem własnej firmy jest też ogromna odpowiedzialność za pracowników – w zależności od potrzeb zatrudniam od dwóch do ośmiu – i gigantyczne koszty prowadzenia działalności. Poza tym doskwiera mi brak stabilizacji – nie mogę zaplanować sobie grafiku czy urlopów pracowników nawet tydzień do przodu, bo nigdy nie wiem, kiedy pojawią się klientki chętne na szycie sukien ślubnych – przyznaje Marta Trojanowska.

Podkreśla, że branża ślubna jest sezonowa (pół roku), a koszty stałe trzeba pokrywać przez cały rok. Natomiast liczba zleceń to wróżenie z fusów. Każdego roku jest inaczej, a pandemia i wojna namieszały tak bardzo, że gotowe modele z wyprzedaży wypierają szycie.

Wejście na obce rynki

Mimo problemów kocha to, co robi. W swojej pracy najbardziej lubi… współpracowników. Mówi, że przyciąga do siebie cudownych ludzi. Poza tym docenia swobodę, jaką udało się jej wypracować.

– Mam tak zgrany zespół, że mogę sobie pozwolić na kilka dni wykonywania obowiązków zdalnie i wiem, że kiedy wrócę, firma będzie dalej stała, a klientki będą zachwycone obsługą. Zadowolone klientki mnie uskrzydlają! Jak ich nie kochać, skoro nie tylko chcą płacić za moje projekty, lecz także dziękują nam kwiatami, czekoladkami, a nawet ciastami zrobionymi własnoręcznie dla naszego zespołu – mówi Marta Trojanowska.

Nie brakuje jej pomysłów. Niedawno poszerzyła ofertę o używane suknie ślubne własnego projektu. Odkupuje je od klientek, a następnie wystawia na wyprzedaży wraz modelami powystawowymi i kreacjami szytymi w wolnej chwili. W najbliższej przyszłości planuje stworzyć inne niepowtarzalne kreacje. Będą to gotowe projekty dla dziewczyn, które nie chcą wydawać tak dużo pieniędzy na suknie. Będą około 30 proc. tańsze i na miejscu w pracowni będzie można dopasować je do sylwetki i nieznacznie spersonalizować.

W planach jest też zmiana pracowni. Marta Trojanowska ujawnia, że będzie się można spodziewać intensywnych kolorów, oddających pozytywną energię zespołu firmy.

– Próbowałam otworzyć analogiczny biznes w Londynie, ale nie wyszło – nie było mnie na miejscu, a to jednak ja jestem sercem tego biznesu. Wyczerpał się też budżet na marketing. Możliwe jednak, że na wiosnę wyjadę w trasę z sukniami boho, żeby spróbować sił na rynku czeskim, ale nie chcę zapeszać. Pomysłów nie brakuje – najważniejsze, żeby dopisało zdrowie i… klientki – podsumowuje właścicielka marki Suknie Boho.