Wraca pomysł handlowej progresji

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2016-04-13 22:00

Rząd zaproponował trzy stawki podatku od obrotów w handlu. Oburzenie branży sprawia jednak, że stawka liniowa nie wypadła z gry

Zdziwienie i oburzenie — tak w skrócie można opisać reakcje przedstawicieli branży handlowej, tak z małych, jak i z dużych sieci, na przedstawione w Sejmie w środę po południu nowe założenia opodatkowania sprzedaży detalicznej. Rząd chce, by podatek od obrotów w wysokości 0,4 proc. odprowadzali handlowcy, którzy osiągają miesięcznie między 1,5 mln a 17 mln zł przychodów. Od przychodów między 17 mln a 170 mln zł trzeba będzie oddawać 0,8 proc., a powyżej 170 mln zł — aż 1,4 proc. Zwolnione z opodatkowania mają być sklepy i sieci, działające pod jednym NIP, których przychody nie przekraczają miesięcznie 1,5 mln zł, czyli 17 mln zł rocznie.

— Spełniliśmy większość postulatów handlowców, którzy protestowali przeciw poprzednim założeniom podatku. Zrezygnowaliśmy z szerokiej definicji franczyzy, zrezygnowaliśmy też z wyższego opodatkowania handlu w soboty i niedziele. Podkreślam, że to na razie tylko propozycja, założenia do projektu, jesteśmy otwarci na dyskusję — mówił Henryk Kowalczyk, minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Rząd chce, by ta „wstępna propozycja” weszła w życie już od 1 lipca. Przypomnijmy, że w budżecie zakładano 2 mld zł wpływów z tego podatku. Pierwsza reakcja branży jest bardzo negatywna, nawet wśród handlowców bliskich PiS.

— Jestem zaskoczony tym projektem. Jako działacz PiS twierdzę, że projekt jest niezgodny z obietnicami wyborczymi, on uderza w polskie firmy. Podczas konsultacji słyszeliśmy od ministra Szałamachy, że nie będzie stawek progresywnych, stąd skupiliśmy się na innym kierunku. To, co jest robione teraz, to nie jest właściwa droga — mówił Tadeusz Sławik z Polskiej Grupy Zakupowej.

Już wiadomo, że pomysły na opodatkowanie handlu mogą nie spodobać się w Brukseli. Rząd się tym specjalnie nie przejmuje.

— Z naszej korespondencji z Komisją Europejską wynika, że wątpliwości wzbudza tak wersja ze stawkami progresywnymi, jak i wersja z podatkiem liniowym, ale wysoką kwotą wolną. W którąś stronę musimy pójść. Generalnie wyroki unijnego Trybunału Sprawiedliwości są takie, że trzeba zmodyfikować prawo, nie ma specjalnego ryzyka zwracania już pobranego podatku — mówił Henryk Kowalczyk.

Rząd przewiduje, że z podatku ma być wyłączona sprzedaż gazu ziemnego, węgla i innych paliw, używanych do opału, a także sprzedaż leków i usług gastronomicznych. — Uważamy, że podatek powinien być liniowy. To sprawi, że będą realizowane obietnice wyborcze, będzie łatwość rozliczeń i nie będzie problemów z Unią Europejską — mówił Wojciech Kruszewski, prezes PSH Lewiatan. Po burzliwej dyskusji na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i powszechnej krytyce ze strony organizacji handlowych — zwłaszcza małych sieci — okazało się, że założenia podatku mogą jeszcze ulec fundamentalnej zmianie.

— Projekt zostanie opublikowany w ciągu kilku dni. Bierzemy pod uwagę głosy branży, możliwa jest wersja z kwotą wolną do 17 mln zł miesięcznego obrotu i stawką 0,9 proc. dla przychodów przekraczających tę kwotę. Projekt będziemy intensywnie konsultować, ten podatek ma cel nie tylko fiskalny, ale ma wyrównywać szanse na rynku — mówił Henryk Kowalczyk. Branża do rządowych pomysłów jest nastawiona sceptycznie.

— Obie wersje nie spowodują wyrównania szans na rynku, uderzą raczej w polskie sieci z niższą rentownością, a w przypadku mojej branży wzmocnią niemieckie sieci, działające przez spółki komandytowe — krytykuje rządowe założenia Marcin Filipowicz z Media Expert. Wszystkie pomysły na opodatkowanie obrotów sklepów krytykuje też konsekwentnie Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji, zrzeszająca największe zagraniczne sieci.

Lepsza kondycja marketów

Tuż przed ogłoszeniem nowych projektów podatku handlowego wyniki finansowe ogłosiły dwie duże sieci. Brytyjskie Tesco, jeden z największych graczy na polskim rynku, w roku finansowym zakończonym w lutym miało w Polsce 11,19 mld zł przychodów, czyli mniej więcej tyle samo co rok wcześniej. Zapracowało na to 440 sklepów w formacie hiper- i supermarketowym, co oznacza, że sieć w ciągu roku zamknęła 9 placówek. Dynamicznie sklepy otwiera wywodzące się z Francji Intermarche, w którym placówki należą do polskich przedsiębiorców, zrzeszonych pod wspólnym szyldem. W 2015 r. Intermarche osiągnęło obroty na poziomie 4,4 mld zł, co oznacza 3-procentowy wzrost. W sieci działa obecnie 230 sklepów, a do końca dekady ma być ich dwa razy więcej. Przypomnijmy, że zgodnie z danymi Nielsena cały segment supermarketów, w którym poza zagranicznymi sieciami jest kilku polskich graczy (m.in. Polomarket, Stokrotka czy Piotr i Paweł), w ostatnim kwartale 2015 r. zwiększył sprzedaż o 3,7 proc. Kolejny spadkowy kwartał zanotowały natomiast hipermarkety (tu obecne są tylko zagraniczne sieci), których sprzedaż skurczyła się o 0,5 proc.