Jeśli nowa ustawa windykacyjna wejdzie w życie, przysporzy problemów nie tylko firmom z branży, ale także bankom. Ostatecznie stracą kredytobiorcy.
Lista uwag bankowców do projektu ustawy o działalności windykacyjnej i zawodzie windykatora jest długa. Część rozwiązań uważają za zbyt radykalne lub nadmiarowe. Twierdzą, że zmiany dotychczasowego stanu prawnego spowodują znaczny wzrost kosztów firm windykacyjnych, co w rezultacie wpłynie na spadek cen portfeli kredytów niepracujących sprzedawanych przez banki i wyższe odpisy na ryzyko kredytowe. Ostatecznie zaś — wbrew intencjom projektodawcy — koszty wprowadzenia ustawy poniosą klienci banków, gdyż wzrosną ceny nowo udzielanych kredytów.
Zaburzony rytm
Banki dość regularnie sprzedają w przetargach pakiety niepracujących kredytów (NPL). Wpływ takiej transakcji na wynik brutto w kwartale może wynieść od kilku do nawet kilkudziesięciu milionów złotych. Tzw. czyszczenie portfela umożliwia rozwiązywanie rezerw na kredyty z utratą wartości, a tym samym daje miejsce na nową akcję kredytową.
— Jeśli rynek wierzytelności przestanie dobrze funkcjonować, to banki będą miały problem, bo są jednym z głównych klientów firm windykacyjnych pod względem liczby portfeli, zwłaszcza konsumenckich. Nie będą mogły rozwiązywać rezerw i spieniężać wierzytelności, które nie były obsługiwane — twierdzi Tadeusz Białek, wiceprezes Związku Banków Polskich, który swoje uwagi do projektu zawarł na 13 stronach.

Efekt domina
Zmiany proponowane w projektowanej ustawie w obecnym brzmieniu spowodują drastyczny wzrost kosztów firm windykacyjnych m.in. na skutek bardzo ograniczonych możliwości windykacji polubownej oraz nowych wymogów dotyczących zawodu windykatora.
— Rynek obrotu wierzytelnościami nie zniknie ani się nie zamrozi, ale inwestorzy nie będą mogli już tak wysoko wyceniać portfeli wierzytelności. Dla wierzycieli pierwotnych, jakimi są banki, oznacza to istotnie niższe wpływy ze sprzedaży tych pakietów — mówi Jakub Kostecki, prezes Kaczmarski Inkasso.
W bankach trwa ocena wpływu proponowanych zmian w prawie na biznes. Dopóki jednak ustawa jest w fazie projektu, bankowcy nie chcą wypowiadać się oficjalnie na temat jej skutków.
— Jeśli biznes nie będzie mógł działać w dotychczasowej formie, opierając się na skuteczności windykacji polubownej, przełoży się to na wyższe wskaźniki NPL i odpisy w bankach. To z kolei będzie miało wpływ na sposób dysponowania kapitałem oraz możliwości rozwijania akcji kredytowej — mówi PB dyrektor departamentu restrukturyzacji i windykacji jednego z największych banków.
Tym samym banki jako wierzyciele pierwotni będą dotknięte wstrząsami wtórnymi tej ustawy.
Jednym ze skutków będzie także wzrost kosztów. Wiele firm windykacyjnych będzie musiało zmienić model biznesowy, co spowoduje dodatkowe obciążenia finansowe. Obecnie np. zatrudniają studentów, którzy kontaktują się z dłużnikami, np. przypominając o terminie spłaty. W myśl projektu ustawy, aby wykonywać tę pracę, osoby muszą mieć skończone 24 lata i… licencję windykatora. Za uzyskanie licencji zapłaci pracodawca.
— Kiedy rośnie koszt, to rośnie także cena i my jako wierzyciele pierwotni spodziewamy się, że firmy będą chciały rozmawiać z nami o wysokości wynagrodzenia za czynności, które wykonują na naszą rzecz — mówi nasz rozmówca.
Wymagania wobec zawodu windykatora projektant ustawy stawia niemałe. Oprócz uzyskania tzw. opinii środowiskowej jest to także konieczność ujawnienia swojego wizerunku (notabene przepis niezgodny z RODO).
— Skutek będzie taki, że w tym zawodzie nie będzie chętnych do pracy, natomiast ci, którzy zdecydują się na taką profesję, będą elitą w Polsce, a ich oczekiwania płacowe będą ogromne — uważa prezes Kaczmarski Inkasso.
Droga niezgoda
Szczególny sprzeciw bankowców i branży windykacyjnej budzi prawo sprzeciwu dłużnika. Przepis może stworzyć iluzję, że temat zadłużenia zniknął wraz z oświadczeniem, że dłużnik nie zgadza się na rozmowę z windykatorem o swoim zobowiązaniu. I tu powstaje kolejny problem.
— Populistyczny przekaz jest taki, że windykator nic nie może, a konsument może nie wywiązywać się ze zobowiązań. Dochodzenie roszczeń i tak nastąpi, a na etapie sądowym będzie po prostu droższe dla konsumenta — mówi nasz rozmówca.
Osoba zadłużona zaczyna być obciążana kosztami dopiero wtedy, gdy sprawa trafia na etap postępowania sądowego i egzekucyjnego. Tam pojawiają się m.in. opłaty sądowe i skarbowe, zaliczki na czynności komornicze oraz wynagrodzenie komornika.
— Finalnie przy zobowiązaniu np. 10 tys. zł całkowita kwota zadłużenia może urosnąć nawet dwukrotnie. Konsument nie będzie miał wówczas możliwości dogadania się z wierzycielem lub firmą windykacyjną. Komornik zajmie mu pieniądze na rachunku bankowym lub wynagrodzenie za pracę, aby wyegzekwować wierzytelność główną wraz z odsetkami i dodatkowymi kosztami — mówi Jakub Kostecki.
Kto jest kim
Projekt ustawy jest pełen niejasności. Z punktu widzenia banków, szczególnie w jednej, kluczowej kwestii. Nie przesądza jednoznacznie, czy pracownik działu windykacji w banku, który wykonuje swoje czynności zawodowo, musi uzyskać licencję windykatora. Jeśli przyjąć taką interpretację, to również jego pracodawca, czyli bank, powinien działać na podstawie zezwolenia wydanego przez ministra ds. gospodarki oraz uzyskać wpis do nowo utworzonego Rejestru Przedsiębiorstw Windykacyjnych i Windykatorów.
— Rozumiemy i zapisaliśmy to w naszych uwagach do projektu, że intencją jego autorów nie było objęcie banków i ich komórek windykacyjnych wymogiem uzyskiwania licencji windykatora przez każdego pracownika. Bank musi odzyskiwać kwoty z kredytów, bo one pochodzą przecież z depozytów — mówi Tadeusz Białek.
Podwójnie wykluczeni
Związek Banków Polskich alarmuje, że przewidziany w projekcie ustawy zakaz windykacji wobec osób powyżej 75. roku życia czy też osób niewidomych albo słabowidzących może ostatecznie przełożyć się na brak lub ograniczenie możliwości kredytowania takich osób.
— Nikt nie udzieli finansowania osobie, wobec której nie można podjąć czynności prawnych — mówi PB jeden z bankowców.
Ponadto informacja o stanie zdrowia jest daną wrażliwą i zgodnie z przepisami RODO nie może być przetwarzana bez specjalnej zgody klienta. Bank nie ma zaś możliwości pozyskania takiej informacji na etapie udzielenia czy obsługi kredytu.
Ponad 40 proc. polskich konsumentów uważa, że największe problemy z odzyskaniem należnych pieniędzy mają… oni sami. 46 proc. uznaje, że potrzebuje wsparcia ze strony firm windykacyjnych — wynika z badania przeprowadzonego przez IMAS International. Drugie w kolejce do odzyskania swoich należności są banki (34 proc.). Trzecia grupa to operatorzy telefoniczni (29 proc.). Ponad połowa konsumentów uważa, że firmy windykacyjne są potrzebne w gospodarce niezależnie od koniunktury, a co czwarty, że tylko w kryzysie.
Kręgosłup prawny
I bankowcy, i windykatorzy są zgodni, że rynek obrotu wierzytelnościami jest poukładany, a faktycznym kręgosłupem regulacji sektora powinna być Dyrektywa NPL. Rekomendacje Europejskiego Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) oraz Dyrektywa NPL, nad której wdrożeniem pracuje Ministerstwo Finansów, mają usprawnić rynek obrotu wierzytelnościami. Zyskać na tym mają banki, bo będą mogły utrzymywać wskaźnik kredytów niepracujących (NPL) na bezpiecznym poziomie, tj. poniżej 5 proc.
Ustawa o działalności windykacyjnej i zawodzie windykatora ma wejść w życie 1 stycznia 2023 r., a firmy będą miały 12 miesięcy na dostosowanie. W ocenie Związku Banków Polskich powinna mieć co najmniej 3-miesięczne vacatio legis, licząc od daty ogłoszenia. Związek obawia się, że ze względu na przebieg procesu legislacyjnego przyjęcie sztywnej daty wejścia w życie może doprowadzić do jej opublikowania na kilka dni przed tą datą.