Ma wieloletnie doświadczenie w branży modowej. Aktualnie tworzy suknie ślubne inspirowane stylem boho. Wyróżniają się nie tylko koronkami i frędzlami, lecz także maksymalnie krótkim czasem szycia – powstają w zaledwie… jeden dzień. Wynika to zarówno z potrzeb rynku, jak i osobowości Marty Trojanowskiej. Projektantka to wulkan energii, szybko się nudzi i nieustannie potrzebuje nowych bodźców do działania.
– Od czasu ukończenia studiów w szkole Studio Sztuki, gdzie uzyskałam tytuł charakteryzatorki stylistki, specjalistki od technik scenicznych, średnio co rok zmieniałam branżę. W szkole najbardziej kręciło mnie fryzjerstwo, poszłam zatem czesać na planach filmowych i sesjach zdjęciowych – wspomina Marta Trojanowska, projektantka i właścicielka marki Suknie Boho.
Nie zabawiła długo w tym zawodzie. Zaczęła pracować jako stylistka, a potem osobisty doradca zakupowy, który m.in. zrobi za klienta lub wraz z nim zakupy w sklepach odzieżowych, wskaże mu ubrania, które powinien wyrzucić z szafy i nauczy, jak dobierać stroje do sylwetki. Tym zajęciem również szybko się znudziła.
– Po roku miałam dosyć. Zaczęłam projektować i masowo szyć stroje reklamowe dla korporacji. Po kilkunastu miesiącach dostałam propozycję wyjazdu do Chin, żeby projektować damskie buty i torebki dla firm na całym świecie. W międzyczasie zakiełkował mi w głowie pomysł na własną markę damskiej odzieży i akcesoriów Oak Yarn – mówi projektantka.
Trzeba robić, co się lubi
Ten biznes też porzuciła. Postanowiła nieco zmienić branżę i zaczęła malować obrazy na sprzedaż. W tym czasie pracowała również na etacie w innym przedsiębiorstwie.
– Właśnie wtedy, ponad dziewięć lat temu, w momencie totalnego wypalenia zawodowego Anna Skura [influencerka prowadząca na Instagramie konto whatannawears – red.] poprosiła mnie o uszycie sukni ślubnej w stylu boho. Dlaczego akurat mnie? Znałyśmy się od lat, jeszcze z czasów, gdy robiłam stylizacje i fryzury na sesjach zdjęciowych. Wtedy Ania była fotomodelką i doskonale wiedziała, że mam na tyle szalone pomysły, żeby wykreować dla niej coś niepowtarzalnego – mówi Marta Trojanowska.
Suknie ślubne nigdy nie były jej bajką. W przeciwieństwie do wielu kobiet nie marzyła o ślubie, a cała otoczka związana z jego organizacją przerażała ją. Nie odmówiła jednak koleżance pomocy.
– Stworzyłam dla niej nietuzinkową kreację. Powstała z kawałków ubrań z lumpeksów i ścinków koronek. Pomyślałam, że takie rzeczy akurat mogłabym robić, a jednocześnie miałam świadomość, że Polki mogą nie być gotowe na tak odważny styl. Poza tym obawiałam się, że nie z każdą klientką dogadam się tak jak z Anią – mówi właścicielka Sukni Boho.
Po kilku miesiącach postawiła wszystko na jedną kartę – zwolniła się z biura i szyła na domowej maszynie sukienki dzienne i wieczorowe. Równocześnie powstały trzy kreacje ślubne, choć, jak przyznaje, wynikało to wyłącznie z osobowości i pomysłów klientek. Wkrótce liczba zapytań o możliwość uszycia sukni rosła w takim tempie, że w kwietniu 2016 r. projektantka założyła markę modową, którą wciąż prowadzi.
Ciągle coś nowego
Dlaczego tym razem nie zmieniła planów zawodowych?
– Ponieważ tu nie ma miejsca na nudę! Każdego dnia pojawia się inna kobieta, z odmienną historią, przychodzi po personalizowaną suknię ślubną. Do tego jestem odpowiedzialna za marketing, przy którym się rozwijam. Mam nadzieję, że ta firma przetrwa jeszcze długie lata i wciąż będzie się rozwijać – mówi projektantka.
Sukienki powstają w Warszawie, na Mokotowie, w tej samej pracowni, do której klientki przychodzą na zdjęcie miary. Początkowo szyła je sama. Wszystko się zmieniło, gdy półtora roku po założeniu firmy zatrudniła krawcową i stworzyła pierwszą kolekcję. W niedługim czasie pojawiły się profesjonalne maszyny, stacje parowe, manekiny i powtarzalne tkaniny. Szycie sukien ślubnych skróciło się do 10, a potem ośmiu godzin dziennie. Według Marty Trojanowskiej to przyciąga klientki do jej salonu.
– Projekty może i nie są konkurencyjne cenowo w czasach, gdy jesteśmy zalani odzieżą masowej produkcji, ale za to nasze suknie są szyte w jeden dzień, od podstaw, na miarę i według projektu ustalonego z klientką. Nasza oferta sprosta oczekiwaniom m.in. kobiet, które zmieniają wagę, mieszkają za granicą i wpadają do Polski tylko kilka razy w roku lub tylko tuż przed ślubem, są w ciąży, biorą spontaniczny ślub, szybko się nudzą, więc zakup sukienki rok wcześniej odpada. Poza tym klientki do naszego salonu przyciąga również luźna atmosfera. Kobiety czują się tu jak na zakupach z przyjaciółkami. Atutem Sukni Boho jest otwartość na każdego klienta – nie ma znaczenia np. płeć czy rozmiar. Sukienkę dostanie tu zarówno osoba nosząca rozmiar XS, jak i 5XL, a przyznajmy szczerze – nie w każdym salonie tak jest – twierdzi projektantka.
Szyje głównie z polskich materiałów, chociaż zdarza się, że też z hiszpańskich i tureckich. Z uwagi na duże zainteresowanie sukniami nie ma już możliwości wykorzystywania ubrań z lumpeksów, chociaż na początkowym etapie działalności tak bywało.
– Mam kolekcje z tkanin bawełnianych i syntetyków, ale klientek chętnych na pierwsze było… aż dwie. Z kolei na drugie – kilka tysięcy. Dlaczego? Ponieważ syntetyczne są praktyczniejsze. Można je prać w pralce i nosić bez prasowania. Trudno je uszkodzić, a gdy się ubrudzą np. jedzeniem, to zapiera się je wodą z mydłem i nie zostaje żaden ślad. Umówimy się – 99 proc. koronek jest syntetyczne. Bawełniane są sztywniejsze, inaczej się układają, często nie są tak miłe dla ciała. Nasze koronki są nie do zajechania – po ślubie można je przefarbować, suknię skrócić i nosić na latami na wiele innych okazji – uważa Marta Trojanowska.
Choć prowadzenie takiej firmy jest tym, co chce w życiu robić, przyznaje, że nie jest to proste.
– Każdego dnia trzeba tryskać energią, witać i żegnać ludzi z uśmiechem mimo zmęczenia. To zdecydowanie najbardziej wyczerpująca część tego biznesu. Minusem własnej firmy jest też ogromna odpowiedzialność za pracowników – w zależności od potrzeb zatrudniam od dwóch do ośmiu – i gigantyczne koszty prowadzenia działalności. Poza tym doskwiera mi brak stabilizacji – nie mogę zaplanować sobie grafiku czy urlopów pracowników nawet tydzień do przodu, bo nigdy nie wiem, kiedy pojawią się klientki chętne na szycie sukien ślubnych – przyznaje Marta Trojanowska.
Podkreśla, że branża ślubna jest sezonowa (pół roku), a koszty stałe trzeba pokrywać przez cały rok. Natomiast liczba zleceń to wróżenie z fusów. Każdego roku jest inaczej, a pandemia i wojna namieszały tak bardzo, że gotowe modele z wyprzedaży wypierają szycie.
Wejście na obce rynki
Mimo problemów kocha to, co robi. W swojej pracy najbardziej lubi… współpracowników. Mówi, że przyciąga do siebie cudownych ludzi. Poza tym docenia swobodę, jaką udało się jej wypracować.
– Mam tak zgrany zespół, że mogę sobie pozwolić na kilka dni wykonywania obowiązków zdalnie i wiem, że kiedy wrócę, firma będzie dalej stała, a klientki będą zachwycone obsługą. Zadowolone klientki mnie uskrzydlają! Jak ich nie kochać, skoro nie tylko chcą płacić za moje projekty, lecz także dziękują nam kwiatami, czekoladkami, a nawet ciastami zrobionymi własnoręcznie dla naszego zespołu – mówi Marta Trojanowska.
Nie brakuje jej pomysłów. Niedawno poszerzyła ofertę o używane suknie ślubne własnego projektu. Odkupuje je od klientek, a następnie wystawia na wyprzedaży wraz modelami powystawowymi i kreacjami szytymi w wolnej chwili. W najbliższej przyszłości planuje stworzyć inne niepowtarzalne kreacje. Będą to gotowe projekty dla dziewczyn, które nie chcą wydawać tak dużo pieniędzy na suknie. Będą około 30 proc. tańsze i na miejscu w pracowni będzie można dopasować je do sylwetki i nieznacznie spersonalizować.
W planach jest też zmiana pracowni. Marta Trojanowska ujawnia, że będzie się można spodziewać intensywnych kolorów, oddających pozytywną energię zespołu firmy.
– Próbowałam otworzyć analogiczny biznes w Londynie, ale nie wyszło – nie było mnie na miejscu, a to jednak ja jestem sercem tego biznesu. Wyczerpał się też budżet na marketing. Możliwe jednak, że na wiosnę wyjadę w trasę z sukniami boho, żeby spróbować sił na rynku czeskim, ale nie chcę zapeszać. Pomysłów nie brakuje – najważniejsze, żeby dopisało zdrowie i… klientki – podsumowuje właścicielka marki Suknie Boho.