Ale wzrost rocznej przepustowości bałtyckiej rury aż do 55 mld m sześc. gazu jest okolicznością o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa dostaw do Polski. Zwłaszcza że Gazprom planuje dołożenie na dnie morza dwóch następnych nitek, a wydajność i dostępność syberyjskich złóż gazu jest ograniczona i może nie zapewnić pełnego zaopatrzenia wiodącej do Polski nitki jamalskiej…
Jak pamiętamy, na Nord Stream obraziliśmy się z powodów pryncypialnych. Dzisiaj pozostaje z zazdrością westchnąć, że jeśli znajdzie się gigantyczna kasa, to nie istnieją projekty niewykonalne.
Gorzka prawda trudno przechodzi przez usta, ale coraz grubsza bałtycka rura to kres marzeń o energetycznej solidarności unijnego Zachodu z naszym regionem, uzależnionym od rosyjskich surowców jeszcze w epoce Związku Radzieckiego.
Nad Nord Stream pieją nie tylko prezydent Władimir Putin i kanclerz Angela Merkel, ale także francuski prezydent Francois Hollande i holenderski premier Mark Rutte. Będący niewątpliwie arcydziełem inżynierskim gazociąg staje się wręcz pomnikiem bezpieczeństwa energetycznego Europy. Musimy przyjąć na wiarę, że również polskiego — wszak cząsteczki gazu po przebyciu Bałtyku będą mogły wpłynąć do naszej sieci przez Niemcy.
Górnolotne słowa polityków nie osłabiają jednak ostrych unijno-rosyjskich sporów o tzw. trzeci pakiet energetyczny. Nieustępliwy Gazprom odrzuca rynkowe zasady dostępu do gazociągów, uzasadniając, że właśnie one… podważają bezpieczeństwo Europy. Powoduje to wykorzystywanie na razie mocy pierwszej nitki Nord Stream zaledwie w 30-40 proc. Ale dla Polski to naprawdę złudna i marna pociecha…