Biznes krytykuje limity made in Bruksela

Mira Wszelaka
opublikowano: 2002-11-28 00:00

Zaproponowane przez Danię limity produkcji są zbyt niskie i rażąco dalekie od polskich propozycji — zgodnie twierdzą eksperci i biznesmeni z branży rolno-spożywczej. Ich zamrożenie na dotychczasowym poziomie może zagrozić przyszłości wielu branż.

Nie ziściły się szumne zapowiedzi unijnych dyplomatów o możliwości podwyższenia limitów produkcyjnych, które przez większość przedsiębiorców branży spożywczej uważane są za najważniejszy element negocjacji rolnych. W swoim stanowisku przewodnicząca w tym półroczu UE Dania pokusiła się o symboliczne zaledwie zmiany na korzyść Polski. Przedsiębiorcy nie dopuszczają do siebie myśli, by mogło na tym stanąć i liczą na zmiany w dalszych negocjacjach.

— Jeszcze miesiąc temu UE określała swoje propozycje jako szczodre. Z tej perspektywy jakiekolwiek zmiany w limitach można uznać za krok w dobrym kierunku. Problem tylko w tym, że nowa oferta jest naprawdę kosmetyczna i nie może zadowolić polskich przedsiębiorców — ocenia Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej oraz kierownik katedry agrobiznesu Szkoły Głównej Handlowej.

Najbardziej niebezpiecznie wygląda kwestia plonu referencyjnego zboża (wydajności z hektara), która służy jako podstawa do wyliczania dopłat.

— Ze wskaźnikiem plonu proponowanym przez Brukselę krajowi producenci zboża przegrają już na starcie. Dla każdego przedsiębiorcy, zajmującego się skupem lub przerobem, najważniejsza jest cena ostateczna produktu. Jeżeli zboże oferowane za zachodnią granicą, z większymi dopłatami, będzie tańsze niż polskie, to nikt nie może mieć pretensji do przetwórcy zboża, że nie dopłaci do krajowego — podkreśla Zbigniew Komorowski, właściciel Bakomy, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Na trudne warunki narzekają też mleczarze. Zdaniem Jarosława Kalinowskiego, wicepremiera i ministra rolnictwa, zaproponowana kwota mleczna jest mniejsza od obecnej produkcji, która według szacunków w 2002 r. ma sięgnąć 11,4 mld ton.

— Tak niskie limity grożą znacznym pogorszeniem sytuacji branży mlecznej. Ucierpią na tym zwłaszcza znaczący eksporterzy, choć nie tylko. Na pewno wzrosną koszty produkcji, a wiele podmiotów wypadnie z rynku. W krótkim czasie Polska stanie się znaczącym importerem produktów mlecznych, gdyż ich spożycie w kraju wynosi 175 kg rocznie na jednego mieszkańca, w UE zaś 330 kg. Prognozy wskazują, że w najbliższych latach spożycie mlecznych wyrobów w kraju znacznie wzrośnie, czym oczywiście zainteresowana jest Unia — mówi Dariusz Sapiński, prezes Mlekovity, jednej z największych spółdzielni mleczarskich.

Nieco więcej optymizmu tchnie z branży cukrowej, dla której najważniejsze jest to, że ich największy konkurent na rynku, producent izoglukozy, substytutu cukru do produkcji napojów, nie otrzymał większych limitów.

— W takich okolicznościach zaproponowana nam kwota najzupełniej nas satysfakcjonuje — podkreśla Janusz Pierun z Pfeifer und Langen.

W tej grze jest jednak wielki przegrany — jedyny w Polsce producent izoglukozy amerykański Cargill.